Wrzesień 2015. Chorwacja przegrywa z Norwegią 0:2 i na dwie kolejki przed końcem eliminacji do mistrzostw Europy w 2016 roku spada na trzecie miejsce w grupie, czyli do strefy barażowej, w której jej rywalami mogą być m.in. Szwedzi czy Duńczycy. Na miesiąc przed najważniejszymi meczami eliminacji z Bułgarią i Maltą Chorwacja… zwalnia trenera, Niko Kovaca, powierzając misję odbudowania zdewastowanego zespołu Ante Caciciowi.
Październik 2017. Chorwacja remisuje z Finlandią 1:1 i na kolejkę przed końcem eliminacji do Mistrzostw Świata w 2018 roku spada na drugie miejsce w grupie – czyli do strefy barażowej. Na jakieś… 60 godzin przed najważniejszym meczem eliminacji z Ukrainą Chorwacja… zwalnia trenera. Tym razem Ante Cacić pada ofiarą sytuacji, z której sam skorzystał dwa lata temu.
Chorwacja to żywy dowód na to, jak wiele w piłce zależy od klimatu wokół drużyny i to niezależnie od stopnia rozwoju światowego futbolu. Gdy w 1998 roku jechali na mistrzostwa świata we Francji jako debiutant, w dodatku z kraju podnoszącego się z gruzów pozostałych po wojnie, nikt na nich nie stawiał. Drużyna była montowana od niedawna, w końcu samą niepodległość Chorwatom udało się wywalczyć dopiero 7 lat wcześniej. A jednak już w drugim turnieju eliminacyjnym – do Euro 1996 – Chorwaci zdołali wygrać swoją grupę wyprzedzając finalistów mundialu ’94 – Włochów. Dwa lata później było jeszcze lepiej – zgrana banda, w której grali także Chorwaci wcześniej występujący w barwach Jugosławii, przebojem wdarła się do półfinałów i ostatecznie skończyła turniej z brązowymi medalami.
Może nie był to dream team – Prosinecki, który zbliżał się do końca kariery, grając już w swoim rodzinnym Zagrzebiu. Jarni, który miał przejść do Coventry (ostatecznie zgarnął go… Real), Simić, który z kolei jeszcze nie opuścił Zagrzebia. Oczywiście, mieli Sukera, napastnika “Królewskich”, mieli Bobana, ważny element wielkiego Milanu, ale gdy trafili w ćwierćfinale na Niemców, sprawa wydawała się jasna. Tymczasem kompania braci w biał0-czerwonej szachownicy odprawiła Klinsmanna i spółkę z trzema bramkami.
Co się zmieniło od tej pory? Chorwacja nie ma już kilku gwiazd, ma ich zazwyczaj co najmniej kilkanaście, rozsianych po najmocniejszych klubach kontynentu. Chorwacja nie jest już czarnym koniem, jest jednym z cenionych i uznanych na rynku graczy. No i wreszcie: Chorwacja nie ma wyników. A można się też pokusić o stwierdzenie: nie ma drużyny.
Od 1998 roku ich gra to ciągłe pasmo zawodów, które najdobitniej puentują właśnie ostatnie dwie kampanie eliminacyjne. Skład naszpikowany piłkarzami z najwyższej półki, środek pola łączący Modricia z Rakiticiem, czyli niejako spełnienie snów o połączonym potencjale dwóch największych klubów Hiszpanii. Do tego Perisić, Mandżukić, Brozović, Rog, Lovren, Pjaca… I nic. Wtopy na turniejach, rozczarowująca postawa i wyniki poniżej oczekiwań to jedno. Ale w ostatnich latach nawet awans na imprezy to dla Chorwatów duże wyzwanie, czego najlepszym dowodem ich obecna sytuacja.
Chorwacja remisując z Finami praktycznie skazała się na kolejne trzy mecze stresu – bo trudno chyba oczekiwać, by Islandia wyłożyła się na meczu z reprezentacją Kosowa. W tym momencie to wyspiarze są na pierwszym miejscu, mają dwa punkty przewagi nad Chorwatami i o wiele prostszy finał eliminacji. Chorwaci bowiem jadą na Ukrainę, która ma tyle samo punktów, co oni. Co prawda remis oznacza, że w barażach zagrają Chorwaci, ale czy na pewno remis z Ukraińcami, szczególnie w kontekście aktualnej formy Jarmołenki, to wynik łatwy do osiągnięcia?
Jak zwykle w przypadku Chorwatów receptą na całe zło ma być wymiana trenera. Tak jak Kovaca zastąpił Cacić, co zresztą było sporym zaskoczeniem, tak teraz za Cacicia wskakuje Zlatko Dalić, do tej pory trenujący głównie w… Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Co gorsza, na odmienienie zmęczonej twarzy zespołu – tej z meczu z Finlandią, podczas którego wyjątkowo sfrustrowany wydawał się przede wszystkim Luka Modrić – ma zaledwie kilkadziesiąt godzin. Mecz na Ukrainie już w poniedziałek, czyli tak naprawdę nowy selekcjoner zdąży się przywitać, przeprowadzić rozruch i ewentualnie pokrzyczeć na piłkarzy w szatni przed meczem. Ostatni taki ruch zadziałał – i Chorwaci awansowali na Euro. Teraz znów muszą się szykować na baraże. Przynajmniej punkt na Ukrainie, potem dwa trudne spotkania.
Mówimy o reprezentacji, która po fazie grupowej ubiegłorocznego turnieju była typowana do zwycięstwa w całej imprezie. Mówimy o reprezentacji, która od lat ma w składzie topowych zawodników. W 1998 roku jedną z przyczyn sukcesu Chorwatów miała być ich wyjątkowa atmosfera – jedenastka stała się jednym z pierwszych symboli niepodległej Chorwacji, stała się symbolem nowych czasów, reprezentacją całego narodu. Boban zresztą był upatrywany jako jeden z tych, którzy rozkręcili cały konflikt – wystarczy przypomnieć HISTORIĘ PEWNEGO KOPNIĘCIA. Teraz? Nie jest wielką tajemnicą, że kłóci się nie tylko drużyna z selekcjonerem, ale też kibice z piłkarzami, kibice ze związkiem, związek z sądami. Dochodzi do takich sytuacji jak na Euro 2016, gdy część kibiców z Chorwacji chciała doprowadzić do walkowera na niekorzyść ich drużyny, by zrobić na złość działaczom.
To nie jest klimat do robienia wyników. Ciekawe, czy nowy selekcjoner o tym wie.