Najpierw był Andrzej Gołota walczący z największymi gwiazdami wagi ciężkiej i cztery razy dochodzący do pojedynku o mistrzostwo świata. Potem pasy czempionów dla Tomasza Adamka, Krzysztofów Włodarczyka i Głowackiego. W międzyczasie mistrzostwo Europy Przemysława Salety, Alberta Sosnowskiego, Rafała Jackiewicza, Grzegorza Proksy i Mateusza Masternaka, plus oczywiście dekada dominacji Dariusza Michalczewskiego. I cały tłum młodych zdolnych, dobijających się do mistrzowskich walk. Dziś został tylko krajobraz po bitwie. I niestety, nie zanosi się na powrót złotych lat…
Gołota na szczęście już skończył z boksem po kilku nieudanych próbach powrotu. Tomasz Adamek jeszcze ostatniego słowa powiedział, ale nikt nie ma już chyba złudzeń, że bliżej mu do pożegnalnego pojedynku lub skoku na kasę w KSW niż do mistrzowskich walk w wadze ciężkiej. Krzysztof Włodarczyk ma ostatnią szansę, gdzieś zagubili się Głowacki i Masternak. Jackiewicz wciąż potrafi zarobić parę euro, jeżdżąc po świecie, ale finansowe sukcesy to jedyne, na co może liczyć. Artur Szpilka dobre wyniki osiąga w zasadzie wyłącznie w mediach społecznościowych, Andrzej Fonfara po dwóch porażkach z Adonisem Stevensonem bardziej niż o boksie myśli już chyba o biznesie. A młodzi – gniewni? Niestety, wspaniałej generacji ani widu, ani słychu. Brutalna prawda jest taka, że kibiców boksu raczej czekają trudne lata…
Krzysztof Głowacki – mistrz jednego sezonu?
Przez długie lata „Główka” był uważany za wielki talent, który potrzebuje tylko właściwego czasu, by rozbłysnąć. I ten czas przyszedł. Głowacki dwa lata temu w Newark walczył z mistrzem świata WBO wagi junior ciężkiej Marco Huckiem. I w dziesiątej rundzie tak huknął Niemca, że było po zawodach. Rok później Polak zrobił skok na kasę, mierząc się z Oleksandrem Usykiem. Ukrainiec wielkich szans mu nie dał, ale co „Główka” zarobił, to jego…
W czerwcu były mistrz wygrał z niepokonanym Hizni Altunkayą, w sobotę powalczy z doświadczonym Leonardo Bruzzese, włoskim średniakiem, który dwa razy bez powodzenia próbował zostać mistrzem Europy. Polakowi nie wypada przegrać, zwycięstwo może mu otworzyć drogę do kolejnej walki o tytuł.
– To taka walka, którą Głowacki musi wygrać, musi zmieść gościa z ringu. Wtedy może dostać kolejną szansę, może jeszcze wejść do turnieju World Boxing Super Series – uważa Maciej Miszkiń, były bokser, obecnie ekspert Polsatu Sport.
Andrzej Fonfara – znokautowane marzenia
Fonfara to gość z charakterem, tego odmówić mu nie można. Jako dzieciak poleciał do Stanów, walczyć w barwach nowej, polsko – amerykańskiej grupy. Ta szybko się rozpadła, ale Andrzej w USA już został. Krok po kroku budował swoją karierę, zbliżając się do walki o mistrzostwo świata. Wygrał z legendarnym Glenem Johnsonem, potem z Campillo i Millerem, po czym wyszedł do ringu z mistrzem WBC wagi półciężkiej, niesamowitym Adonisem Stevensonem. Przegrał jednogłośnie na punkty, ale wrażenie zrobił doskonałe. Dość powiedzieć, że w końcówce walki miał czempiona na deskach!
Minęły trzy lata, Fonfara znokautował Chada Dawsona, byłego mistrza świata i pogromcę Tomasza Adamka, czym wywalczył sobie prawo rewanżu ze Stevensonem. Miało być pięknie, a wyszło jak zawsze. Reprezentant Kanady zakończył zabawę już w 2. rundzie, nokautując Polaka i jego marzenia.
Fonfara w USA zarobił znakomite pieniądze, które teraz chce inwestować w Polsce. Z kariery nie rezygnuje, ale można wątpić, czy zdoła jeszcze raz wspiąć się na szczyt.
Krzysztof Włodarczyk – ostatnia z ostatnich szans
„Diablo” to temat na osobną historię. Gość o piekielnie mocnym uderzeniu, bardzo odporny na ciosy. Przynajmniej na te, zadawane w ringu. Bo te, przyjmowane w życiu prywatnym, potrafiły go popchnąć do próby samobójczej. Włodarczyk po latach burzliwego związku rozstał się z żoną i próbuje sobie ułożyć życie na nowo.
A w ringu? Cóż, co się stało, to się nie odstanie. Nie da się ukryć, że czas nie działa na korzyść „Diablo”. Włodarczyk dwa razy zdobywał tytuł w wadze junior ciężkiej, w sumie wygrał osiem walk o mistrzostwo świata, w tym kilka za naprawdę dobre pieniądze. Złe decyzje biznesowe i delikatnie mówiąc dość luźne podejście do pieniędzy sprawiły jednak, że dziś były czempion nie ma żadnych oszczędności. Wszystko może się zmienić 21 października, kiedy w Newark zmierzy się z Muratem Gasijewem, mistrzem IBF, w ramach turnieju World Boxing Super Series. Sprawa jest jasna: dla Włodarczyka to ostatnia z ostatnich szans i na tytuł, i na duże pieniądze.
Mateusz Masternak – bez zwycięstw, bez promotora
Przez długi czas jego kariera rozwijała się wręcz modelowo: kolejne wygrane walki, prawie same nokauty, widowiskowy styl i wyjątkowa pewność siebie przed kamerami. „Master” sięgnął po pas mistrza Europy wagi junior ciężkiej i był naprawdę blisko walki o mistrzostwo świata. W Moskwie przegrał jednak z Grigorijem Drozdem, tym samym, który potem odebrał „Diablo” jego pas WBC oraz znokautował Łukasza Janika.
Od tego momentu już nic w karierze Masternaka nie było jak należy. Przegrał z Kalengą walkę o tymczasowe mistrzostwo świata, przegrał z przeciętnym Johnnym Millerem, przegrał z Tony Bellew starcie o mistrzostwo Europy… W międzyczasie pojawiły się kłopoty z promującą Polaka grupą Sauerland, co ostatecznie skończyło się rozwiązaniem kontraktu. W tym roku wprawdzie pokonał dwóch średniaków na galach w Polsce, w rankingu WBO wciąż jest w pierwszej dziesiątce. Ale jego nazwisko w kontekście poważnych pojedynków jakoś się nie pojawia…
– Mateusz wciąż jest w dobrej formie i nie można go jeszcze przekreślać – uważa jednak Miszkiń.
Mariusz Wach – twardziel na dopingu
Jeden z największych talentów polskiego boksu. Przynajmniej, jeśli chodzi o wymiary – 203 centymetry wzrostu i 115 kilo żywej wagi. Wach w ringu zasłynął przede wszystkim piekielnie twardą szczęką. Przez 12 rund niemiłosiernie obijał go na przykład Władymir Kliczko, który prawie wszystkie swoje walki wygrywał przed czasem. Polak przetrwał ukraińską nawałnicę, choć sam wielkiego zagrożenia nie stanowił. Potem wyszło na jaw, że wspomagał się przy tym niedozwolonymi środkami. Podejrzenia były także po drugiej walce Wacha o mistrzostwo świata – z Aleksandrem Powietkinem. Przebieg pojedynku również był podobny – jeśli Polak blokował ciosy czempiona, to głównie twarzą. Tym razem nie dotrwał do ostatniego gongu, ale 11 rund i tak przetrzymał.
W tym roku Wach niespodziewanie wygrał na punkty w Niemczech z zawodnikiem gospodarzy Erkanem Teperem. W święto niepodległości zmierzy się z niepokonanym Jarrellem Millerem. Gdyby znów sprawił niespodziankę, być może po raz kolejny dojdzie do walki o pas. Ale trudno się spodziewać, żeby takie starcie mogło wyglądać inaczej niż te z Kliczką i Powietkinem.
– Taki bokser, jak Mariusz zawsze ma szanse. Potrafi przyjąć bardzo mocny cios, ma także czym uderzyć. W ostatnich walkach poprawił agresywność, czego zawsze mu brakowało – przypomina Miszkiń.
Tomasz Adamek – byle dutki się zgadzały
„Góral” wielkim bokserem był. To nie podlega dyskusji. Jako jedyny polski bokser zdołał zdobyć pasy mistrza świata w dwóch kategoriach wagowych i walczyć o tytuł w trzeciej. Lekcja, którą dostał od Witalija Kliczki była bardzo bolesna, ale największa wypłata w karierze z pewnością podziałała pocieszająco.
Po porażce w walce o tytuł wagi ciężkiej Adamek stoczył kilka niezłych pojedynków w USA, po czym rozpoczął się zjazd. Jednogłośnie na punkty uległ Głazkowowi, potem zdominował go Artur Szpilka i znokautował Eric Molina. W czerwcu „Góral” walczył z Solomonem Haumono. Kibice na pustawych trybunach w Gdańsku byli świadkami średniego widowiska. Brutalna prawda jest taka, że w sukcesy Adamka wierzy już chyba tylko garstka najwierniejszych kibiców. Ostatnio plotkuje się o romansie boksera z Gilowic z federacją KSW. Cóż, Adamek to góral, więc jeśli dutki będą się zgadzać…
Artur Szpilka – mniej fejsa, więcej pokory
Szpilka to niesamowity talent – bez dwóch zdań. Kłopot w tym, że oprócz talentu do boksu ma także wyjątkową umiejętność radzenia sobie w mediach społecznościowych. W efekcie jego fanpejdż ma znacznie więcej polubień niż chyba wszystkich pozostałych polskich bokserów razem wziętych. To nie wszystko – „Szpilę” obserwuje prawie dwa razy więcej niż na przykład Kamila Grosickiego, czy Joannę Jędrzejczyk, podobne zasięgi generują Justyna Kowalczyk, Kamil Stoch czy Agnieszka Radwańska! To daje ogromną popularność i niemałe pieniądze. Nierzadko także powoduje szybki wyrzut wody sodowej do organizmu.
Artur Szpilka w mediach jest piekielnie pewny sobie, problem w tym, że ring mocno weryfikuje jego słowa. Po zwycięstwie nad Adamkiem Szpilka doszedł do pojedynku o mistrzostwo świata z Deontayem Wilderem. Przez pewien czas dawał radę, ale i tak zakończył starcie na deskach w 9. rundzie. Jeszcze krócej wytrzymał z Adamem Kownackim, którego miał zjeść na drugie śniadanie.
Co dalej z karierą „Szpili”? Choć między nim, a Tomaszem Adamkiem jest 12 lat różnicy, to także w przypadku Artura coraz częściej słychać o KSW…
Rafał Jackiewicz – kolejny skok na kasę
Był mistrzem Europy, walczył o mistrzostwo świata. W przypadku gościa, który po ciosie nożem w serce miał w ogóle nie nadawać się do sportu – całkiem nieźle. W ogóle kariera „Mistrzunia” to dowód na słuszność powiedzenia „sky is the limit”. Jackiewicz wybitnym bokserem nigdy nie był, ale nadrabiał pewne braki niesamowitą wolą walki i charakterem. Tak było choćby w starciu z Delvinem Rodriguezem, której zwycięzca miał zdobyć prawo boksowania o mistrzostwo świata. W szóstej rundzie Jackiewicz przyjął cios, który powaliłby konia, a po nim całą serię kolejnych. Cudem to przetrwał, a potem wyszarpał wygraną. Nie wygrał umiejętnościami, a właśnie serduchem.
40-letni Jackiewicz często podróżuje na gale w różnych częściach świata, co kilka miesięcy boksuje też w Polsce. Z ostatnich 10 walk przegrał 6, ale znokautował choćby jedną z nadziei polskiego boksu – Michała Syrowatkę.
„Mistrzunio” mówi wprost: kasa musi się zgadzać. Teraz właśnie podpisał kontrakt na walkę o mistrzostwo Unii Europejskiej w Hiszpanii. Do ringu ostatnio wychodził przy dźwiękach piosenki „Wesołe jest życie staruszka”…
Adam Kownacki – co zbuduje na sensacji?
Urodził się w Łomży, ale całą karierę boksuje w USA. I to z bardzo dobrym skutkiem. 28-latek ma na koncie 16 walk, 16 zwycięstw i 13 nokautów. Najcenniejszy jest oczywiście ten ostatni – w pojedynku z Arturem Szpilką. Wcześniej także jednak nie obijał ogórków – jego trzej wcześniejsi rywale: Joshua Tefte, Jesse Barboza i Danny Kelly łącznie mieli na koncie 39 zwycięstw i 3 porażki.
Kownacki po sensacyjnym zwycięstwie nad Szpilką dołączył do elity. Jest notowany w pierwszej piętnastce rankingu federacji WBC, co oznacza, że w każdej chwili może zostać wybrany przez Deontaya Wildera jako rywal do dobrowolnej obrony. Nie ukrywa, że jego celem jest mistrzostwo świata, o którym marzy od dziecka.
Sosnowski, Wawrzyk, Saleta – to se ne vrati
Przemysław Saleta do ringu wrócił po siedmiu latach, na walkę z Andrzejem Gołotą. Wygrał, więc sprawdził się także z Tomaszem Adamkiem. Po porażce zakończył karierę. Teraz większą część roku spędza w Tajlandii, gdzie prowadzi treningi muay-thai.
Inny były mistrz Europy wagi ciężkiej Albert Sosnowski jeszcze rękawic nie odwiesił, ale to tylko kwestia czasu. „Dragon”, podobnie jak Jackiewicz, z kariery wycisnął 150 procent. Kiedy zaczynał, nikt nie postawiłby złamanego grosza, że Sosnowski zostanie mistrzem Europy i dojdzie do walki o mistrzostwo świata (przegranej, ale bez wstydu). Jego kłopot polega tylko na tym, że nie wie, co ze sobą zrobić po karierze, więc ją bez sensu kontynuuje. Z ostatnich 10 walk wygrał trzy, z jednym niemal debiutantem i dwoma rywalami, którzy łącznie przegrali 25 walk. Z kolei z gościem o bilansie 25 zwycięstw – 61 porażek… zremisował.
Andrzej Wawrzyk, który właśnie skończył 30 lat, na papierze wygląda znakomicie. Ma 33 zwycięstwa i 1 porażkę, w walce o mistrzostwo świata. 25 lutego miał po raz kolejny bić się o pas, tym razem z Deontayem Wilderem. Miesiąc wcześniej wpadł jednak na stosowaniu dopingu. Można po czymś takim odbudować karierę, ale łatwe to z pewnością nie będzie.
Maciej Sulęcki – cała nadzieja w Striczu
„Striczu” ma 28 lat i jest notowany w ścisłej światowej czołówce. Wygrał wszystkie 25 pojedynków. Słabe punkty? Ciężko wskazać. Przez długi czas był to brak nokautującego ciosu – w pierwszych 18 walkach zaliczył tylko trzy nokauty. Troszkę się jednak pozmieniało – ostatnich siedmiu rywali kończył przed czasem. A nie da się ukryć, że to właśnie niedawni rywale byli najmocniejsi. Zaczęło się od tego, że Sulęcki zakończył karierę byłego mistrza Europy i pretendenta do tytułu mistrza świata Grzegorza Proksy (7. runda). Potem pokonał czterech rywali w USA, w tym niepokonanego w 24 walkach Hugo Centeno Jr. W czerwcu zdemolował w niespełna trzy rundy Damiana Bonellego (23-1), po czym… wdał się w pyskówkę z promotorami!
– Na takie walki szkoda czasu. Tylko czołówka, bo resztę kończę do 3. rundy. Brawo ja! – skomentował, po czym dodał, że jest gotowy do walki z każdym rywalem, nawet Giennadijem Gołowkinem, albo… mistrzem wagi ciężkiej Anthonym Joshuą. – Zasługuję na duże walki za duże pieniądze. Czekam na ruchy promotorów. Szkoda mi zdrowia na walki z frajerami. Jestem zawodnikiem wagi junior średniej, w średniej mogę walczyć tylko o tytuł. Do Joshuy też bym wyszedł przy odpowiedniej propozycji, nie ma problemu. Nie takich się uwalało – wypalił.
– Maciej Sulęcki to w tym momencie najbardziej perspektywiczny polski pięściarz. Myślę, że jest w stanie wygrać z każdym w wadze super półśredniej i prawie każdym w średniej – ocenia Piotr Momot. – Jedyne czego może mu zabraknąć w walkach ze światową czołówką to doświadczenie. Boksersko jest gotowy.
Gdzie ta młodzież?
Przez ostatnie kilkanaście lat każdy talent, kiedy tylko się pojawił, był wyłapywany przez promotorów boksu zawodowego. Boks amatorski nie mógł młodym zaoferować nic, poza marzeniami o medalach wielkich imprez. Sponsorów nie było, a stypendia wypłacane przez Polski Związek Bokserski – były skandalicznie niskie.
W efekcie boks amatorski w Polsce w zasadzie dogorywa. Na medal igrzysk olimpijskich czekamy od 1992 roku i nie wygląda na to, żebyśmy niedługo mieli się doczekać. Liga, bokserska, w której w dawnych latach boksowały największe gwiazdy polskiego boksu, a wcale nie tak dawno choćby Władymir Kliczko, od dawna nie istnieje.
-W ubiegłym roku sparowałem z kadrą olimpijską, z zawodnikami szykującymi się do World Boxing Series. Muszę powiedzieć, że słabo to wyglądało – mówi Miszkiń.
Boks ma coraz mniej argumentów, do przyciągnięcia młodych. Sukcesów na dużą skalę jakoś nie widać, trybuny na galach coraz częściej świecą pustkami, a oglądalność boksu w telewizji dawno oddała pola MMA. Czy to znaczy, że dyscyplinę teraz czeka tylko równia pochyła? Niekoniecznie. Boks to specyficzna dyscyplina, wymagająca charakteru i dużej odwagi. Paradoksalnie, czasem im trudniej, tym lepiej.
JAN CIOSEK