Autorem tekstu jest osoba niezwiązana z polską piłką, podobieństwo do wszelkich faktycznie istniejących osób – przypadkowe, a fabuła – fikcyjna. Tekst ma charakter żartobliwy i w żaden sposób nie ma na celu urażenia kogokolwiek.
*
Spora część z Was zapewne dobrze wie, że mam bardzo dobre stosunki z tak zwanymi elitami politycznymi. Oczywiście, mam na myśli światowe elity, nie jakiegoś tam z bożej łaski wicemarszałka polskiego Senatu. Opowiem Wam historię, jaka przydarzyła mi się w listopadzie 2015 roku.
Miałem wtedy przerwę od ławki trenerskiej w Polsce, bo Polski Związek Pierdolonych Nierobów w tamtym czasie w dalszym ciągu debatował nad moją licencją trenerską. Ale to, że te misie nie chciały dać mi licencji, wcale nie znaczyło, że w ogóle nie mogłem trenować. Mogłem, tylko na innym kontynencie, z papierem odpowiednim dla danego regionu. Uruchomiłem swoje kontakty i zacząłem dzwonić. Miałem tam człowieka, który odebrałby ode mnie nawet w nocy o północy.
– Halo? – powiedział zaspany głos w słuchawce.
– Baszszar, misiu kolorowy! Nie mamy czasu, jadę do Ciebie. Masz trenera kadry?
– Zaraz, co? Jak? Yyy… no mam.
– To go zwolnij! Już masz nowego. Mnie! Pamiętasz 2003 rok? Powrócą złote czasy syryjskiej piłki!
– Wujo, kurwa… Czy ty nie wiesz, co się u mnie dzieje? Fundamentaliści zajęli mi połowę kraju. Na drugiej połowie kiszę się ja razem z Ruskimi, i Jankesi z rebeliantami, którzy też chcą mnie obalić. Wujo, teraz mam piłkę nożną w poważaniu, bo gdyby nie Władimir, to bym już kurwa skończył jak Kaddafi.
– Baszszar, ale tak się nie wygrywa wojen! Gdzie propaganda?! Pokaż swoim ludziom, że kraj normalnie funkcjonuje. A jak najłatwiej to pokazać? Przez piłkę!
– Hmm… poczekaj chwilę – powiedział Asad, po czym trzymał mnie na linii przez parę minut. – Dobra Wujo, mam propozycję. Jest do przejęcia klub w mieście Deir ez-Zor. Piękne miejsce do życia! Wprawdzie drużyna, Al-Futowa, jest w delikatnym kryzysie, ale potraktuj to jako wyzwanie.
– Deir ez-Zor… brzmi ciekawie. A jaka będzie za to kasa?
– Dla ciebie? Jeżeli zrobisz tam dobrą drużynę, to dam ci nawet bańkę w dolarach. Słuchaj, mamy listopad. Jak zgłosisz gotowość, to w grudniu zorganizuję turniej piłkarski w Damaszku, gdzie was zaproszę. Pokażecie się na stadionie narodowym zapełnionym po brzegi! Co ty na to?
– I to jest konkretna rozmowa, Misiu. Wchodzę w to!
Dzień później siedziałem już w samolocie lecącym prosto do Syrii, a konkretnie do Damaszku. Następnie musiałem się przesiąść z samolotu cywilnego do wojskowego, co trochę mnie zaskoczyło. W pierwszej chwili pomyślałem, że Syria to jednak kraj ogarnięty wojną, i może po prostu mają utrudnione połączenia lotnicze. Ale jak już dolecieliśmy na miejsce… Kurwa, to miasto składało się z dwóch rzeczy: gruzowisk i lejów po bombach. Mogę powiedzieć jedno, wtedy zdałem sobie sprawę, że ten skurwiel Asad coś kombinuje. Tam drużyna i stadion były najmniejszym problemem. W mieście bardziej skupiano się na tym, żeby nie dostać kulki, albo nie wylecieć w powietrze. Ale to jeszcze nic. Zamiast do luksusowego hotelu, zaprowadzono mnie do jakiegoś wojskowego baraku. Dali mi pryczę, prześcieradło, miskę z wodą i szare mydło. Piękne miejsce do życia, pomyślałem, kurwując przy okazji na Baszszara. W nocy w ogóle nie spałem. Co chwilę słyszałem huk bomb lub serie z kałachów. I kiedy tak nie mogłem usnąć, pomyślałem, że nie poddam się tak łatwo. Zorganizuję drużynę, i przygotuję tych misiów tak, że za miesiąc w Damaszku Asadowi fujara zmięknie jak ich zobaczy. O siódmej rano poszedłem do dowódcy syryjskiego garnizonu na lotnisku.
– Zawieź mnie do budynku klubowego Al-Futowa – powiedziałem, stając w drzwiach.
– Nie ma takiej opcji. Za duże ryzyko. Pan to jeszcze jest nietutejszy, po karnacji wnoszę że Europejczyk. To ja dziękuję, ustrzelą pana, a wtedy na przodach będziemy mieli terrorystów, a na tyłach chmarę dziennikarzy.
– Misiu kolorowy, ale ja tu przyszedłem trenować! Zbawiać wasz zasrany futbol, i to z polecenia samego Baszszara al-Asada!
Wojskowy namyślił się chwilę, po czym powiedział:
– Ehh, dobra. Dostaniesz auto oraz kierowcę. Wcześniej podpiszesz oświadczenie, że opuszczasz bazę na własną odpowiedzialność. I jeszcze jedno: nie zdziw się, jeżeli w klubie nikogo nie zastaniesz.
Oczywiście, zgodziłem się na ten szalony pomysł. Ledwie opuściliśmy lotnisko, a już zaczęła się akcja. Trzydzieści metrów od nas wybuchły dwie bomby. Huk powybijał szyby w aucie, ale to tam chuj! Przejechaliśmy następne dwa kilometry, a jakiś Abdul poczęstował nas serią z kałacha. Ale to też był chuj. Dojeżdżając do stadionu terroryści przygotowali nam fajerwerki z moździerzy. Wtedy dopiero zrobiło się ciekawie! Mój kierowca był cały posrany ze strachu, ale mi nie w głowie było odpuszczanie. Gość jechał jak ostatnia pizda, dlatego zacząłem go instruować:
– Teraz jedź w lewo! I na pobocze! I rura, gaz do dechy! Co tak wolno, misiu! Uważaj, mina! No, szybciej, szybciej! Moja babcia pojechałaby lepiej na tym odcinku!
Wywarłem na chłopaku taką presję, że już nie wiedział co stanowi dla niego większe zagrożenie: wybuchające bomby czy ja na siedzeniu pasażera.
– Dobra misiu, zawracaj! – krzyknąłem do niego.
– Aa… ale już prawie jesteśmy na miejscu.
– Mało ważne, wracamy na lotnisko. No chyba nie sądziłeś, że trening odbędzie się przy akompaniamencie pocisków napierdalających wokół stadionu? – powiedziałem do kierowcy.
– W sumie to nie…
– I błąd! Odbędzie się. Tylko że teraz to my będziemy napierdalać. Wracaj tą samą drogą. Tylko, kurwa, szybciej, przecież ją już znasz!- powiedziałem do żołnierza, po czym przylutowałem mu z otwartej w hełm.
Deir ez Zor. Powiem jedno: zdarzało mi się trenować w ładniejszych miejscach na świecie. (fot. bicyclemark / Foter / CC BY-NC-SA)
Powróciwszy do bazy lotniczej, od razu udałem się do dowódcy syryjskiego garnizonu.
– Misiu kolorowy, tu nie ma co trenować, tu trzeba dzwonić. Daj telefon, albo sam zawołaj tu do mnie ruskich gierojów! Mam dla nich pewne informacje, które wpłyną na zmianę linii frontu – powiedziałem, stając w progu.
– Trenerze, po pierwsze, wątpię by wszedł pan w posiadanie takich informacji, a jeśli już, równie dobrze może pan je przekazać do mnie.
Wtedy podszedłem do niego, stanąłem przed biurkiem i powiedziałem:
– Słuchaj, mały chujku, ty mi tu oczu nie zamydlisz. Ja dobrze wiem, kto na tym odcinku pociąga za sznurki, a kto jest takim typowym „przynieś, podaj, pozamiataj”. Dlatego powiem Ci jedno: przynieś mi telefon, podaj numer do ruskiego, który koordynuje tą całą akcję, i pozamiataj w międzyczasie, bo twój gabinet wygląda gorzej niż to całe miasto. Aha, i rozgłoś wśród syryjskich żołnierzy, że dziś o godzinie 15:00 na stadionie odbędzie się selekcja do mojej drużyny. Biorę tego kierowcę, którego mi dałeś. Strachliwy chłopak z niego, ale spokojnie, jeszcze trochę i się zahartuje. Będzie moim kapitanem.
Po minucie trzymałem telefon i rozmawiałem z rosyjskim oficerem, odpowiedzialnym koordynowanie ataków sił rosyjsko-syryjskich.
– Panie oficerze, informuję, że dziś w godzinach porannych odbyłem zwiad mający na celu zlokalizowanie pozycji wroga. Operacja zakończyła się sukcesem, podaję przybliżone pozycje z prośbą o ich natychmiastowe zbombardowanie. Panie oficerze, to jest Pana szansa. Wróg jest mobilny jak chuj. Jutro te dane mogą być nieaktualne. Niech pan pamięta, jedna kwestia jest kluczowa: musicie odciąć stadion od terrorystów.
Pół godziny później na niebie zaroiła się chmara samolotów Tu-22M3, oraz Tu-160, a na terenach zajmowanych przez terrorystów rozpętało się piekło. W takich warunkach przeprowadziłem swój pierwszy trening w Syrii, po powrocie do tego kraju, po przeszło 12 latach.
I w ten sposób, mając tylko miesiąc na przygotowania, pojechałem na turniej piłkarski do Damaszku, rozgrywany na tamtejszym stadionie narodowym. To był turniej czterozespołowy, rozgrywany na zasadzie play-off, więc od razu zaczynało się od półfinału. Grała w nim prowadzona prze ze mnie Al-Futowa, oraz same kluby z Damaszku: Al-Jaish, Al-Wahda i Al-Shorta. Ludzie kochani… to wtedy byli sami potentaci! Dość powiedzieć, że w 2012 mistrzem została Shorta, następnie Wahda, a w 2015 Jaish. Mistrzostwo Syrii wtedy co sezon rozstrzygało się w Damaszku. Ale skoro Baszszar powiedział, że zorganizuje turniej jeśli tylko zbiorę drużynę, to słowa dotrzymał. I co się stało? Opierdoliliśmy frajerów! W półfinale pojechaliśmy Al-Wahdę, dwójką, a w finale moi chłopcy rozpierdolili obecnego mistrza, Al-Jaish trzy do ucha! To była taka sensacja, jakby kaleka wyszedł z Tysonem na ring, i posłał go na dechy. Wojna w kraju, terroryści z ISIS, Ruscy, Amerykanie, rebelianci, a przez następny tydzień gazety pisały tylko o tym turnieju. Jeszcze w dniu finału spotkałem się z Baszszarem al-Asadem na uroczystym bankiecie, zorganizowanym dla zwycięzców, czyli dla nas.
– Wujo, gratulacje. Jesteś wielki – powiedział Asad, z uśmiechem na ustach.
– Ta… jestem – odpowiedziałem zamyślony, po czym dodałem – Baszar? Ciebie chuj obchodzi klub, którego nazwy pewnie nawet nie pamiętasz, i to w mieście, które dziś jest ruiną, prawda?
Asad tylko popatrzył na mnie, i uśmiechnął się tajemniczo.
– Ty przebiegły sukinsynu… Chciałeś odwrócić siły na tej części frontu, a doprowadzić do tego mógł tylko zmasowany nalot bombowy. Dlatego powierzyłeś mi prowadzenie akurat tego klubu.
– Wiedziałem, że żaden z moich żołnierzy nie jest choć w połowie tak szalony, odważny i zdeterminowany jak ty, Wujo. Musiałem wziąć cię podstępem, nie miałem pewności, że będziesz chciał zaangażować się w ten konflikt bezpośrednio. Nie martw się. Umawialiśmy się na milion baksów, ale to nieaktualne. Za dobrze się spisałeś. Dostaniesz trzy miliony i bilet na samolot w dowolne miejsce na świecie.
Przyznam, że Baszszar trochę mnie oszukał, ale pod pewnym względem nawet mi zaimponował. Oczywiście nie chciałem kontynuować trenowania Al-Futowy, skoro tak naprawdę byłaby to tylko przykrywka pod działania militarne na froncie. Ale nie mieliśmy wzajemnie pretensji do siebie z Asadem. Koniec końców on dał popalić fundamentalistom, a ja leciałem do Monte Carlo z walizką pełną dolarów.
Od listopada 2015 roku, teren wokół stadionu w Deir ez-Zor pozostaje pod kontrolą wojsk syryjsko-rosyjskich, jako kluczowy punkt w mieście. 5 września tego roku Deir ez-Zor zostało odbite z rąk ISIS.
WUJO
[Zdjęcie główne: 18 listopada 2015 roku miało miejsce jedno z najbardziej intensywnych bombardowań terenów zajętych przez terrorystów. Cztery punkty w centralnej części mapy, to dokładne pozycje wojowników Państwa Islamskiego, które wojska sojusznicze poznały dzięki mnie.]