Co by nie mówić, pachniało medalem, pachniało… ale niestety, Michał Kwiatkowski musiał ostatecznie obejść się smakiem, bo po morderczym finiszu mistrzem świata w norweskim Bergen został niemożliwy Peter Sagan. Wesołek ze Słowacji został więc pierwszym kolarzem w historii, który zdobył mistrzostwo globu trzy razy z rzędu.
Marzyliśmy, żeby „Kwiatek” powtórzył swój wielki wyczyn sprzed trzech lat z Ponferrady, ale w Bergen kolejka do medali była długa jak w Carrefourze po świątecznego karpia na promocji. Polak, Peter Sagan, Greg Van Avermaet, Michael Matthews, Alexander Kristoff, Edvald Boasson Hagen i jeszcze kilku innych gości ostrzących sobie zęby na podium.
Zapędy niektórych zweryfikowała dziś jednak trasa licząca ponad 267 km. Podziwiamy, bo musimy przyznać, znamy bardziej przyjazne szlaki na niedzielną przejażdżkę…
… ale chociaż widoki całkiem spoko.
Wyścig tak naprawdę zaczął się około 90 km przed metą, bo to wtedy miał miejsce największy przesiew w peletonie. Nasi nie dali się zaskoczyć i Michał Kwiatkowski długo jechał ze swoimi bodyguardami, czyli Maciejem Bodnarem, Maciejem Paterskim, Pawłem Poljańskim, Michałem Gołasiem i Łukaszem Wiśniowskim. Przez wiele rund lepszej ochrony „Kwiatkowi” nie zapewniłby nawet BOR. Działo się sporo, było kilka prób ucieczek, ale zostały szybko spacyfikowane, innym razem Belgowie wykoleili się w kraksie. W peletonie mieszało się po prostu jak się w kotle.
Nudno nie było też wśród kibiców. Do tańca dali się porwać nawet… gliniarze.
#bareibergen #2vm #sykkelvm2017 #bergen #norway pic.twitter.com/j7tYtsQwsZ
— Bent Skjærstad (@TV2Bent) September 24, 2017
Na sam finisz wpadło ponad dwudziestu chłopa, razem z Kwiatkowskim. Chociaż końcowa kreska był już coraz bliżej, to długo nie było wiadomo, kto wychyli się po medal. Królem niedzieli został jednak ostatecznie Peter Sagan, który przez większość trasy jechał w cieniu, prawie że można było zapomnieć o istnieniu tego gościa. Ale to on odpalił na sam koniec, bo to on zachował najwięcej paliwa.
Tym samym najbardziej zakręcony kolarz w światowym peletonie i wielki rywal Michała Kwiatkowskiego przeszedł do historii. Owszem, byli już tacy, którzy trzy raz wygrywali mistrzostwo świata. Dokonali tego Belgowie Eddy Merckx i Rik Van Steenbergen, Włoch Alfredo Binda i Hiszpan Oscar Freire, ale nikt nie zrobił tego trzy razy z rzędu. Crazy Peter tego dokonał i to w brawurowym stylu.
Drugie miejsce przypadło dla Norwega Alexandra Kristoffa, brąz dla Australijczyka Michaela Matthewsa. Kwiatkowski ma prawo czuć się rozczarowany, bo był dopiero jedenasty. Ale w takim finiszu, gdzie ciaśniej już być chyba nie mogło, wyszarpanie medalu było ekstremalne trudne. Szkoda.
***
PS: Dawno nie widzieliśmy, żeby w tak iście oskarowy sposób telewizja pokazała końcówkę tak ważnego wyścigu. Prawdopodobnie przez awarię kamery, przez dobre kilkanaście sekund, kiedy walka rozkręcała się na całego, widzowie mogli podziwiać piękny, puściutki… asfalt. Brawo.
Fot. PZKol.