Jeśli mielibyśmy wskazać ekstraklasowiczów, którzy zbyt długo pozostawali bez pracy, Marcin Budziński z pewnością byłby w czołówce. Jasne, Cracovia grała piach, ale jeśli chodzi o zawodników z pola grających cały sezon, to pomocnik wykręcił u nas trzecią najlepszą średnią ocen w drużynie, asystował i strzelał. Mógł spojrzeć w lustro bez żadnych obaw, a jednak kiedy inni już dawno zaczęli swoje ligi, on nie grał. Jednak koniec z labą – Budzik podpisał kontrakt w Australii, z Melbourne City.
Do tej pory Polak trenował z rezerwami Manchesteru City, lecz oczywiście nie były to przygotowania pod grę z Aguero i De Bruyne – Polak czekał na wizę, a skoro City Football Group to spółka posiadająca klub angielski i australijski, Budziński mógł sobie poćwiczyć w Manchesterze. Wiza w końcu została mu jednak przyznana i dziś transfer oficjalnie potwierdzono. Polak podpisał dwuletni kontrakt i został przedstawiony jako marquee player, a więc gwiazda zespołu, której pensja nie liczy się do limitu płacowego.
Melbourne ma za sobą średni sezon – drużyna w 10. zespołowej tabeli była co prawda na czwartym miejscu, ale w play-offach dostała po głowie od razu, w pierwszej rundzie. Czy to dla nich nowość? Niespecjalnie. Jeszcze wcześniejsze rozgrywki też skończyli na czwartym miejscu, odpadając w play-offach po półfinale, czyli po drugim meczu. Cofając się rok dalej zobaczymy szóste miejsce po sezonie zasadniczym i wyjazd z drabinki też po półfinale. Są więc blisko, ale zawsze czegoś im brakuje. Budzińskiemu, jeśli chodzi o głośne nazwiska, przyjdzie dzielić szatnię z Timem Cahillem, już 37-letnim. Poza tym, piłkarzy znanych w Europie raczej nie ma – no, chyba że jesteście fanami talentów Fornaroliego, Carrusciego czy Jakobsena.
Czy australijska liga jest przesadnie mocna? Nie, jej przedstawiciele od trzech lat nie doszli dalej w Azjatyckiej Lidze Mistrzów niż 1/16 finału. Czy Budziński wybrał sobie fajne miejsce do życia? Jak najbardziej.
Tak z kolei wygląda stadion:
Natomiast z angielskim jest u Marcina jak najbardziej w porządku:
We chat with Marcin Budzinski as our marquee man says he’s looking forward to the new challenge. #WelcomeMarcin
🎥 https://t.co/sPqMW634g5 pic.twitter.com/QwdAj1ioDR
— Melbourne City FC (@MelbourneCity) 18 września 2017
Adrian Mierzejewski, przy okazji podpisaniu kontraktu z Sydney FC, mówił na naszych łamach tak: – Mam 31 lat, żonę, dwójkę dzieci. Przy podpisywaniu kontraktu najważniejsze dla mnie są kraj i miasto. Dostałem ciekawą propozycję trzyletniego kontraktu w Sydney, trener bardzo był na tak, dzwonił do mnie kilkukrotnie, gdy byłem w Dubaju. Można było odczuć, że zależy mu na sprowadzeniu mnie do ekipy. Australia, Sydney – pod rodzinkę idealne miejsce do życia. Dobre szkoły, wszyscy rozmawiają po angielsku. Słyszałem, że wielu Polaków tutaj żyje. Bardzo chwalił ten kierunek Marc Janko, z którym grałem w Trabzonsporze. No i Sydney FC to mistrz kraju – zawsze przyjemniej grać w najlepszej drużynie w lidze, dzięki temu znowu będzie też okazja zagrać w Azjatyckiej Lidze Mistrzów. Przyleciałem zobaczyć jak wygląda klub, miasto, organizacja, baza, jakie mają podejście do zawodnika i gdzie miałbym mieszkać. Po trzech dniach stwierdziłem, że to jest to. Już teraz mogę powiedzieć, że Sydney FC to najbardziej profesjonalny klub, w jakim kiedykolwiek byłem. Kilka boisk, szef kuchni, fajny stadion, na którym w ostatnim sezonie było średnio 18 tysięcy widzów. Na derby czy mecze z drużynami z Melbourne przychodzi full stadium, 45 tysięcy. Trener Graham Arnold pracował w kadrze Australii.
Być może Budziński chce choć trochę spróbować odtworzyć jego drogę. Ma 27 lat, a więc jeszcze trochę grania przed nim, lecz pewnie nie byłby to top poziom – w kadrze nie debiutował, w ekstraklasie nie grał wyżej niż w Cracovii. Zamiast więc szarpać się w naszej lidze, można spróbować swoich sił w kompletnie innym miejscu. W każdym razie, liga zaczyna się szóstego października i może jej fanami nie zostaniemy, ale obejrzeć polskie starcie w Australii zawsze będzie ciekawie.