Triumf na Igrzyskach Olimpijskich w piłce nożnej może nie leży na samej górze listy najważniejszych trofeów u każdego piłkarza, ale wiadomo – zdobyć złoto z reprezentacją to świetna historia. A my – Polacy – akurat na Igrzyskach graliśmy kiedyś co najmniej przyzwoicie, a w 1972 daliśmy popis naszej gry na niemieckich boiskach. Dzisiaj mija 45 lat odkąd Polacy rozwalili w proch kolejnego przeciwnika – tym razem wybór padł na Maroko.
Po tym, jak Polacy nie zakwalifikowali się na turniej finałowy Mistrzostw Europy, a Kazimierz Górski dostał list, w którym jeden z kibiców reprezentacji kazał mu się zająć trampkarzami, stało się jasne, że będzie trzeba pojechać w następnym roku na Igrzyska Olimpijskie za zachodnią granicę, by przynajmniej trochę zasłonić porażkę, którą bez dwóch zdań był brak polskiej kadry na Euro. A Kazimierz Górski zrobił to w taki sposób, że każdy kibic kadry zapomniał momentalnie o jakimś-tam belgijskim turnieju. Na IO byliśmy walcem, który tylko czekał na następny mecz, by rozwałkować przeciwników. Jeden remis i aż sześć wygranych na siedem spotkań.
Mecz z Maroko na dobrą sprawę był wygrany już dzień przed pierwszym gwizdkiem, ale zwycięstwo w starciu miało umocnić pozycję naszych w obliczu zagrożenia ze strony wcześniej przez nas pokonanych zawodników ze Związku Radzieckiego. Już pierwsze minuty spotkania z ekipą z Afryki pokazały, że nasi wyszli skoncentrowani i żądni krwi. Między innymi dzięki temu, po niespełna 120 sekundach kadra Górskiego prowadziła 1-0 po golu imiennika selekcjonera, Kazimierza Kmiecika. Na kolejne trafienie „Orłów” nie musieliśmy długo czekać. Włodzimierz Lubański oszukał jednego z obrońców i nie zastanawiając się długo huknął w okienko bramki Marokańczyków. W końcówce pierwszej połowy, Polacy dostali karnego, którego pewnie na gola zamienił kolejny Kazimierz, tym razem padło na Deynę. W drugich 45 minutach, Gadocha przyładował z wolnego, a na koniec wspomniana legenda Legii wkręciła w ziemię defensora rywali i zakończyła strzelanie tamtego dnia.
5-0, choć wynik mógł i nawet powinien być wyższy, bo Polacy byli lepsi od Maroka o jakieś dziesięć klas. Nasi robili z przeciwnikami co chcieli. Gdyby nasi tylko chcieli podkręcić jeszcze bardziej tempo w drugiej połowie, to dwucyfrówka była realna.