Każdy ma w życiu swoje pięć minut i nie inaczej było też Michałem Masłowskim. Środkowy pomocnik mógł głośno zaśpiewać „Time of my life” jesienią 2013 roku, chociaż największa nagroda za ten czas przyszła po roku – był to głośny, opiewający na bardzo wysoką kwotę transfer do Legii, a także porządny kontrakt i całe wagony nadziei, że to odpowiedni człowiek, by zastąpić sposobiącego się do odejścia Ondreja Dudę. I to właśnie w momencie przenosin do ekipy mistrza Polski Masłowski wsiadł na gigantyczną zjeżdżalnię, którą z zawrotną prędkością pędził w dół. Dzisiaj osiągnął poziom drugiej ligi chorwackiej, ale wcale nie jest powiedziane, że już się zatrzymał.
Prześledźmy najnowszą ścieżkę Masłowskiego:
Wiosna 2015: walka o pierwszy skład Legii – 5 ligowych meczów w podstawowym składzie, 12 występów ogółem.
Sezon 2015/16: kontuzja i ogony w Legii – 3 ligowe mecze w podstawowym składzie, 10 występów ogółem.
Sezon 2016/17: walka o utrzymanie z Piastem – 19 ligowych meczów w podstawowym składzie, 30 występów ogółem.
Jesień 2017: transfer do HNK Gorica, chorwackiego II-ligowca.
HNK Gorica… Cóż możemy napisać o tym klubie? Że przed rokiem przerżnął baraże o awans do chorwackiej ekstraklasy? Że obecnie legitymuje się bilansem trzech zwycięstw i jednej porażki, co daje trzecie miejsce w lidze? A może że nawet transfermarkt nie wie, ile warta jest większość tamtejszych piłkarzy? Najistotniejszy jest tu chyba jednak fakt, że HNK Gorica, to jednak inny klub niż ND Gorica, który to jest słoweńskim pierwszoligowcem…
Inna sprawa, że zejście o jeden poziom rozgrywkowy w dół dla piłkarza pokroju Masłowskiego było naturalną koleją rzeczy. W Piaście dosyć regularnie grał, ale była to gra naprawdę marnej jakości. Odkąd Dariusz Wdowczyk objął gliwiczan, mecze z sezonu 2016/17 można było podzielić na dwie grupy:
Z Masłowskim w pierwszym składzie: 0 zwycięstw, 2 remisy, 3 porażki
Bez Masłowskiego w pierwszym składzie: 7 zwycięstw, 1 remis, 1 porażka
Ogólnie więc wypożyczony z Legii pomocnik stracił pod koniec sezonu miejsce w składzie, Piast zaczął wygrywać, a on sam został pożegnany bez żalu. A jeśli facet nie udźwignął ciężaru gry w przeciętnym do bólu zespole gliwiczan, to jasne się stało, że nawet tak słaba liga jak ekstraklasa już mu odjechała. W tym kontekście należałoby właściwie docenić jego ostatni ruch, bo zaplecze ligi chorwackiej to jednak nieco wyższy poziom niż nasza I liga, która wydawała się dla niego dość naturalnym kierunkiem.
Jakkolwiek spojrzeć, zupełna zmiana otoczenia w tym konkretnym przypadku może się jednak okazać strzałem w dziesiątkę. Masłowski kompletnie zejdzie ze świecznika, zejdzie też z ognia krytyki, przynajmniej tej krajowej, bo – nie oszukujmy się – nikt u nas nie będzie oglądać drugiej ligi chorwackiej. Co więcej, Velika Gorica to raczej nie jest miejsce, w którym ludzie wiedzieliby, kim jest Masłowski, i w którym rozliczaliby go za dawną formę. Tam spokojnie przejdą nawet tak odważne deklaracje piłkarza, jak ta cytowana przez jego menedżerów: – Zrobię wszystko, żeby gra zespołu opierała się na mnie, chcę pociągnąć ten wózek.
Masłowski niejako zacznie więc od zera, co ma też swoją drugą stronę. Jeżeli nie uda mu się na chorwackim zapleczu, to właściwie będzie można założyć, że nie uda mu się już nigdzie. HNK Gorica to i tak dosyć zaskakujące miejsce jak dla 27-latka, za którego jeszcze w 2015 roku Legia płaciła jedną z najwyższych kwot w całej historii swojego funkcjonowania. W przypadku problemów i w tym klubie Masłowski zaliczy jeden z najbardziej spektakularnych zjazdów w XXI wieku w naszym futbolu. Innymi słowy, stawka wcale nie jest tu taka niska.
Fot. FotoPyK