Gdybyśmy przygotowywali jedenastkę badziewiaków eliminacji Ligi Europy, pomimo wielkiej konkurencji trafiłby do niej na pewno, a kto wie – być może dostałby nawet podpaskę kapitana. Legia w Tyraspolu była beznadziejna, ale bezsensowna czerwona kartka, którą obejrzał jeszcze w pierwszej połowie, była kijem w szprychy ledwie toczącego roweru. Wczoraj – powtórka z „rozrywki”, jeszcze jeden seans „Trudnych spraw”.
W jedenastce badziewiaków ostatniej kolejki ekstraklasy ląduje już bez dwóch zdań. Tym razem drużynę osłabił w końcówce, w dodatku wyeliminował przy tym z gry rywala, a Piotr Stokowiec wykorzystał wcześniej komplet zmian, no a jego drużyna ostatecznie wygrała, ale adwokatom Pazdana doradzamy wiele spacerów na świeżym powietrzu. Piłkarz Legii powinien wylecieć z boiska z bezpośrednią czerwoną kartką, a nie po dwóch żółtych. A to, że przez jego frustrację problemy ze zdrowiem może mieć teraz Bogu ducha winny Czerwiński, jest już wyjątkowo słabe.
Zastanawiamy się, o co chodzi i do głowy przychodzi nam głównie właśnie frustracja. Po pierwsze – z powodu bardzo słabej postawy całej drużyny. Po drugie – z powodu własnej formy, która również nie jest najwyższa. Po trzecie – z powodu transferu, o którym mówi się od dłuższego czasu, ale finalizacja ciągle jest daleko. Chętni nie walą drzwiami i oknami. Ostatnio wysypał się powracający temat Besiktasu – raczej nici z grania z Pepe. Wczoraj przed kamerami C+ Michał Żewłakow mówił: „Drużyna nie ma jednego celu. Jeden myśli o podwyżce, drugi o odejściu, trzeci, że gra za mało” – abstrahując od jego odpowiedzialności za obecny stan rzeczy, to chyba dość trafna diagnoza.
Najzwyczajniej w świecie trochę obawiamy się, że „Pazdek” ustrzeli w piątek w meczu reprezentacji hat-tricka. Takiego, po którym nie będzie się cieszył absolutnie nikt. Oczywiście jeśli Nawałka postawi właśnie na niego, bo dziś takiej pewności mieć nie możemy.
Jak wspomnieliśmy, Pazdan jest w badziewiakach. Wielu „świeżaków” tym razem zmieściliśmy w jedenastce, ale niektórzy – jak np. Zbozień – prosili się o wyróżnienie od dłuższego czasu.
W kozakach rządzi Górnik Zabrze. Znalazło się miejsce dla czterech piłkarzy z ekipy Marcina Brosza, a kandydatów było jeszcze kilku. Ale od Loski lepiej wypadł Jakub Szmatuła (i Sandomierski), który sezon rozpoczął od dwukrotnej obecności w antyjedenastce, ale wrócił na właściwe tory. Żurkowski przegrał – co oczywiste – rywalizację z Kurzawą, najlepszym asystentem w lidze, a także z Sebastianem Szymańskim, który był bodaj jedynym w pełni pozytywnym bohaterem hitu ekstraklasy. Z kolei Łukasz Wolsztyński zasłużył na wyróżnienie mniej niż Angulo, Carlitos i Kolew. Wśród wymienionych przed chwilą nazwisk znajdziecie dwóch największych kozaków pierwszej fazy sezonu.
Fot. FotoPyK