Mistrzowie Turcji w ostatnich dwóch sezonach, dobre wyniki w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Besiktas zdominował turecką piłkę, a teraz zbroi się, żeby kompletnie uporządkować ją pod siebie. Jak? Spójrzcie tylko na listę transferów w letnim okienku i – przede wszystkim – na ceny.
Alvaro Negredo – 2,5 miliona euro
Gary Medel – 2,5 miliona euro
Talisca – 2 miliony euro, wypożyczenie
Jeremain Lens – 1,5 miliony euro, wypożyczenie
Caner Erkin – 750 tysięcy euro
Orkan Cinar – 450 tysięcy euro
Pepe – za darmo
Tacy piłkarze za niecałe dziesięć milionów euro… Robi to wrażenie. Za wszystkim stoi głównie prezes Fikret Orman, lokalny biznesmen, który wszedł do gry gdy Yildirim Demiroren odchodził z klubu, by przejąć władzę w związku piłkarskim. Demiroren czyli… zdeklarowany fan Fenerbahce, który w historii Besiktasu zapisze się przede wszystkim jako twórca ogromnego zadłużenia. Orman wszedł ze świeżymi pomysłami, okazyjne transfery często pilotował własnoręcznie, będąc odpowiedzialnym za zdecydowane zwiększenie jakości w kadrze tureckiego klubu. Podczas ostatniego tournee w Chinach paradował w koszulce z napisem „Come to Besiktas” – hasłem, które stało się wybitnie popularne wśród kibiców z Turcji.
O co tu chodzi?
Właśnie kulisy tych transferów są najciekawsze. Zaczynając od Pepe: transfer zapoczątkowało… wspólne zdjęcie wrzucone przez Quaresmę na Instagram podczas zgrupowania kadry. Ich kibice fanatycznie podchodzą do piłki nie tylko na trybunach, więc w internecie, trochę naiwnie, rozpoczęli akcję z hasztagiem #ComeToBesiktas. Turcy nie mówią dobrze po angielsku, więc większość komentarzy ograniczała się właśnie do hasła „Come to Besiktas”. Więcej postanowili zrobić szefowie klubu, którzy zaczęli stawiać kroki w tym kierunku. Sprawą zajął się bardzo znany tamtejszy agent Ahmet Bulut, który często uczestniczy w wielkich transferach w tureckiej piłce. Pepe przekonywany przez niego i zalewany tysiącami wiadomości od tureckich kibiców poczuł się potrzebny. A u jego boku w defensywie zatrzymywać piłkę (lub rywali) ma Gary Medel.
Najlepszy duet rzeźników w Stambule. Obkopią piszczele van Persiem, Menezem i Soldadom, a potem jeszcze kebaba pokroją i trawnik skoszą. pic.twitter.com/pjfkbmLuf8
— Filip Cieśliński (@FilipCieslinski) 12 sierpnia 2017
W Stambule chcieli też Diego Costę, kibice wypisywali do niego na Instagramie prośby, żeby przeszedł na pół roku do Besiktasu, zanim zacznie grać w Atletico, ale tak gruby transfer już nie wyszedł – najwyraźniej eurogąbki, serduszka i bitcoiny nie przemawiają jeszcze do piłkarzy tak mocno, jak dolary i euro. Misja Costa od początku brzmiała jak plan niemożliwy do zrealizowania, ale przecież podobnie można było postrzegać potencjalne ściągnięcie Alvaro Negredo. Jeszcze niedawno Sevilla kupowała go za 15 milionów euro, Manchester City za 25, a dwa lata temu Valencia za 28 baniek. W zeszłym sezonie strzelił dla Middlesbrough dziesięć goli, co nie jest złym wynikiem jak na Premier League. A mimo to Besiktas zdołał go wyciągnąć, ba, zrobił to za kompletne frytki, bo zaledwie 2,5 miliona euro. Jak tu nie wierzyć w moc sprawczą spamujących konta społecznościowe piłkarzy fanatyków?
Talisca? Był już wypożyczony na rok, za co dali dwa miliony euro, a mieli zapisaną opcję przedłużenia tego na kolejny sezon dokładnie za taką samą kwotę. Benfica nie chciała wysłać karty zawodnika , bo twierdziła, że nie byli świadomi, że umowa jest tak skonstruowana. Sprawą zajęli się prawnicy Besiktasu i szybko utwierdzili wszystkich w przekonaniu, że przedłużenie wypożyczenia jest w pełni legalne, czyli zgodne z pierwotną umową i Talisca zostaje w Turcji. Kolejne wzmocnienie wykonane nie tylko za pomocą pieniędzy, ale też – albo i przede wszystkim – sprytu.
Jermain Lens to już inna historia – tutaj najsilniej podziałał zapach banknotów. Holender był najlepszym graczem Fenerbahce i poczuł się na tyle mocny, że chciał podwyżkę do 4 milionów euro, czyli dwukrotnie więcej, niż zarabiał. Klub zgodził się na niemal trzy miliony, a Lens zarzekł się, że nie będzie grać za takie pieniądze, co wykorzystał Besiktas. Za to Caner Erkin z Interu Medialan grał w Besi cały poprzedni sezon, a raczej był, bo długi czas był kontuzjowany. Klub nie skorzystał z zapisanej w umowie opcji ściągnięcia go za milion milion euro i rozpoczął targi. Udało się zbić kwotę do 750 tysięcy euro.
Przyznacie, że ceny brzmią śmiesznie. UEFA nałożyła na nich ograniczenie finansowe w ramach Fair Play. Besiktas może wydać tylko tyle, ile zarobił z transferów. Tutaj teoretycznie pojawia się problem, bo niedługo okienko się zamyka, a wydali trochę więcej, niż zarobili na odejściu Marcelo i Rhodolfo. Jednak dopinali transakcje na tyle mądrze, żeby nie mieć kolejnych problemów. Talisca został policzony jako wydatki za zeszły sezon, bo umowa z możliwością przedłużenia wypożyczenia była podpisana już wtedy. Transfer Gary’ego Medela specjalnie rozłożyli na raty, a Besiktas próbuje pozbyć się jeszcze kilku zbędnych piłkarzy, więc spokojnie załatwią tę sprawę.
Oprócz samych transakcji, Besiktas świetnie przeprowadza także prezentacje każdego z piłkarzy. Nagrywają filmik, w którym zawodnicy-rodacy lub koledzy z byłych klubów dzwonią do nowych nabytków i namawiają ich na transfer. Tutaj ogłoszenie Gary’ego Medela. Akurat do niego dzwonili Jermain Lens i… Noah, syn Atiby Hutchinsona. Tak się robi transfery. Besiktas można śmiało nazwać Orłami – ze względu na ich maskotkę – biznesu.
#ComeToBeşiktaş ⚡ pic.twitter.com/ZqkyaXem4T
— Beşiktaş JK (@Besiktas) 11 sierpnia 2017