Lubimy gdy polskie kluby działają z rozmachem, gdy uda się któremuś ściągnąć zawodnika z nazwiskiem, którego nie poznajemy dopiero przez przewertowanie Wikipedii. Taki efektowny ruch wykonała Sandecja. Jej progi odwiedził nie byle kto, tylko nowy Pele, a więc Freddy Adu.
Były reprezentant USA jeszcze kontraktu nie podpisał, żeby dostać swój kawałek tortu, będzie musiał przejść w Sandecji testy. Specjalnie się temu nie dziwimy, bo złote dziecko futbolu nie to, że jest na zakręcie swojej kariery, raczej dawno z tego zakrętu wypadło i wbiło się w drzewo. Adu ma 28 lat (ależ ten czas leci) i jeśli wierzyć Transfermarktowi, na bramkę czeka dość długo, od września 2012 roku. Trochę lepiej jest z asystami, sztuka ostatniego podania wyszła mu w lipcu 2015. Ostatnio bujał się na drugim poziomie w USA, ale Europą też chłopak nie gardzi, przedtem zwiedził Finlandię i Serbię. Bez sukcesów.
Teraz chce podbić Polskę i oczywiście go nie skreślamy, ale już patrząc na to zdjęcie, można mieć wątpliwości, czy waga uprawnia go do kopania piłki za pieniądze.
Od dziś do soboty w naszym Klubie testowany będzie Freddy Adu! 💪 pic.twitter.com/xmnCThMbA4
— Sandecja Nowy Sącz (@SandecjaNS) 31 lipca 2017
Jednak hej, Vadis też przyjeżdżał zaniedbany. Dobra, nie będziemy się wyzłośliwiać, oddamy głos Arkadiuszowi Aleksandrowi, dyrektorowi sportowemu Sandecji.
– Będziemy go testować, przede wszystkim zobaczymy jak wygląda fizycznie. Wszystko zależy od tego. Zaprosiliśmy go na testy, liczymy że piłkarsko wygląda dobrze, chcemy sprawdzić, jak wygląda motorycznie. A decyzja o podpisaniu lub nie podpisaniu z nim kontraktu należy do trenera Radosława Mroczkowskiego.
Na zdjęciach widać, że Freddy wygląda teraz jakby zjadł samego siebie.
Zrobimy mu wszelkie szczegółowe badania i zobaczymy, jak wygląda. Jeżeli będzie wyglądał słabo, to pojedzie do domu.
Skąd pomysł na taki ruch?
Nazwisko takie jak Michał Gliwa jest przykładem, że można się u nas odbudować. Zawodnicy po przejściach, którzy mieli słabsze momenty podczas swoich karier często odbudowywali się właśnie w Sandecji. Nie boimy się takich decyzji. Dajemy szanse piłkarzom na zakręcie, bo nie mamy milionowego budżetu na transfery, musimy działać – że tak powiem – sposobem. W ten sposób awansowaliśmy do ekstraklasy i tak będziemy działać dalej. Na pewno nie jesteśmy w stanie rywalizować z wieloma klubami, jeśli chodzi o możliwości finansowe, ale mamy swój plan działania. Wiąże się on z ryzykiem, ale odwagi nam nie brakuje. Jest to ryzyko, ale nie ponosimy żadnych kosztów za testy, więc jeśli będzie wyglądał dobrze fizycznie i będzie mu się chciało, dzięki czemu zaprezentuje się na plus, to zostanie piłkarzem Sandecji.
Kiedy złapaliście pierwszy kontakt z Adu?
Chcieliśmy, żeby przyjechał zimą, było już bardzo blisko. W ostatnim momencie, kiedy pojawiła się w mediach informacja, że ma do nas dotrzeć, zrobił się zbyt duży rozgłos i zawodnik wycofał się w ostatniej chwili. Dlatego teraz do momentu wylądowania na lotnisku w Balicach nie podawaliśmy nigdzie informacji o przylocie Adu. Natomiast to na tyle rozpoznawalna postać, że kiedy już jest z nami, to nie będziemy robić z tego żadnej tajemnicy. Chcemy być poważnie traktowanym klubem, któremu – może powtórzę jeszcze raz – nie brakuje odwagi.