Reklama

Sarri żyje piłką przez 24 godziny na dobę, ale meczu Wisły z Sandecją raczej nie obejrzy

redakcja

Autor:redakcja

27 lipca 2017, 08:41 • 18 min czytania 10 komentarzy

Ile papierosów dziennie pali Maurizio Sarri i jak pracuje się pod jego okiem? Kogo zatrzymać najtrudniej – Cavaniego, Higuaina, Mertensa czy Piątkowskiego? Czy Neapol w rzeczywistości jest tak straszny jak w serialu “Gomorra” i jak od środka wygląda jedna z najlepszych włoskich drużyn? Ile znaczą tam Milik i Zieliński? Dlaczego zdecydował się na powrót do Polski oraz grę w Wiśle Płock? Czy w Napoli ciągle na niego liczą? Jak z jego perspektywy wyglądało młodzieżowe Euro? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie w rozmowie z Igorem Łasickim, który pięć lat spędził we Włoszech, a teraz wraca do Ekstraklasy, by zaprezentować to, czego się tam nauczył. 

Sarri żyje piłką przez 24 godziny na dobę, ale meczu Wisły z Sandecją raczej nie obejrzy

Oglądałeś serial „Gomorra”? 

Oglądałem. Leciał w piątki, więc najczęściej podpatrywałem w drodze na mecze. Zresztą całe Włochy to oglądają. Byliśmy kiedyś na kolacji z tym aktorem, który wcielił się w rolę Ciro. Dosłownie każdy chciał zrobić sobie z nim zdjęcie. Był nawet bardziej oblegany niż gwiazdy Napoli, a uwierz – w tym mieście to prawie niemożliwe.

Jak twoje wrażenia po obejrzeniu?

Mocna rzecz. Pokazuje, jak może wyglądać życie w Neapolu.

Reklama

Zastanawiam się nad taką kwestią – gdybyś dostał propozycję z Napoli po obejrzeniu tego serialu, to czy zdecydowałbyś się na przeprowadzkę z Lubina? Niedawno pisało się o tym, że Maxime Gonalons i Corentin Tolisso zrezygnowali z takiego transferu właśnie dlatego, że bali się, iż tak wygląda Neapol. 

Serio? Nie słyszałem o tym. Gdybym ja obejrzał “Gomorrę” przed podjęciem decyzji, to też na pewno trochę bym się przestraszył, ale przecież łatwo sprawdzić, że Neapol nie wygląda na co dzień tak jak w serialu. To naprawdę… spokojne miasto. I przede wszystkim piękne, bo leży nad morzem i jest co zwiedzać. Niedawno czytałem, że coś niedobrego dzieje się z Wezuwiuszem, ale ogólnie nie można narzekać. Poza tym, piłkarze naprawdę są tam noszeni na rękach, więc nic nie miałoby prawa się im stać nawet, gdyby już doszło do jakiejś nieprzyjemnej sytuacji.

Aż tak? Coś jak Glik w Turynie? 

Krótko gram w piłkę, ale dla mnie to coś niesamowitego – nie widziałem drugiego miasta, które byłoby aż tak zwariowane na punkcie futbolu. Raczej nie zdarza się, by zawodnikowi pozwolono zapłacić w restauracji. W zasadzie wszystko mają za darmo. Niektórzy w ogóle nie mogą wyjść na miasto. Gdy kilka razy byłem gdzieś z Arkiem czy z Piotrkiem, to widziałem, że nie mieli chwili spokoju. Sklep pełen ludzi, długa kolejka do kasy, ale sprzedawca wszystko zostawił i sobie poszedł, bo obok właśnie przechodził Milik czy Zieliński i koniecznie trzeba było sobie zrobić z nimi zdjęcie.

Też spotykałeś się z takimi przejawami sympatii czy debiut i siedzenie na ławce w Serie A to jednak trochę za mało? 

Zdarzało się, bo ludzie mają tam fioła na punkcie piłki i o Napoli wiedzą wszystko, ale oczywiście nie miałem problemów z popularnością. Od mojego debiutu minęło już też trochę czasu, były wypożyczenia, a przez te pół roku u trenera Sarriego nikt nie miał okazji, by oglądać mnie w akcji.

Reklama

Ale – wracając – aż trudno mi uwierzyć, że temat mafii w Neapolu w ogóle nie istnieje. 

Temat istnieje, ale no właśnie – raczej tylko się o niej mówi. By odczuć jej obecność, trzeba by chyba naprawdę zabłądzić i trafić do nieciekawej okolicy. Miałem jednak taki przypadek, że pewnego razu, jeszcze w Primaverze, na trening przyszedł zapłakany kolega. Gdy chcieliśmy się dowiedzieć, co się stało, okazało się, że jego tata zginął w trakcie jakichś porachunków. Tak jak w serialu – podjechali na skuterze i strzelili. Tak samo teraz – kolega, z którym grałem w Primaverze w moim drugim sezonie, został zastrzelony. Przestał grać w Napoli i wdał się w narkotyki. Znów skuter i strzał. Ale ciągle mówimy o ludziach, którzy byli tego częścią, a nie osobami, które nie są związane z mafią.

Skoro mówimy już o twoich kolegach z drużyn młodzieżowych – byłem dość mocno zdziwiony tym, ilu z nich przepada: jest dziś bez klubu, dalej kopie na poziomie młodzieżowym lub tylko amatorskim. 

Bo wcale nie jest łatwo. We Włoszech w klubach nie ma drugiej drużyny. Po Primaverze prawie jedyną opcją dla zawodnika jest od razu wypożyczenie. Kluby śledzą tych piłkarzy, ale też trzeba coś pokazywać. Ja na przykład najpierw poszedłem do Gubbio, które grało w Serie C. Zagrałem tam 30 meczów i było to dla mnie świetne, bo tych minut bardzo potrzebowałem. Uważam jednak, że to był moment na kolejny krok do przodu, czyli wypożyczenie do Serie B. A ja zostałem w Serie C w innym klubie. W Maceratese trafiłem na dobrego trenera, bo zespół prowadził akurat Cristian Bucchi, który teraz objął Sassuolo, ale po czterech meczach doznałem kontuzji i pół sezonu miałem z głowy. A miejsce w składzie na mnie nie czekało, bo wskoczył inny zawodnik i wyglądał pozytywnie. Trener wziął mnie wtedy na rozmowę i szczerze powiedział, żebym poszukał sobie innego klubu na wypożyczenie, bo jestem dobrym zawodnikiem i potrzebuję regularnej gry, a on już nie będzie na mnie stawiał.

Jaki jest poziom w Serie C? Jako piłkarz Napoli wszedłeś tam na luzie?

Nie jest to tak łatwa liga, jak mogłoby się wydawać. Grałem w jednej ze słabszych drużyn, ale z perspektywy obrońcy mogę powiedzieć, że jest tam dużo doświadczonych napastników, a także takich będących w podobnej sytuacji co ja, czyli wypożyczonych z wielkich klubów. I każdy chce się pokazać.

Ale w końcu trafiłeś też na wypożyczenie do Serie B. 

Poziom zdecydowanie wyższy. Siła, siła i jeszcze raz taktyka. Jak to u Włochów – dużo tego ostatniego.

W Carpi przegrywałeś rywalizację. Zapytam tak – po co tam w ogóle poszedłeś? Pogadaliśmy wtedy z włoskim dziennikarzem, który zajmuje się tym klubem i powiedział, że nie masz dużych szans na grę, bo akurat środkowych obrońców mają tam mocnych, z doświadczeniem w Serie A. 

Wiedziałem, że będzie ciężko. Dyrektor mi o tym mówił, bo przecież Carpi prawie utrzymało się w Serie A. Usiedliśmy jednak razem z trenerem Sarrim i w końcu stwierdziliśmy, że mam iść powalczyć, bo – co oczywiste – te szanse na grę i tak będę miał większe niż jesienią w Napoli, gdzie byłem szóstym stoperem. Jestem rozczarowany tym, że to tylko cztery mecze. Myślałem, że może uda się przynajmniej wchodzić z ławki. Świetnie wypadłem przeciwko Latinie i na kolejny mecz trener pozmieniał wszystko, żebym został w składzie. Wróciło dwóch podstawowych stoperów i po raz pierwszy zagraliśmy trójką z tyłu. To był mecz z liderem. Do przerwy przegrywaliśmy 0-3. Nie wyglądałem źle, ale trener mnie ściągnął, a po tym meczu pojechałem od razu na kadrę i już nie miał czego szukać w Carpi. Stąd też decyzja, że potrzebuję nowych wyzwań i jakiejś zmiany po tych pięciu latach we Włoszech. I to była moja decyzja, bo miałem oferty z Serie B na kolejne wypożyczenia. Nikt mnie z Włoch nie wyrzucał.

fc789d44708eda523fc20f539ff7e498

Jasne, do tego wrócimy, ale chciałbym jeszcze pogadać o Napoli. Bo był moment, w którym wydawało się, że twoja przygoda w tym klubie dobiega końca. Miałeś jeszcze rok kontraktu i niewiele wskazywało na to, że będą chcieli go przedłużyć. A tu nagle bum – pięcioletnia umowa na stole na życzenie Maurizio Sarriego i wypowiedzi, że Łasicki to przyszłość Napoli.  

Różnie mi się układało. Pierwszy rok w Napoli był bardzo dobry – mieliśmy świetną drużynę w Primaverze i graliśmy na przykład w finale młodzieżowego Coppa Italia z Juventusem. Wiesz, ile ludzi było na stadionie?

20 tysięcy? 

40 tysięcy. Młodzieżowa Liga Mistrzów i debiut w Napoli za trenera Beniteza to też były bardzo fajne przygody. Ale później zaczęły się schody – te wypożyczenia, kontuzje i trochę brak szczęścia.

Ale nie padnie słynne „trener mnie nie lubił”?

Nie, nie, nic z tych rzeczy. Sezon 2015/16 straciłem przez kontuzje, tylko w końcówce pograłem więcej. Nie było wiadomo, co ze mną będzie. Siedziałem w domu i czekałem na telefon z Napoli, bo w praktyce tak to wygląda. Trochę się też przygotowywałem samemu, bo miałem takie sygnały, że może pojadę z pierwszą drużyną na obóz, ale to nie było nic pewnego. Ale nadarzyła się okazja i… wszystko się zmieniło się o 180 stopni. Miałem bardzo dobry obóz i spodobałem się trenerowi Sarriemu. Właśnie on podjął decyzję, że mam zostać. Klub od razu zaproponował mi bardzo długą umowę.

Zastanawiałeś się nad nią w ogóle? 

Jak Napoli proponuje ci umowę na pięć lat, to nie masz co się zastanawiać. Byłbym głupi, gdybym odmówił. Trener chciał nauczyć mnie swojego sposobu bronienia, a jest on zupełnie inny niż to, co znałem wcześniej.

Ale na czym polega różnica? 

Obrońca nie patrzy na napastnika, a tylko na piłkę. Porusza się za nią. Praktycznie w ogóle nie interesuje go przeciwnik, nawet w polu karnym. Ryzykowna taktyka i niełatwa, by się nauczyć, bo trudno się przestawić. Dlatego te pół roku pracy u trenera Sarriego było bardzo wymagające. U Albiola czy Koulibaly’ego było widać to, że mieli to wpajane już przez 1,5 roku. Cała ta czwórka z tyłu poruszała się w linii co do milimetra. Jak jeden mechanizm. Dużo mogłem się od nich nauczyć, bo jako ludzie też są oni bardzo przyjacielscy. Sporo podpowiadali.

Nawet powiedziałeś po tym obozie, że nie czułeś się gorszy od pozostałych stoperów i reszty gwiazd. Odważnie!

Bo tak się czułem. Z treningu na trening nabierałem pewności siebie i walczyłem z nimi jak równy z równym. Gdyby wyglądało to inaczej, to nikt by mi tego kontraktu nie zaproponował. Wiadomo, że to zawodnicy światowej klasy i wiele mi do nich brakuje – w ogóle nie ma, o czym gadać – ale podjąłem tam rywalizację.

Wcześniej mówiło się, że we Włoszech możesz mieć problemy z takimi warunkami fizycznymi, ale widzę, że to poprawiłeś. 

Już w Serie C usłyszałem, że muszę przybrać na masie. Pracowałem systematycznie na siłowni. Gdy w zeszłym sezonie wróciłem do Napoli, chcieli bym jeszcze to poprawił, więc dużo ćwiczyłem z trenerem przygotowania fizycznego. Jeśli chodzi o centymetry, to różnie – jedni mówią, że kilku mi brakuje, a inni, że jest w sam raz.

Masz kilka centymetrów więcej od Pazdana. 

Pewnie. Uważam, że jak ktoś jest skoczny i ma dobry timing, to nie ma co patrzeć na centymetry, bo można wygrywać główki i bez nich, czego Pazdan jest dobrym przykładem.

Jak układały się twoje relacje z Sarrim po obozie? 

Już latem miałem iść na wypożyczenie do Carpi, ale trener powiedział, że mam zostać w Napoli. W styczniu, gdy ostatecznie zostałem wypożyczony, było to samo. Mówił, żebym został u niego na kolejny rok, żebym spokojnie pracował i dalej uczył się tego jego sposobu bronienia. Chciał mnie trzymać do momentu aż wpoi mi te schematy. Na spotkaniu, o którym mówiłem, to bardziej dyrektor naciskał, żebym spróbował w Carpi. Zgodziłem się, bo przede wszystkim chciałem grać.

W poprzednim sezonie osiem razy siedziałeś na ławce Napoli. Był jakiś moment, w którym czułeś, że możesz dostać szansę? Przed jednym ze spotkań gazety awizowały cię w pierwszym składzie. 

Przed meczem z Milanem, bo Albiol się rozchorował. Przyszedł na trening przed wyjazdem i od razu było widać po oczach – miał bardzo zaczerwienione – że nie czuje się najlepiej. Zaczęły pojawiać się jakieś myśli. Koledzy z szatni też to podłapali i żartowali sobie ze mnie, żebym był gotowy. Ale mecz był na drugi dzień dopiero o 20.45, więc Albiol zdążył się wykurować. No i to był mecz z Milanem, więc też ciężko wymagać ryzyka, że trener postawi na kogoś z moim doświadczeniem. Zagrali Albiol z Tonellim, na ławce siedziałem ja i Maksimović, który miał uraz. Ale więcej sygnałów nie było. Może jeszcze liczyłem na mecz w Pucharze Włoch ze Spezią, ale nie ułożył się tak jak powinien.

Sam Sarri robi wrażenie? Jeśli wierzyć artykułom, bardzo specyficzna postać.

Wielu trenerów w karierze jeszcze nie miałem, ale treningi u niego to coś, z czym się nigdy nie spotkałem nawet w opowieściach. Wiadomo, że w Napoli ma świetnych zawodników, ale podejrzewam, że wymagałaby takiej samej intensywności, gdyby prowadził znacznie gorszy zespół. Do tego to maniak, jeśli chodzi o taktykę. Powiedziałem już o tej linii obrony, ale takich zaskoczeń było dla mnie tam więcej. A trener przy tym… cały czas pali papierosy. Na odprawach idzie fajka za fajką. Nawet nie wiem, ile może ich być dziennie. Może z 60? Nigdy nie widziałem, by ktoś tyle palił.

Czytałem kiedyś, że jest do tego stopnia przesądny, że nie dogadał się przez to z Milanem. Ma zwyczaj zakładać na mecz ciemny dres i w trakcie negocjacji z Gallianim nie zgodził się na żadne ustępstwa. Takiego trenera – co poniekąd zrozumiałe – nie chciał sponsor klubu, firma Dolce & Gabbana. 

Akurat tej przesądności nie zauważyłem, może byłem u niego za krótko. Ale pogłoski o tym, że jest pracoholikiem są w 100% prawdziwe. Żyje piłką przez 24 godziny na dobę.

A gdybyś miał go zestawić z Rafą Benitezem? 

Ciężko, bo trener Benitez dał mi zadebiutować w Napoli, za co jestem mu wdzięczny, ale prócz tego nie miałem z nim zbyt długo styczności. Teraz przez sześć miesięcy byłem codziennie z pierwszą drużyną, a wtedy wyglądało to inaczej, bo zostałem zaproszony tylko na ostatni miesiąc sezonu. Ale trener też wydawał się bardzo sympatyczny. Zatrzymywał się, żeby pogadać i pożartować z młodym zawodnikiem, choć oczywiście nie musiał tego robić.

Te gwiazdy cię przytłaczały na początku? 

Jasne, że tak. Byłem chłopakiem z Lubina, a rok po transferze siedziałem sobie w szatni z Callejonem, Cavanim, Hamsikiem i resztą, bo trener Mazzarri też zapraszał młodych na gierki z drużyną. Ale jak się wychodzi na boisko, to już przestaje się o tym myśleć. Sporo pomagał mi Jorginho, a poza tym te największe gwiazdy to z reguły najbardziej sympatyczni ludzie. Choć gdy na jednym z pierwszych treningów wszedłem ostrzej Cavaniemu, to trochę się na mnie wkurzył, bo raczej nie spodziewał się tak niebezpiecznych zagrań po chłopaku z juniorów. Ale szybko było: spoko, spoko.

To powiedz, kogo najciężej upilnować na treningach – Cavaniego, Higuaina, Mertensa czy Piątkowskiego? 

Wszyscy z topu! Ale dla mnie najtrudniejszym przeciwnikiem był Mertens.

No to mnie zaskoczyłeś, bo myślałem, że wskażesz Higuaina. 

Nie grałem przeciwko niemu zbyt wiele razy. Mertens, bo na treningu jest strasznie zadziorny. Cały czas zapierdziela, jest niski i szybki, a do tego z dobrym dryblingiem – dla mnie tacy zawodnicy są najgorsi, bo cały czas się urywają, szukają gry, balansują na granicy spalonego. A do tego wbrew pozorom Dries jest naprawdę silny i dobrze zbudowany, więc w kontakcie też nie jest łatwo.

Miałeś okazję przybić piątkę z Maradoną? 

Miałem! Nawet fotkę udało mi się z nim zrobić. Tam nawet te największe gwiazdy jak Callejon czy Reina są w niego wpatrzone. Poszczęściło mi się, bo słyszałem, że akurat pierwszy raz od jakiegoś czasu wszedł wtedy do szatni.

Bo na początku miał kosę z Sarrim.

Ale już się pogodzili, bo wtedy się ściskali i śmiali. Fajnie. Jak mówiłem ci, że piłkarze są w Neapolu noszeni na rękach, no to on jest tam bogiem.

Czyli hierarchia jest taka: Maradona, Ciro z “Gomorry”, a później piłkarze, tak?

Dokładnie! Cały czas czytam o tym, co się tam dzieje i widziałem, że teraz na Mertensa wszyscy wołają „Ciro”, bo obciął się na łyso.

Zastanawiałem się, czy już trochę nie irytują cię te wszystkie pytania o świetną drużynę, w której byłeś, ale nie odgrywałeś większej roli. 

Przyzwyczaiłem się. Trudno się ludziom dziwić, że są ciekawi jak to wygląda od środka. Chciałbym, żeby więcej pytań było o mnie i moją grę, ale doskonale wiem, że najpierw muszę coś udowodnić i się pokazać. We Włoszech nie potoczyło się to tak, jak chciałem.

To zapytam cię jeszcze tylko o Milika i Zielińskiego. Powiedziałeś, że na ulicach są gwiazdami, a jaki jest ich odbiór poza tym? Czasami z perspektywy Polski mamy problem, by właściwie ocenić skalę, w jakiej nasi piłkarze są doceniani w innych krajach. 

Z tego co zauważyłem, ocena „Zielka” jest taka sama w Polsce i w Neapolu. Tam wszyscy uważają, że w przyszłości to będzie największa gwiazda. Liczą, że zostanie drugim Hamsikiem, ale boją się też, że niedługo dostanie taką ofertę, że nie będzie można go zatrzymać i za sezon lub dwa będzie grał w jeszcze większym klubie. Arek Milik z kolei miał takie wejście, że też od razu był uwielbiany. Tak jest tam ze wszystkimi piłkarzami pierwszego składu.

łasicki

W sumie niesamowita sprawa, że z Zielińskim znacie się jeszcze z szatni juniorów Zagłębia Lubin, a później wylądowaliście razem w jednej z najlepszych drużyn w Europie. Akademia Napoli jest tam niewiele liczniej reprezentowana.

Nawet rozmawialiśmy o tym, że kiedyś nigdy byśmy nawet nie marzyli, że tak to się potoczy. No bo kto by się spodziewał? Wiadomo, że te drogi były inne, że nasze pozycje w Napoli również, ale jednak tak jak dzieliliśmy szatnie w Lubinie, tak samo w Neapolu. Dla mnie to wielka rzecz, bo Piotrek od zawsze uchodził za utalentowanego zawodnika i było widać, że to materiał na świetnego piłkarza. Ja bardziej bazowałem na pracy i wiadomo, że nie doszedłem tam, gdzie on, bo nawet nie ma sensu nas porównywać, no ale w tej samej szatni byłem.

Punkt wspólny jest taki, że on też dwa razy był blisko wypożyczenia do Ekstraklasy, ale w przeciwieństwie do ciebie nie zdecydował się na taki krok. 

No tak, udowodnił klasę i dziś nawet ciężko wyobrazić sobie, że mógłby grać w Ekstraklasie.

Twój powrót do Polski trochę był zaskoczeniem. Dla ciebie również?

Takie myśli zaczęły się pojawiać już przed mistrzostwami Europy, w trakcie wypożyczenia do Carpi. Prędzej też, ale tylko przelatywały mi przez głowę i skupiałem się tam robocie.

Pytam, bo jeszcze niedawno w mediach mówiłeś, że w ogóle nie myślisz o powrocie. 

Bo wychodziłem z założenia, że mam ogromny kapitał w postaci tych kilku lat we Włoszech, więc muszę walczyć do samego końca, bo wrócić do Polski zawsze zdążę. Jednak te dwa ostatnie sezony były bardzo ciężkie. Potrzebowałem jakiegoś bodźca. Musiałem się sprawdzić. Zaskoczony byłem tylko tym, jak szybko się to potoczyło. Dwa-trzy tygodnie i jestem już w Płocku. Muszę się trochę przyzwyczaić i oswoić, bo jednak trochę inaczej się w Polsce żyje, ale jestem zadowolony.

Zdajesz sobie sprawę z tego, że oczekiwania wobec ciebie są spore? Albo inaczej – ludzie w końcu chcą dowiedzieć się, o co z tym Łasickim chodzi, bo tak naprawdę tylko nieliczni widzieli cię w akcji. 

Zdaję sobie z tego sprawę, bo wyjechałem w wieku 17 lat i ludzie mnie nie znają. Ale nie zaprzątam sobie tym głowy – przyjechałem zrobić swoją robotę. Tylko nie myśl, że uważam, iż będę tu nie wiadomo kim! Sam jestem ciekawy, jak to będzie wyglądać. W Napoli nauczyłem się dużo i chcę to zaprezentować. Zobaczymy, ile ta wiedza będzie znaczyć na poziomie Ekstraklasy.

Miałeś inne opcje z Polski?

Miałem, ale patrzyłem głównie na to, gdzie są największe szanse na grę. Bardzo chcieli mnie tu dyrektor sportowy i prezes, więc tak szczerze mówiąc, to długo się nad Wisłą nie zastanawiałem.

A co mówili we Włoszech?

Dzwonił do mnie dyrektor i pytał się o powody oraz upewniał się, czy na pewno tego chcę. Interesował się też klubem oraz ligą. Powiedział mi, że będą starali się oglądać moje mecze w Ekstraklasie. I że dają mnie tylko na wypożyczenie, a to oznacza, że dalej we mnie wierzą. Na pewno woleliby, bym został we Włoszech, bo wtedy łatwiej byłoby mnie monitorować.

No trudno mi sobie wyobrazić, że Sarri zasiada w poniedziałek o 18 do Wisła Płock – Sandecja! 

No tak, ale cieszę się, że ostatecznie się zgodzili. Teraz tylko grać.

Pewnie zależy ci tym bardziej, że czerwca też nie wspominasz zbyt dobrze.

No nie. Każdy ma swoje nadzieje na grę i jak przyjeżdża na kadrę, to chce się pokazać, ale ja wiedziałem, że skoro nie gram w klubie, to będzie mi ciężko. Były też myśli, że w ogóle mogę nie zostać powołany. W ostatnim meczu przed Euro z Czechami zagrałem na niezłym poziomie, ale po powrocie do klubu byłem już całkowicie na aucie. Jednak ten turniej to cenne doświadczenie, nawet jeśli mecze obejrzałem z ławki. Trochę brakowało nam do tych najlepszych drużyn, nie ma co ukrywać.

LUBLIN 16.06.2017 MECZ GRUPA A MISTRZOSTWA EUROPY U-21 W PILCE NOZNEJ 2017: POLSKA - SLOWACJA 1:2 --- 2017 UEFA EUROPEAN U21 CHAMPIONSHIP MATCH: POLAND - SLOVAKIA 1:2 IGOR LASICKI KRYSTIAN BIELIK BARTLOMIEJ DRAGOWSKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Dwa lata temu byłeś pewniakiem w naszej prognozowanej jedenastce na Euro. Jeszcze niedawno pewnie liczyłeś na coś więcej, bo talent Bednarka eksplodował dopiero w ostatnim sezonie, a później Jach miał kontuzję. 

To prawda. Dawałem z siebie maksa i… co mogę więcej powiedzieć? Dopingowałem kolegów z ławki, miałem nadzieję, że lepiej nam pójdzie. Wszystko było zorganizowane na mega wysokim poziomie. Kibice dopisali. Atmosfera w drużynie była dobra.

Słuchając Krystiana Bielika, można było odnieść trochę inne wrażenie. 

Jego słowa – jego sprawa.

Jakub Wrąbel powiedział, że to pozwoliło wam scementować drużynę. 

Możliwe, bo później usiedliśmy i szczerze wyjaśnialiśmy sobie kilka rzeczy. Ale jak widzieliśmy – to też nie pomogło. Nie wiem, czego zabrakło. Chyba ten pierwszy mecz był kluczowy. Mieliśmy wtedy dużo sytuacji. Słowacy mogli strzelić kolejne bramki, ale my też mieliśmy okazje i moglibyśmy wygrać. Inaczej mogłoby się to potoczyć.

Ale jeśli chodzi o kulturę gry, to przecież była przepaść. 

Tak, byli zdecydowani lepsi. I po przegranej w pierwszym meczu na takim turnieju trudno się podnieść. Wynik ze Szwedami był lepszy, ale jeśli chodzi o grę, to przeciwnik znów wyglądał korzystniej. Wierzyliśmy do końca – nawet bardzo, bo mobilizacja przed Anglią była wielka – ale oni też pokazali na boisku, że byli szybsi, sprytniejsi i agresywniejsi od nas. Nie wiem oczywiście, jak ja wyglądałbym w tych meczach, ale ciężko tłumaczyć mi się za kolegów, którzy grali.

Będąc we Włoszech, śledziłeś w ogóle Ekstraklasę? Widziałeś Wisłę Płock? 

Chyba w jednym meczu. Ale Ekstraklasę oglądałem w miarę regularnie, bo miałem dekoder we Włoszech. Poziom chcę określać dopiero wtedy, gdy sprawdzę jaki jest z perspektywy murawy. Na pewno otoczka jest bardzo fajna, to też powoduje, że nasza liga jest atrakcyjnym kierunkiem.

Coś cię zaskoczyło w Płocku? 

Widać, że klub jest bardzo poukładany…

Oj, po ostatnich wydarzeniach mógłbym się kłócić. 

Jestem nowy i nawet nie wiem, jak to wcześniej wyglądało, więc nie będę się wypowiadał. Jest inny trener, który powiedział, że wszyscy mają u niego czystą kartę. Dla mnie nowe jest to, że liga rusza tak szybko i nie przepracowałem okresu przygotowawczego. We Włoszech miałem go co roku od pięciu lat. Muszę jeszcze popracować, by dojść do dobrej dyspozycji, bo po Euro miałem tylko tydzień wolnego, ale myślę, że niedługo będę już na 100% gotowy. Jestem naprawdę pozytywnie nastawiony.

Powiedz na koniec – czego mamy się po tobie spodziewać?

U trenera Sarriego dużo się nauczyłem, jeśli chodzi o taktykę i ustawianie się, na pewno też siłą rzeczy poprawiłem wyprowadzenie piłki. Generalnie jednak jestem typem walczaka. Ale nie lubię opowiadać o swojej grze.

Czyli raczej bliżej ci do stylu Glika niż Salamona?

Tak mi się wydaje. Sami zobaczycie.

Rozmawiał MATEUSZ ROKUSZEWSKI

ROKI KONIEC

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
1
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać
Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Weszło

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
37
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Boks

Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Jakub Radomski
6
Szeremeta zmęczona, ale zwycięska. „Chcę odbudować boks w Polsce” [REPORTAŻ]

Komentarze

10 komentarzy

Loading...