Reklama

Z cyklu nie do wiary: Tetteh znów stracił głowę

redakcja

Autor:redakcja

23 lipca 2017, 18:16 • 3 min czytania 108 komentarzy

Abdul Aziz Tetteh regularnie dba o to, by cała piłkarska Polska myśląc o jego nazwisku czuła wstręt. Ledwie wrócił po zawieszeniu za faul na Cernychu  Facet dopiero co powinien wracać po poprzednim zawieszeniu za zamach na nogi przeciwnika, a tymczasem znów dał powody do kolejnej kilkutygodniowej pauzy, do której oczywiście nie dojdzie – jak zwykle skończy się maksymalnie na kilku meczach, a Tetteh nauczy się ogłady tak, jak dzieciak, który za zepchnięcie kolegi ze schodów został posadzony na dziesięć minut na karnego jeżyka.

Z cyklu nie do wiary: Tetteh znów stracił głowę

Naprawdę chcielibyśmy się dowiedzieć, jakie procesy myślowe przechodzą w głowie Tetteha. Nawet mieliśmy go chwalić za całkiem niezły mecz, bo taki właśnie rozgrywał, mimo że cały Lech spisywał się do dupy. No i odwalił to…

Spóźniony atak, ale po co było wchodzić wyprostowaną nogą w Recę? Czy to w jakikolwiek sposób miało pomóc w odebraniu piłki? No nie. Efekt dla Lecha był równie brutalny co atak Ghańczyka – w meczu, który średnio się układał, przyszło mu grać przez 40 minut w osłabieniu.

Reklama

Do tego momentu na boisku nie działo się praktycznie nic. Przeważał Lech, ale Rakels potykał się o własne nogi, Radut potykał sie o nogi przeciwników, w których nie wiedzieć czemu wchodził z piłką, Bille Nielsen… może i też o coś się potykał, ale ciężko stwierdzić, skoro zadaniem o wysokiej skali trudności było odnotowanie jego obecności na boisku. Jedynym powiewem finezji była bomba Recy z kilkudziesięciu metrów, którą Burić wyjął nie bez kłopotów. W ogóle dziś Arek nawiązywał raczej do tego Recy z pierwszoligowych boisk niż ekstraklasowych, co musi uznać za komplement.

Paradoksalnie po czerwonej kartce to Lech prezentował się lepiej, natomiast prawideł piłki nie oszukasz – prędzej czy później luki w defensywie poznaniaków musiały się stworzyć. Chociaż w kontekście tego, co się stało, słowo „luka” jest zdecydowanie zbyt słabe.

To chyba raczej teren pod budowę domu, w który jak do siebie wbił się Dominik Furman, holując piłkę aż od linii defensywnej swojego zespołu, aż po… decyzje o bombie z dystansu. Gorsza noga okazała się wcale nie taka zła – choć Burić mógł się zachować przy tej bramce lepiej, zasług Furmanowi nie można odbierać. Jak się okazuje – grający trener to prawdziwy skarb.

Lech nie zareagował na tego gola w żaden sposób, nawet potrójna zmiana chwilę przed golem Furmana wcale nie ożywiła tego zespołu. Nie stworzyli w zasadzie żadnej sytuacji, po której powinien paść gol, a o indolencji tego zespołu niech powie fakt, że najbardziej wyróżniającym się graczem w ofensywie był Kostewycz. Dogodną akcję stworzyła tylko Wisła – coś w stylu sam na sam miał Biliński, ale chyba spanikował i dał Buriciowi możliwość do udanej interwencji.

Reklama

Mamy nadzieję, że w pucharowych meczach poznaniacy będą w wyższej formie. Mamy też nadzieję, że Nenad Bjelica obejrzał właśnie wyczyn Tetteha i jest mu strasznie głupio za to, że uparcie kłócił się z sędzią, iż wyrzucenie z boiska jest zbyt wysoką karą. A przecież w pierwszej połowie za spóźniony wślizg w Furmana znalazłyby się podstawy do wyrzucenia z boiska Janickiego, więc ciężko mówić o braku wyrozumiałości sędziego Gila.

Mamy natomiast nadzieję, że odpoczniemy sobie od Tetteha. A przede wszystkim – że odpoczną od niego kości ligowców.

[event_results 339412]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

108 komentarzy

Loading...