Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

18 lipca 2017, 14:09 • 6 min czytania 101 komentarzy

Przez dziesięć lat grałem dla klubu, który kocham – powiedział Wojciech Szczęsny pytany o Arsenal. I dodał: – Nigdy nie powiem, że dawałem mniej Romie niż Arsenalowi, ale po prostu emocje były inne.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Polski bramkarz wielokrotnie zaznaczał, jak wielkim uczuciem darzy klub, który go w pełni przygotował i w końcu wprowadził do wielkiego futbolu. Dawało się wyczuć, że umieszczenie go w Romie – miejscu, o którym 99,9 procent bramkarzy na świecie marzy – traktuje jako krótkotrwałe zesłanie, mające go przygotować do upragnionego powrotu. Niby grał w Serie A, niby mierzył się z gigantami futbolu, ale okiem gdzieś tam łypał w bok – na Wyspy Brytyjskie, na Londyn. Dziennikarz ESPN Andrew Mangan, zajmujący się właśnie Arsenalem, zaledwie miesiąc temu pisał:

„Sporo mówi się o tym, że miałby iść do Juventusu, ale Arsenal byłby głupi, gdyby na to pozwolił”. Później trochę o tym, jak bardzo Szczęsny we Włoszech się rozwinął, jakiego nabrał doświadczenia i umiejętności (co podkreślał także sam bramkarz), trochę o charakterze, który może nie wszystkim pasuje, ale też o metamorfozie: dorośnięciu, małżeństwie itd. „Arsenal ma na swojej liście pracowników jednego z najlepszych bramkarzy w Europy. To 27-latek, ciągle bardzo młody jak na bramkarza, z wieloma sezonami kariery przed nim. Byłoby niezwykle idiotyczne pozwolić mu odejść. Nie ma wątpliwości, że występami w Romie Szczęsny zasłużył na swoją drugą szansę”.

A jednak Arsenal bez żalu sprzedał bramkarza, który – jak podkreślają absolutnie wszyscy – niebywale się we Włoszech rozwinął, ustabilizował, wszedł na wyższy poziom. Napisałem, że bez żalu, ponieważ sprzedał go (jak donoszą media) za 11 milionów euro. Jest to kwota wręcz zastanawiająco niska. Długość piłkarskiego życia wydłużyła się na tyle, że spokojnie można założyć, iż Szczęsny to bramkarz na następne 10 lat i można go postawić na równi z 22-letnim napastnikiem. Tacy golkiperzy na rynku są bardzo poszukiwani. Bayern na długie lata zamknął kwestię bramki Neuerem, tak jak kiedyś Juventus Buffonem, a Real Casillasem. Wszyscy wokół mogą się zmieniać, skrzydłowi przychodzić i odchodzić, ale bramkarz pozostaje ten sam. Ząb trzonowy.

I teraz tak: Arsenal ma na kontrakcie chłopaka wychowanego w klubie, chłopaka zakochanego w klubie, chłopaka z absolutnego topu. Potrzebuje go, bo przecież w bramce stoi 35-letni Petr Cech. OK, on może jeszcze bronić nawet trzy lata, to prawda, ale nikt nie każe ci ze Szczęsnego definitywnie rezygnować, a może nawet rozsądnie byłoby postawić już teraz na Polaka. A jednak „Kanonierzy” oddają go za czapkę gruszek. No, za 11 milionów można kupić sporo markowych czapek i sporo gruszek, ale to wciąż prawie cztery razy mniej niż kosztował Ederson (40 milionów euro) i prawie trzy razy mniej niż kosztował Jordan Pickford (28,5 miliona euro). Ba, więcej – niewiele więcej, ale więcej – Barcelona wydawała na Jaspera Cillessena, wobec którego oczekiwania były od początku jasne: grzecznie siedzieć na dupie i nie przeszkadzać. Nie trzymając się wyłącznie bramkarzy trzeba przyznać, że niemal dzień w dzień dochodzi na rynku do większych transakcji, łącznie w tym oknie – które dopiero się otworzyło – droższych od Szczęsnego było już blisko 100 piłkarzy!

Reklama

To jednak zmusza do refleksji, że w Arsenalu naprawdę Szczęsny musiał komuś zajść za skórę i to tak bardzo, że kreska na nim postawiona okazała się kreską definitywną, nieścieralną. Nie zrozumcie mnie źle – Juventus to klub mocarny, gdybym był piłkarzem to pewnie wolałbym grać w Juventusie niż w Arsenalu, więc nie mam zamiaru tutaj głosić jakiegoś upadku biało-czerwonego bramkarza. Po prostu wszystkie mocne karty w ręku mieli Anglicy i postanowili spasować, zamiast z nich korzystać. Być może z korzyścią dla Wojtka, kto wie, może nawet zdobędzie on kiedyś Puchar Europy, co w barwach „Kanonierów” raczej by się nie zdarzyło. Ale sam sposób przeprowadzenia tego transferu – o ile sumy podawane w mediach są prawdziwe – w jasny sposób mówi: Szczęsny w Londynie nawarzył aż za dużo piwa. Więcej niż nam się zdawało, gdy dziennikarze pisali o paleniu papierosów pod prysznicem.

Trzeba też Szczęsnemu przyznać, że kariera potoczyła się dla niego w sposób niezwykle interesujący, nie tylko ze sportowego punktu widzenia. Oto przez ostatni rok obserwował z bliska pożegnanie Francesco Tottiego z futbolem. Dzielił szatnię i boisko z jedną z legend futbolu XXI wieku, przyglądał się momentowi, gdy ktoś naprawdę w skali piłki wyjątkowy przechodzi na drugi brzeg rzeki. Już samo wyznanie po latach „grałem z Tottim” będzie warte sporo, a teraz dodatkowo Polak przechodzi do Juventusu, gdzie będzie z bliska obserwował wielkie addio Gianluigiego Buffona. Kiedy Buffon debiutował w reprezentacji Włoch, Szczęsny miał 7 lat. A kiedy debiutował Totti – miał 8. A jednak jakimś cudem trafił z nimi do tych samych drużyn. Nie wiem oczywiście, czy to dla niego coś znaczy, być może w głębi duszy uważa, że cieszyć powinni się Totti i Buffon, a nie on, ale jednak jest to okoliczność dodająca łapaniu piłki dodatkowego smaczku.

*

Arsenal Arsenalem i Szczęsny Szczęsnym. Najdziwniejsza to jest jednak historia Grzegorza Krychowiaka.
Krychowiak w USA, PSG w Paryżu.
Krychowiak w Paryżu, PSG w USA.

Też wolę zwiedzać świat indywidualnie, a nie ze zorganizowanymi wycieczkami, ale mam wrażenie, że Krychowiak trochę się w tym zapędził. Po takim sezonie jaki miał (albo raczej – jakiego nie miał), pewnie zameldowałbym się w klubie jako pierwszy, jeszcze przed końcem urlopu, byle tylko pokazać trenerowi: mnie naprawdę zależy.

Tymczasem Krychowiak trenerowi pokazywał się tylko na Instagramie – z Bora Bora, Kuby, Stanów Zjednoczonych, Meksyku itd. Piłkarz musi odpocząć, a zwiedzanie rozwija – ja to wszystko rozumiem. Trudno jednak było nie odnieść wrażenia, że ktoś stracił z oczu priorytety.

Reklama

Reprezentant Polski zza oceanu wrócił, a reszta drużyny tam poleciała. Klub na niego w ogóle nie liczy, co jest jedną z największych zagadek XXI wieku – wszak jego pozycja wyjściowa była wymarzona. Za ogromne pieniądze ściągał go dyrektor sportowy, który go znał do zespołu prowadzonego przez trenera, który go znał. Unai Emery w Sevilli rozpoczynał od Polaka skład, a w PSG nawet nie umieszcza go na liście powołanych na zgrupowanie. Nie może być mowy o jakimś zwykłym sportowym rozczarowaniu (trener: „myślałem, że będzie lepszy”) przy takim rozeznaniu. W grę muszą więc wchodzić sprawy pozasportowe.

Obawiam się, że happy endu tej historii możemy szybko nie zobaczyć. To znaczy mam konkretne wątpliwości, czy aby na pewno Krychowiak jest kimś takim, kto zgodzi się pójść do jakiegoś brzydkiego miasta (np. Leverkusen), gdzie będzie zarabiał zdecydowanie mniej niż w Paryżu, tylko po to, by dać swojej karierze ponownego kopa na rozpęd. Mam też wątpliwości, czy pójdzie do miasta ładnego, o ile ogromne zarobki nie zostaną mu wyrównane. Po prostu – może całkiem niesłusznie, oby – straciłem wiarę w to, że futbol jest wciąż obsesją Grzegorza Krychowiaka.

Gdy drużyna ładuje akumulatory, on ładuje akumulator w aparacie.

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Patryk Stec
0
Kibice Pogoni w końcu się doczekają? Nowy właściciel coraz bliżel

Felietony i blogi

Komentarze

101 komentarzy

Loading...