Reklama

Olympiakos, czyli grecki hegemon i solidna marka w Europie. Gdzie zmierza Vadis?

redakcja

Autor:redakcja

09 lipca 2017, 18:08 • 7 min czytania 36 komentarzy

Jak wiecie, Vadis Odjidja-Ofoe opuszcza Legię i obiera kurs na Grecję, będzie grał w Olympiakosie. Choć wszyscy znamy tę nazwę, bo klub ma określoną, wyrabianą przez lata markę, warto powiedzieć „sprawdzam”. I rzeczywiście sprawdzić, czym dokładnie dzisiaj jest ten Olympiakos.

Olympiakos, czyli grecki hegemon i solidna marka w Europie. Gdzie zmierza Vadis?

Przede wszystkim jest to absolutny hegemon ligi greckiej, od siedmiu lat zespół z Pireusu nie ma sobie równych. W 2010 roku zwyciężał Panathinaikos, ale potem nie było zmiłuj. I to tak zdecydowanie: choćby w rozgrywkach 15/16 Olympiakos miał 30 punktów (!) przewagi nad wiceliderem, przegrał ledwie jeden mecz, jeden zremisował, a resztę wygrywał, bez wyjątków. Oczywiście, tamten sezon to nie przypadek, zespół swoją dominację powtarza regularnie – w minionej kampanii miał sześć punktów przewagi, w 14/15 dwanaście, w 13/14 siedemnaście, w 12/13 piętnaście. I tak dalej: nikt nie potrafi im zagrozić.

No bo kto? Panathinaikos wpadł w dołek, który ładnie potrafią zobrazować europejskie puchary. W zeszłym sezonie Koniczynki grały w Lidze Europy, ale robiły to z gracją słonia w składzie porcelany i to jeszcze jeżdżącego na wrotkach. Pięć porażek i jeden skromniutki remis, toż to gorszy bilans niż Legii w pamiętnym, katastrofalnym sezonie w tych samych rozgrywkach z Janem Urbanem za sterami. Rok wcześniej? Panata dostaje po głowie od Brugii w eliminacjach do Ligi Mistrzów, piętro niżej nie jest wpuszczona, bo według bramkarza w stroju azerskiej Gabali nie przechodzi selekcji.

Olympiakos chciałby gonić PAOK, lecz na razie większe nakłady na transfery – siedem baniek dwa sezony temu, pięć w zeszłym – nie wystarczyły na nic więcej niż wicemistrzostwo.

Pireus jest więc na razie spokojny, bo właściwie przeniósł model ligi szkockiej do Grecji.

Reklama

Naturalnie, nie ma nic za darmo, by to osiągnąć trzeba było w drużynę wpompować sporo pieniędzy. Olympiakos na piłkarzy wydaje dużo, co sezon są to kwoty liczone w milionach. By nie być gołosłownym przytoczmy liczby, patrząc od pierwszego sezonu mistrzowskiego w trwającej serii:

Sezon 16/17 – 12 milionów euro

15/16 – 20 milionów

14/15 – 25 milionów

13/14 – 9 milionów

12/13 – 5 milionów

Reklama

11/12 – 12 milionów

10/11 – 13 milionów

Raz, że robi to wrażenie, a dwa, Olympiakos ma na swoje transfery sposób. Bierze bowiem piłkarzy, którzy chcą godnie zarabiać, ale i coś osiągać – czym innym jest przecież granie w średniaku nawet mocniejszej ligi, bycie którymś rezerwowym w silnym zespole, a czym innym regularne zdobywanie trofeów. Według takiego klucza trafił tam choćby Marko Marin, Alejandro Dominguez, Brown Ideye czy Kevin Mirallas. Nieważne, że trzech ostatnich w zespole już nie ma, bo za Ideye i Mirallasa klub sporo zarobił. Pierwszy przychodził za pięć milionów, odszedł za dwanaście, drugi trafił do Pireusu za dwie bańki, odszedł za ponad siedem.

Olympiakos ma więc czym kusić – można tu się wypromować, pograć w Europie, a potem wyjechać. Otoczka do pracy też jest przecież niezła. Tak wygląda stadion (nowoczesny, w przeciwieństwie do rywali):

STADION

Tak wygląda miasto:

MIASTO1

Co ważne, Olympiakos rzeczywiście grzeje ludzi, regularnie na mecze drużyny chodzi po kilkanaście tysięcy osób, podczas gdy średnia frekwencja Panathinaikosu nie przekracza sześciu tysięcy.

Ściągają tam więc porządni piłkarze, ale i trenerzy z nazwiskami. Tylko w tej dekadzie pracował tam Valverde (dziś Barcelona), Jardim (Monaco), Michel (Malaga), Marco Silva (Watford) czy Paulo Bento, obecnie bez klubu, ale przed Olympiakosem prowadził przecież Sporting i reprezentację Portugalii. Też mnogość nazwisk nie jest tutaj przypadkowa, bo właściciel – Evangelos Marinakis – lubi zmieniać trenerów. Od 2010 roku było iż ach czternastu, jak wytrzymają rok to jest okej. Na przykład poprzednik Hasiego, czyli Takis Lemonis, wysiedział na stołku 99 dni (siedem meczów), ale po sezonie zaraz go nie było.

Podsumujmy to, co mamy do tej pory: są duże pieniądze na transfery, są głośne trenerskie nazwiska, choć wrzucane na pędzącą karuzelę. Wiemy, że w lidze przekłada się to na hegemonię. Jak jest natomiast w Europie? Przyzwoicie, Olympiakos to naturalnie regularny uczestnik starć na Starym Kontynencie. Choć nie robi tam furory, bo najczęściej nie wychodzi z grupy Ligi Mistrzów, a po spadku do Ligi Europy zagra jeden-dwa dwumecze i cześć. Ostatnio w ogóle w elicie nie zagrali, bo tym razem musieli przejść eliminacje, co im się nie udało, odpadli w starciu z Hapoelem Beer-Szewa. W tym sezonie muszą o awans bić się znowu.

Jest więc Olympiakos w Europie solidny, ktoś powie przeciętny, ale i tak radzi sobie lepiej niż Legia – gra w grupie LE bądź LM nieprzerwanie od sezonu 11/12, zajmuje w rankingu UEFA 28. miejsce, warszawiacy są na lokacie 61.

Transfer ma tam wiele plusów: można dobrze zarobić, pograć dla fanatycznych kibiców, wypromować się na europejskich boiskach.

Minusy? Doskonale wiemy, jak pełna afer jest liga grecka – Olympiakos się trzyma, ale też ma swoje problemy. Pisaliśmy o właścicielu:

Właściciel i prezes klubu, ale również prezes greckiej Super League oraz wiceprezes tamtejszego związku piłkarskiego. Łączenie tego typu funkcji może wyglądać kontrowersyjnie? A i owszem, szczególnie jeśli w kraju wybucha afera korupcyjna z obstawianiem spotkań w tle. Jak poważne były to sprawy? Zaczęło się od prokuratora Aristida Korei, który miał nagrane rozmowy telefoniczne, setki akt i niezachwianą pewność, że nadchodzą sądne dni dla Marinakisa i jego kumpli. Oskarżonych zostało ponad 80 osób, Marinakis między innymi o to, że stanowił ważną część międzynarodowej organizacji zajmującej się match-fixingiem w 7 państwach. Wpływowy biznesmen z własną prasą, telewizją, szeregiem mniejszych biznesów, do tego właściciel klubu i człowiek numer 2 w krajowej federacji. To nie pionek do strącenia, to król, którego zaszachowanie grozi całej partii.

(…)

Thansis Yiachos, sędzia finału Pucharu Grecji zdradził, że Marinakis w przerwie zjawił się w jego szatni, łamiąc tym samym federacyjne zasady. Szef Olympiakosu tłumaczył się, że wszedł by życzyć powodzenia – innymi słowy, wykręcił się sianem. Petros Konstantineas zeznał, że gdy wybrano go sędzią meczu Xanthi – Olympiakos, dostawał od różnych osób z federacji przykaz, że goście muszą wygrać. Protestował, nie zgadzał się, sędziował normalnie i Olympiakos przegrał. Kilka dni później piekarnia Konstantineasa została wysadzona w powietrze.

Aby uporządkować sytuację z sędziami ściągnięto zza granicy Hugha Dallasa, byłego znakomitego arbitra. Szkot jednak też dał się zastraszyć i zrezygnował. Gdy dotkliwie pobito jego bliskiego współpracownika, Christoforosa Zografosa, a który aktywnie działał przeciw manipulacjom w obsadzie sędziowskiej, dał sobie spokój. Ta posada to jeden z najgorętszych stołków w europejskiej piłce. Marinakis udaje głupiego, ale przede wszystkim używa swoich wpływów, by się wykręcić. Ma własne stacje telewizyjne i gazety, które nigdy nie powiedzą o nim złego słowa, nawet, gdy właśnie trwa dochodzenie przeciw niemu i na jaw wychodzą nowe, istotne fakty. Poza tym nie można nie doceniać jego wpływów politycznych – właśnie foruje swojego kandydata na burmistrza Pireusu i pewnie dopnie swego.

Warto zauważyć, że jesienią tego roku Koreas został oddalony od sprawy, co wywołało powszechne zaskoczenie – w pierwszej chwili, potem ułożyło się w pełną całość. Oczywiście, nie można niczego powiedzieć na pewno. Nie można niczego oficjalnie potwierdzić. Ale zawsze można zapytać o to kto miał motyw. Tak czy siak, pewne jest jedno – ludzie z tła, lubujący się w zagrywkach poniżej pasa, trzymają grecki futbol w garści i tylko zaciskają uścisk.

Poza tym, rozgrywki potrafią się opóźnić ze względu na groźby zamieszek na trybunach, do tego dochodzą ciągłe podejrzenia o podłożu korupcyjnym. Ankieta przeprowadzona wśród piłkarzy:

1. 14% ankietowanych odpowiedziało, że grało w ustawionym meczu. Z tej grupy aż 32% przyznało, że przed meczem wiedziała o wszystkim.

2. Z 13% zawodników ktoś kontaktował się w sprawie ustawienia meczu. Z tego co dziesiąty zgodził się i przyjął propozycję.

3. Na pytanie, czy uważasz, że mecze w lidze greckiej są ustawiane, 64% graczy odpowiedziała twierdząco. Zdumiewająca liczba, w innych ligach ten wskaźnik nie przekroczył kilkunastu procent.

4. Czy zgłosiłby komuś, gdybyś podejrzewał, że mecz w którym masz zagrać będzie ustawiony? 71% była na nie. 16% graczy przyznało też, że w ostatnim roku grało u bukmachera łamiąc zasady narzucone przez związek.

Tamtejsza liga jest chora, nie ma wątpliwości, ale Olympiakos jest akurat miejscem, do którego trafić nie jest żadnym wstydem. Od pewnych problemów się nie ucieknie, natomiast grając w Europie, na ładnym stadionie i za ładne pieniądze, można o nich zapomnieć.

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
2
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”
Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
3
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Komentarze

36 komentarzy

Loading...