– To przyszły mistrz Rosji – napisał dzisiaj na Twitterze Bogusław Leśnodorski w reakcji na deprecjonowanie nowego klubu Vadisa Odjidji-Ofoe. FK Krasnodar to wciąż nazwa, która niewiele powie Johnowi z Manchesteru i Juanowi z wioski w Andaluzji, ale… Wszystko wskazuje na to, że sytuacja może ulec zmianie. Klub, który w lutym 2018 roku będzie hucznie świętował swoje dziesiąte urodziny, od czterech lat nie opuszcza pierwszej piątki ligi rosyjskiej. Klub, który swój pierwszy sezon zanotował, gdy świat zagrywał się w GTA IV, dziś jest jednym z najstabilniejszych w całej Rosji. A jego właściciel mówi wprost – nie interesuje mnie współpraca z klubami z Moskwy, ja chcę je zdetronizować.
W pierwszym sezonie zreformowanej Priemjer Ligi czołowe cztery miejsca obsadziły stołeczne kluby z potężnym wsparciem centrali. W Rosji, państwie przez wieki przyzwyczajonym do mocnego ośrodka władzy, często skupionej w rękach jednego człowieka, nikogo nie mogła dziwić sytuacja w futbolu. Wygrywali najbogatsi – najbogatsi zaś zawsze znajdowali się tam, gdzie największe wpływy miała władza. Pomijając już czasy komunizmu, gdy rywalizowały kluby ze wsparciem milicji (Dynamo), wojska (CSKA), czy kolei (Lokomotiv) – już po transformacji większość atutów pozostała po stronie Moskwy. Magnaci od stacji benzynowych, od gazu ziemnego, od mediów – oligarchowie przejęli moskiewski futbol, utrzymując dominację stolicy.
Od 1992 do 2007 roku tytuł opuścił Moskwę raz – w 1995 roku, gdy mistrzem została Ałanija Władykaukaz. Dopiero Zenit potrafił postawić się długofalowo, dopiero fortuna Gazpromu zainwestowana w Sankt Petersburgu napędziła solidnego stracha Spartakowi, CSKA czy Lokomotiwowi.
Pęknięcia w systemie i stopniową decentralizację było jednak widać w kilku innych miejscach tego olbrzymiego państwa. Grube inwestycje rozpoczęto w Kazaniu wokół Rubina. Szalone plany mieli w Anży Machaczkale czy w Tereku Groznym. W momencie, gdy wielu moskiewskich biznesmenów zaczęło się rozglądać za własnymi klubami w lidze angielskiej, francuskiej czy hiszpańskiej, do głosu doszli oligarchowie z drugiego szeregu, panowie na włościach, rządzący niepodzielnie nie tylko swoimi firmami, ale też praktycznie całym terenem wokół nich. O pozycji Ramzana Kadyrowa w Czeczenii nie trzeba nikogo przekonywać, ale na mniejszą skalę podobnie zorganizowanych miast jest na całym wschodzie więcej. Świetnym i głośnym przykładem był do niedawna nawet ukraiński Donieck, w którym naprawdę trudno było rzucić kamieniem tak, by nie trafić w pracownika bądź budynek którejś ze spółek należących do Rinata Achmetowa.
Po co ten przydługi wstęp? Ano po to, by uświadomić sobie skąd na mapie wziął się FK Krasnodar.
***
Niespełna 800 tysięcy mieszkańców, brak większej historii i tradycji, nie ma pod Krasnodarem żyły złota, nie ma również najprzedniejszej jakości węgla ani choćby gabinetu tajnej policji. Przyznacie sami – nie są to najbardziej korzystne warunki do robienia futbolu w państwach na wschód od Berlina. Nic dziwnego, że Kubań – zwróćmy uwagę, Kubań, nie żaden Górnik, nie żadne Dynamo czy inny Centralny Wojskowy – nigdy nie rozdawał kart w rosyjskim futbolu. Za sukces trzeba było w ich wypadku uznawać miejsce w środku tabeli najwyższej ligi – co w 90-letniej historii klubu zdarzało się zaledwie kilka razy.
Ale klimat się zmieniał, czego pierwsze przejawy zauważyć można było w biznesie.
W państwie, w którym większość biznesmenów to mniej lub bardziej oficjalni współpracownicy, bądź też mniej lub bardziej bliscy przyjaciele polityków z najwyższych szczebli władzy, praktycznie znikąd wyrósł on. Ormianin z przedmieść Soczi. Absolwent uczelni nie w Moskwie czy Petersburgu, nie w USA czy Wielkiej Brytanii, ale w pozostającym na uboczu Krasnodarze. Zaczynający nie od dwuznacznych interesów z tajnymi służbami w tle, ale drobnego handlu “perfumem”. Siergiej Arutunjan, a właściwie Siergiej Galicki. Właściciel sieci Magnit, który w najlepszych czasach niemal dojeżdżał do majątku rzędu 10 miliardów dolarów, dającego mu miejsce w drugiej setce najbogatszych ludzi świata.
Ekonomista. Szachista. Lokalny patriota. Wizjoner.
Lista ciepłych określeń nie ma końca, ale Galicki sam sobie zapracował na każdą pochwałę. Rozkręcał biznes od zera i – jak twierdzi choćby Bloomberg – do wszystkiego doszedł sam, ciężką pracą. To on wpadł na pomysł, by sprowadzać na południe Rosji niemieckie kosmetyki. To on, gdy Procter&Gamble zażądało, by w jego punktach sprzedaży nie było konkurencyjnych produktów, założył własną sieć marketów. To on od zera budował markę “Magnitu”, to on sprawił, że obecnie to rosyjski odpowiednik naszej “Biedronki”, obecny w każdym liczącym się mieście. To on wreszcie, zamiast szukać sobie miejsca do inwestowania w Moskwie czy którymś z zagranicznych państw, uznał, że najwięcej frajdy przyniesie mu rodzinny Krasnodar.
I tak po prostu, bez orkiestry i ostrzeżenia, założył sobie klub.
***
– Nie mogłem sobie wyobrazić lepszych urodzin – napisał na Twitterze Siergiej Galicki, gdy jego FK Krasnodar ogrywał zespół Spartaka 4:0, a po jednym z goli ucieszony zdobywca bramki pokazał światu koszulkę, którą miał pod klubowym t-shirtem: “Wszystkiego najlepszego, Siergiej Galicki”. Po sześciu latach od założenia klubu, wynik na murawie wreszcie oddawał ten z list “Forbesa” – na których Leonid Fiedun, właściciel Spartaka i były oficer Armii Czerwonej znajduje się o kilkadziesiąt pozycji niżej niż Galicki.
Obaj panowie to zresztą najlepszy materiał porównawczy. Podczas gdy Fieduna wielokrotnie pokazywano w gronie najbardziej wpływowych fanów Spartaka – z Siergiejem Ławrowem na czele, Galicki trzymał się swojego Krasnodaru. To była zresztą tajemnica jego sukcesu – inwestował w miejscach zapomnianych przez świat, w których wciąż nie wszystkie produkty były dostępne. W Moskwie już w latach dziewięćdziesiątych było czuć “wind of changes”, ale na prowincji i w XXI wieku bywały problemy z dostępnością podstawowych produktów. Tam właśnie pojawiał się Galicki i jego sklepy. Na tle oligarchów pokroju Fieduna, który do biznesu przeskoczył bezpośrednio z armii, a najdynamiczniejsze zyski notował w okresie prywatyzacji – to kompletnie inna ścieżka kariery.
– Nie uwierzycie, ale kiedyś przez rok pracowałem przy załadunku w magazynie z perfumami. Ciągle coś tam ciekło, w powietrzu unosił się specyficzny zapach, ale byłem absolutnie szczęśliwy, ponieważ byłem w tym lepszy od innych. Nie żartuję. – zwierzał się w październiku 2014 r. na konferencji prasowej dla dziennikarzy z Krasnodaru, co przetłumaczył na swoim blogu Karol Bochenek z “Futbol Sovieticus”. Znajdziemy tam jeszcze jedną historię, już nieco mniej wesołą – biura Galickiego kiedyś… ostrzelano z granatników.
Oczywiście Galicki się nie ugiął.
Podobną ambicję, upór, determinację i wykroczenie poza przyjęte zasady Galicki prezentował w futbolu. Zamiast inwestować w obecny w mieście Kubań, założył swój własny klub, od początku meblując go według własnej wizji. Od razu ruszył z budową klubowej akademii oraz planami budowy własnego stadionu. Klub powstał w lutym 2008 roku, już pod koniec marca uformowały się zaczątki sporej instytucji, którą jest dziś FK Krasnodar Youth Academy. W kwietniu powołano pierwszą klasę dla chłopaków z rocznika 1996. I gdy mówimy o akademii, nie ma w tym grama przesady. Cały teren szczelnie zapełniony budynkami i boiskami przypomina cały uniwersytecki kampus.
Kompleks boisk. Stadion. Internaty, sale konferencyjne, dziesiątki szatni. Rozmach przytłacza, a przecież Galicki zaczął to wszystko budować praktycznie z marszu, w dodatku na spalonej ziemi, na której jedynym kwiatkiem był wspomniany Kubań. Wylewanie fundamentów rozpoczęto właściwie w tym samym momencie, w którym pierwszy menedżer klubu dostał misję wprowadzenia FK do drugiej ligi. Udało się w pierwszym sezonie, z trzeciego miejsca, ale głównie dlatego, że z uwagi na problemy finansowe II ligę opuściło więcej drużyn, niż początkowo planowano. Oczywiście Galickiego niespodziewany awans zaskoczyć nie mógł – spokojnie utrzymał się na zapleczu najwyższej ligi, a rok później powalczył o Priemjer Ligę.
Znów uchyliły się boczne drzwi – choć promocję mogły wywalczyć tylko trzy drużyny, to FK Krasnodar awansował z piątego miejsca, wykorzystując słabość organizacyjną i finansową kończących na miejscach 3 i 4 Niżnego Nowogród i KAMAZ-u Nabierieżnyje Czełny. 12 marca 2011 roku, trzy lata po założeniu klubu, Krasnodar wybiegł na mecz z Anży Machaczkała, pierwszy w swojej historii na najwyższym ligowym poziomie.
***
Jak bardzo “książkowy” jest Siergiej Galicki? Przypomnijcie sobie wszystkich bogatych lokalnych patriotów z filmów, książek i gier komputerowych. Ruble przeciw orzechom, że w ich olbrzymich gabinetach honorowe miejsce miał stolik do szachów. Zacytujmy fragment naszego starszego tekstu o Krasnodarze autorstwa Marcina Borzęckiego.
Co ciekawe – pomiędzy trawiastymi boiskami i przystosowanymi halami sportowym odnaleźć można… pomieszczenia do gry w szachy. Cisza, spokój, kilkadziesiąt stolików z szachownicami i poustawianymi pionkami. Galicki to bowiem fascynat tej królewskiej gry, w młodości zapowiadający się na świetnego szachistę, który mierzył się nawet z najlepszymi zawodnikami z kraju.
– Mamy tutaj sale wykładowe i miejsce do gry w szachy. Sukces w piłce nożnej nie jest bowiem możliwy bez starannego wykształcenia i rozwoju umysłowego. Na boisku niezbędne jest myślenie, chcę by FK Krasnodar grał ofensywnie i mądrze, zatem uznałem, że świetnym uzupełnieniem treningów będą szachy. To gra która w nieprawdopodobny sposób rozwija logiczne myślenia i potrafi dokształcić człowieka. Sam często przychodzę w to miejsce i zapraszam do gry zainteresowanych – opowiada pomysłodawca.
Na razie z akademii nie wyjechał ani żaden szachista, ani zawodnik, który odmieniłby losy rosyjskiej reprezentacji. Jest Kouassi Eboue, 19-latek ściągnięty w 2014 roku i sprzedany za 3,5 miliona do Celtiku. Jest Nikołaj Komliczenko, wychowanek, który na wypożyczeniu w Slovanie Liberece strzelił 3 gole w 5 meczach. To wciąż jednak zaledwie zapowiedzi przyszłości. Pamiętajmy jednak, że dziesięć boisk oraz armia sowicie opłacanych trenerów i ekspertów po jakimś czasie muszą wypuścić perełkę. To nie kwestia wiary, ale rachunku prawdopodobieństwa.
***
Ten rachunek prawdopodobieństwa zaś towarzyszył także polityce transferowej Krasnodaru. Klub, który założono w 2008 roku raczej nie mógł w 2011 wspierać się armią wychowanków. Jak pokazuje historia armii – w takich wypadkach najlepiej sprawdzają się najemnicy o określonej renomie. W tym wypadku postawiono na Brazylijczyków, którzy odpłacili się w najlepszy możliwy sposób – już w trzecim sezonie na szczeblu centralnym doprowadzając klub do europejskich pucharów oraz finału Pucharu Rosji. Sezon 2013/14 był przełomowy – to właśnie wtedy Krasnodar z fanaberii miliardera stał się klubem, który na poważnie musieli brać nawet moskiewscy potentaci.
Wanderson, 12 goli. Ari, 7 goli. Joaozinho, 7 goli. Krasnodar skończył ligę przed Spartakiem, a zainwestował przy tym 10 milionów euro w Granqvista z Genui i Mamajewa z CSKA. Nawet w uchodzącej za przepłacaną lidze rosyjskiej to musiało robić wrażenie. Podobnie było zresztą przy obserwowaniu stoickiego spokoju właściciela. Żadnych gwałtownych ruchów. Żadnych gwałtownych zmian. Przez dekadę klub prowadziło zaledwie sześciu trenerów, na najwyższym poziomie – trzech. Galicki od zawsze podkreślał zresztą, że nie interesuje go efektowność. W przeciwieństwie do mocarzy z północy, ani razu nie powierzył drużyny w ręce “zachodniego trenera z uznaną marką”. Zamiast tego miał Białorusina ściągniętego z Krymu – Olega Kononowa oraz Serba przyprowadzonego z ligi cypryjskiej – Slavoljuba Muslina. Przy transferach kierował się tymi samymi kryteriami – zamiast Samuela Eto’o i Roberto Carlosa, wolał przyciągnąć do siebie Wandersona, praktycznie niesprawdzonego poza ligami saudyjską oraz szwedzką. Na pierwszym wypożyczeniu trzasnął 7 goli w 11 meczach.
Powyżej swojego poziomu grali w Krasnodarze również inni zawodnicy – w sumie na upartego można do nich dołączyć nawet Artura Jędrzejczyka, który mocno rozwinął się w lidze rosyjskiej. Galicki tutaj również potwierdzał swoją nieposzlakowaną opinię – traktował swoich zawodników jak przyjaciół, co nie do końca licowało z wizerunkiem oligarchy-bankomatu, który równie szybko obsypuje dolarami, jak i wykopuje na bruk po pierwszych niepowodzeniach. Jak pisał Bloomberg – uwielbia kupować im roleksy. To akurat od innych oligarchów specjalnie go nie różni.
***
– Nie do końca zgadzam się z porównaniami do Waltona. On jako milioner nadal jeździł używanym autem. Moim zdaniem, gdy zarobiłeś pieniądze powinieneś korzystać ze wszystkich przyjemności, które się z tym wiążą – przekonywał Galicki, reagując na zestawianie go z Samem Waltonem, właścicielem i pomysłodawcą sieci Wal-Mart. To dobry omen dla wszystkich związanych z Krasnodarem – eksperci z branży finansowej w każdym artykule dotyczącym Galickiego zaznaczają bowiem, że w jego przypadku rozrzutność dotyczy przede wszystkim ukochanego klubu.
Nie trzeba zresztą znawców finansjery, wystarczy spojrzenie na konto twitterowe. Na osiem z dziesięciu tweetów – informacje prosto z akademii, z boiska pierwszej drużyny, kilka fotorelacji plus podany dalej żart z konta FootyHumour. – Podobnie jak Walton żyje firmą, jej obecnymi działaniami. Nie tylko wyznacza kierunek, ale jest przy niej na co dzień – to znów opinia z obszernego reportażu Bloomberga. To widać w kolejnych decyzjach – gdy zaczęły się problemy z dostawami z uwagi na sankcje nakładane na Rosję – zmienił dostawców na tureckich i serbskich, równolegle zaś rozpoczął samodzielną produkcję żywności. Pod Krasnodarem stanęły szklarnię, a Galicki wkroczył na ścieżkę w biznesie nietypową – człowieka, który sam produkuje, przewozi do miejsca sprzedaży, a następnie sprzedaje każdy swój wyrób. Cała ścieżka – od posadzenia pomidora do zapłacenia za niego w kasie Magnitu – przynosi zyski właścicielowi.
Dlaczego to ważne, gdy piszemy o Krasnodarze? Galicki podobnie działa w futbolu. Angażuje się. Analizuje. Sprawdza. Podgląda. – Cały czas staramy się powstrzymać od oceniania na podstawie wyników. Ważniejsze są dla nas umiejętności zawodników i to jak ewoluują. Widzimy, że chłopaki u nas w akademii dobrze się rozwijają, dojrzewają jako piłkarze, idą stale do przodu. Pod tym względem, ale też jeśli chodzi o jakość gry, nasza szkoła już teraz jest jedynym z liderów. I uwagę na to zwracają wszyscy – trenerzy, skauci, agenci. – mówił Galicki w rozmowie z agencją R-sport, co przetłumaczył na swoim blogu Futbol Sovieticus.
Nie widzimy w takiej rozmowie nawet niektórych polskich właścicieli, a co dopiero rosyjskich oligarchów. Gość, który ma majątek szacowany według różnych źródeł na 6-9,5 miliarda dolarów rozmawia o wynikach juniorów ze swojego klubu. O tym, że nie warto ich oceniać przez pryzmat rezultatów na murawie. O tym, że nie warto uczestniczyć w wyścigu – kto ściągnie najgłośniejsze nazwisko za największe pieniądze.
– Gdy obniżamy ceny banana o 1 rubla, jeszcze tego samego dnia sprzedajemy o 100 ton więcej – przekonywał Galicki dziennikarzy, podkreślając, że zna problemy rosyjskiej prowincji. Trudno posądzać go o brak szacunku do pieniądza, tak jak i trudno posądzać go o skąpstwo. Połączenie tych dwóch cech – to brzmi jak przepis na idealnego właściciela klubu.
***
A jakim klubem jest dzisiaj Krasnodar, pakujący 3,5 miliona euro w Vadisa Odjidję-Ofoe? Nie ma sensu bawić się w ozdobniki, największą wartość mają czyste dane.
– własny, wybudowany od zera, stadion na 35 tysięcy ludzi (tu jeszcze jeden dowód na perfekcjonizm Galickiego – według Futbol Sovieticus na osobistą prośbę właściciela, sprzedawany jest tylko wyłuskany słonecznik, by publiczność nie pluła pod nogi)
– w pokonanym polu już w 2015 roku Borussia Dortmund (faza grupowa Ligi Europy)
– czwarty sezon z rzędu w najlepszej piątce ligi rosyjskiej
– trzy sezony z rzędu faza grupowa Ligi Europy
– dwa sezony z rzędu awans z grupy LE (raz nad Borussią, raz nad Niceą i Red Bullem Salzburg)
– awans do 1/8 finału w ubiegłym sezonie LE
Niesamowite, jak miarowy jest rozwój klubu. Co sezon – o szczebelek wyżej. Co sezon – o jedną mocną drużynę młodzieżową więcej. Co sezon – o jedną inwestycję więcej. Wielka akademia młodzieżowa, wielki stadion, coraz większa drużyna. A przecież wcale nie chodzi wyłącznie o kasę – wciąż najdroższym piłkarzem w historii Krasnodaru pozostaje kupiony za 8 milionów Wanderson, a 12. najdroższym zawodnikiem jest… Artur Jędrzejczyk. Dla porównania – w Anży w cztery lata zrobiono 10 transferów ponad 10 milionów euro, w tym Williana za 35 milionów euro.
***
Czyli co? Mamy właściciela cierpliwego, szczodrego, mądrego i interesującego się piłką nożną na poziomie odrobinę wyższym, niż “strzel to, kurwa, płacę ci”. Mamy stadion należący do klubu, wybudowany przez oligarchę. Mamy oligarchę, który gardzi apartamentami w Monako i mieszka w Krasnodarze. Mamy akademię młodzieżową z 10 boiskami, stworzoną jeszcze przed pierwszym transferem za więcej niż 5 milionów euro. Mamy miarowy, stabilny, zrównoważony rozwój, pierwsze jaskółki wyfruwające ze szkółki, mamy rozsądne transfery gwarantujące wysoką jakość za niewielkie pieniądze.
Gdy ktoś pisze, że spodziewał się Vadisa Odjidji-Ofoe w nieco lepszym klubie… Cóż, poczekajmy. Może się okazać, że jeszcze przed upływem 3-letniego kontraktu Vadis będzie zawodnikiem mistrza Rosji.