Reklama

Łokieć Maradony to jedynie krótki przerywnik – Brazylia wysyła Argentynę do domu

redakcja

Autor:redakcja

02 lipca 2017, 10:44 • 3 min czytania 11 komentarzy

Jeśli chodzi o piłkę reprezentacyjną, zdecydowanie najbardziej gorącym spotkaniem Ameryki Południowej jest starcie Brazylii i Argentyny. Ciągła dyskusja o tym, czy Maradona jest lepszy od Pele i vice versa tylko nadaje smaczku tej całej rywalizacji. Założymy się, że gdyby zrobić stadion na milion ludzi, to na meczu wyżej wymienionych kadr narodowych nie można byłoby gdzie włożyć igły. Rzadko mamy okazję oglądać w tym klasyku bardzo jednostronną grę, ale to właśnie starcie w 1982 roku w Hiszpanii było do jednej bramki. Dzisiaj mija 35. rocznica spotkania, w którym „Canarinhos” zasłużenie rozwałkowała „Albicelestes” i w efekcie wysłała rywali zza miedzy do domu.

Łokieć Maradony to jedynie krótki przerywnik – Brazylia wysyła Argentynę do domu

Nie wyobrażamy sobie futbolu bez obu reprezentacji. Sam fakt, że łącznie te dwie kadry podnosiły puchar za mistrzostwo świata siedmiokrotnie jest niesamowity. Do tego dochodzi cała masa wyprodukowanych piłkarzy, po których za grubą kasę sięgają europejskie kluby. Ale to również te dwie ekipy w ubiegłym wieku na początku wszystkich rozstawiały po kątach i dawały solidne lekcje grania w piłkę nożną. Dlatego nic dziwnego, że ich bezpośrednie pojedynki cieszą się taką popularnością wśród obserwatorów najpiękniejszego sportu. Gdyby nie fantastyczni „Królowie Madrytu” Włosi, walka obu reprezentacji o miejsce w półfinale byłaby wyborna. A tak, to drużyna z półwyspu apenińskiego rozdzieliła ich spór i zagrała na nosie rywalom z Ameryki Południowej.

Jednak tamto spotkanie rozgrywane drugiego lipca 1982 roku, było jednostronne. Ani Mario Kempes, ani genialny Diego Maradona nie byli w stanie nawet ruszyć tego monolitu, którym wydawała się obrona Brazylijczyków. Szczególną nieporadność Argentyny mogliśmy zobaczyć przy pierwszej okazji do objęcia prowadzenia dla Brazylijczyków. Po genialnym strzale z rzutu wolnego, który szczęśliwie na poprzeczkę sparował Fillol, do dobitki szybko podbiegło dwóch zawodników kadry pod batutą Tele Santany. Piłkę do siatki wpakował Zico, a co robili w tym czasie piłkarze Menottiego? Stali i się na siebie samych patrzyli. Już wtedy było widać, że to się nie skończy dla nich niczym dobrym…

Drugi gol też nie świadczył dobrze o postawie Argentyńczyków. Zico jednym podaniem załatwił całą obronę rywali, Falcao miał tyle czasu w polu karnym, że mógłby rozpalić ognisko, ale postanowił jeszcze wrzucić na kompletnie niekrytego Serginho Chulapę, a ten dał dwubramkowe prowadzenie Brazylijczykom. Dziesięć minut później było już 3-0. Junior podał do Zico, ten poczekał aż stoper podłączy się do akcji, a następnie zagrał „killerpassa” do defensora, który wbił gwóźdź do trumny rywalom zza miedzy. W 89. Minucie co prawda Ramon Diaz zdobył honorową bramkę, ale szczególnie ciekawe rzeczy, które chyba dogłębnie pokazały nam bezradność Argentyńczyków. Maradona, przy starciu z przeciwnikiem, uderzył go i Mario Vazquez nie miał żadnych wątpliwości, co ma zrobić – pokazał Diego czerwoną kartkę i ten ostatnie minuty spotkania oglądał z szatni.

Po tej porażce, Argentyńczycy byli pewni, że mogą już wracać do siebie. Jednak z całej sytuacji najbardziej bolesne dla nich było obicie przez odwiecznych rywali Brazylijczyków. Kompromitacja.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

11 komentarzy

Loading...