Reklama

Bitwa pod Bernem – kiedy Węgrzy lali Brazylijczyków zarówno na boisku, jak i poza nim 

redakcja

Autor:redakcja

27 czerwca 2017, 09:28 • 3 min czytania 2 komentarze

Jeśli spytacie się jakiegoś zawodnika o to, co się dzieje w szatni, odpowie: „co dzieje w Vegas, zostaje w Vegas”. Starą i bardzo ważną zasadą tego miejsca jest to, by żadnemu piłkarzowi do głowy nie przyszło, by rozpowiadać coś z wewnątrz. To, co się wydarzyło w szatni Węgrów po ćwierćfinale mundialu z Brazylijczykami,sprawiło jednak, że dziennikarze nie musieli nawet wejść do środka, by zobaczyć, że swego rodzaju świątynia zamieniła się w istną rzeźnię. Dzisiaj mija 63. rocznica słynnej „Bitwy pod Bernem”.  

Bitwa pod Bernem – kiedy Węgrzy lali Brazylijczyków zarówno na boisku, jak i poza nim 

Zarówno nasi bratankowie, jak i reprezentanci kraju kawy mieli za sobą udaną pierwszą fazę. W końcu obie ekipy okupowały po niej pierwszą lokatę w swoich grupach. Brazylijczycy wygrali swoją grupę – choć nie bez problemów, bowiem punktami skończyli na równi z Jugosławią. Węgrzy zaś na tamtym szwajcarskim mundialu mogli z kolei być bez dwóch zdań porównywani do walca, który nie dość, że swoich przeciwników miażdżył, to jeszcze się cofał i przejeżdżał dla pewności jeszcze raz. Madziarzy na czele z Sandorem Kocsisem i Ferencem Puskasem prezentowali bardzo ofensywny futbol, a na mecze wychodzili z czterema snajperami w pierwszym składzie. Efektem tych radykalnych ruchów trenera Gusztava Sebesa było zakończenie fazy grupowej z siedemnastoma trafieniami na koncie. A oni się dopiero rozkręcali…

Nikt nie ukrywał faktu, że w ćwierćfinale spotkali się dwaj wielcy faworyci do końcowego triumfu. Kluczową sprawą miała okazać się absencja Ferenca Puskasa spowodowana kontuzją napastnika Madziarów. Pomimo straty lidera, to Węgrzy zaczęli strzelanie. W efekcie do siódmej minuty nasi znajomi wypracowali sobie dwubramkową przewagę, która podziałała na Brazylijczyków jak płachta na byka. Ataki Canarinhos Węgrzy raz za razem przerywać musieli faulami, aż w końcu po jednym z nich, Arthur Ellis wskazał na wapno. Djalma Santos dał złapać kontakt Latynosom. Później obie ekipy trafiły jeszcze po razie, jednak to, co najbardziej pamiętne nie miało wiele wspólnego z futbolem

Dziać zaczęło się na nieco ponad kwadrans przed końcem. W 71. minucie Nilton przerwał dobrze zapowiadającą się akcję Węgrów. Faulowany Bozsik w odwecie uderzył reprezentanta kraju kawy, a angielski arbiter obu panom podziękował i odesłał do szatni. Gdy Brazylijczycy po uderzeniu Didiego w poprzeczkę stracili całą nadzieję, Djalma zaczął ze złości gonić Zoltana Czibora po boisku. Osiem minut po bójce za kopnięcie rywala wyleciał Humberto, a jedynym wartym wspomnienia wydarzeniem nie mającym nic wspólnego z uliczną bijatyką był dobijający Brazylię gol Sandora Kocsisa. To, co działo się na placu gry było jednak dopiero przygrywką do wydarzeń po meczu.

Oliwy do ognia po ostatnim gwizdku dodał wielki nieobecny Ferenc Puskas, którzy rzucił butelką w Pinheiro. To jeszcze bardziej rozwścieczyło już i tak zdemolowanych psychicznie Canarinhos. Brazylijczycy wtargnęli do szatni Węgrów i zaczęło się regularne starcie na pięści. Jeden z zawodników drużyny węgierskiej stracił w tym incydencie przytomność. Naparzankę skończył dopiero zdecydowanym wejściem do szatni selekcjoner Węgrów. Choć i on nie wyszedł z tej sytuacji bez szwanku. Butelka rzucona w jego głowę sprawiła, że konieczne było założenie mu w szpitalu szwów.

Reklama

Najnowsze

Ekstraklasa

Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Jakub Radomski
0
Droga Kapralika wiedzie przez Górnika. „Może być wart więcej niż 10 milionów euro”

Komentarze

2 komentarze

Loading...