Trzy etapy „Kibicowskiej wyprawy” – 92 dni, 8250 kilometrów, 55 tysięcy złotych dla potrzebujących. Robert Ćwikliński ruszył z kolejną, czwartą już wyprawą, która może pomóc choremu na raka Krzyśkowi i Amelce, która potrzebuje implantu oka. Złapaliśmy Roberta prosto z trasy – płynie właśnie po Odrze. Zapraszamy na raport.
Nie wkrada się monotonia, by nie powiedzieć nuda, gdy płyniesz którąś godzinę Odrą?
Monotonia jest, ale jeśli chodzi o wiosłowanie, bo poza tym wszystko dookoła się zmienia. Rzeka inaczej wygląda w Kędzierzynie, inaczej w Raciborzu, inaczej płynie się przez środek lasu, inaczej przez łąki, gdzie widać wielkie przestrzeni. W miastach masz inną regulację rzeki, niż poza nimi, gdzie często są usypane kamieniami półwyspy, by Odra nie podmywała lądu. Poza tym zachwyca przyroda: niespodziewanie dwieście metrów od granicy polsko-czeskiej natrafiłem na mewę, czyli morskiego ptaka. Podczas spływu widziałem czaple, jastrzębie, ale najpiękniejszy był orzeł. Dzisiaj nade mną latał, dwa dni temu też. Odra może jest uważana za mało żeglowną i nie przyciąga tak kajakarzy, ale prawda jest taka, że jest dużo ciekawsza niż Wisła, co zauważył też mój brat, który ma spływ Wisłą na swoim koncie. Sam opowiadał, że na całej Wiśle jest pięć śluz. Na Odrze od samego Koźla do Brzegu dolnego mamy dwadzieścia trzy. Chciałbym, by ludzie odkryli tą rzekę, jest bardzo ciekawa.
Jak się czujesz fizycznie?
Dobrze, bo musisz pamiętać, że cały rok przygotowywałem się do wyprawy, więc jestem w formie. Jedyny problem mam ze skórą na lewej dłonie, która wygląda, jakby… topiła się. Prawą trzymam wiosło cały czas tak samo, a lewą skręcam w nadgarstku i wiosło jeździ po skórze, przez co ta dłoń jest jakby „przyfajczona”. Mimo to jestem zadowolony, w sumie nie byłem pewien jak będę znosił trasę, czy dam radę przejechać chociaż 50km dziennie, a daję radę przepłynąć nawet 70km.
Jak wygląda obozowanie podczas wyprawy? Na rowerowych gościłeś u kibiców bądź znajdowałeś tani hotel.
Zupełnie inna bajka. Największy problem nie jest z wodą czy jedzeniem, ale z energią elektryczną. To jest wyprawa charytatywna, trzeba zachęcać i nakręcać do wpłat, publikować zdjęcia, filmy. Na tę chwilę mam natomiast siedem wyładowanych powerbanków, którymi mógłbym ładować telefon. Na szczęście w Słubicach pomogą mi w tej kwestii kibice Polonii. Jeśli chodzi o żywienie, wszystko mam w wodoszczelnym worku. Staram się jadać regularnie: rano kanapki na śniadanie, podczas trasy rytm „dziesięć na dziesięć”, czyli dziesięć kilometrów, a potem dziesięć minut przerwy, podczas której jem banana i batona. Jeśli mam przyjaciół na trasie, tak jak na przykład w Brzegu i Oławie, to potrafili mi podrzucić obiad na trasę. Jeśli tego komfortu nie ma, rozpalam ognisko i smażę kiełbaski.
Jedno widziałem, że rozpalałeś racą.
złapał nas dosyć solidny deszcz. Fale były naprawdę mocne, rozbijały mi się o klatkę piersiową, co w sumie było dosyć przerażające. Koniec końców mieliśmy wtedy dosyć awaryjny obóz. Pogoda na pewno nie dopisuje – kilka dni z rzędu cały czas padało. Raz zrobiliśmy ognisko pod mostem, stanęliśmy za przęsłem, żeby nas wiatr nie dosięgał. Przyjemnie: przestało wreszcie wiać, ciepło od ognisko, gotujesz wodę, bo mam kuchenkę gazową, smaży się kiełba, a do tego jeszcze towarzystwo, bo dołączyli do nas (Robert część trasy pokonał razem z bratem – przyp. red.) przemoczeni kajakarze, żeby się ogrzać. Też wybrali się na weekendowy spływ i pogoda ich nie rozpieściła.
Powiedz, jak w tym momencie z wpłatami?
Mam problemy z internetem i wspomnianą energią, więc monitoruje to moja dziewczyna, ale ostatnio, gdy miałem informacje, to mogę być zadowolony i niezadowolony jednocześnie. Nigdy nie zdarzyło się, by w dziewięć dni udało się zebrać prawie 6.5 tysica. Ale patrząc przez pryzmat procentowy, jestem na 70% trasy rzecznej, a cel na nią zrealizowany jest w 30%. Mam nadzieję, że to ruszy, mam też choćby specjalne aukcje. Na pierwszy rzut poszła książka „jestem kibolem”. Niedługo pojawi się koszulka Steven’a Gerrarda z podpisem jego, Fernando Torresa i Toure.
***
Aukcje, o których mówił Robert, możesz licytować na FANPAGE KIBICOWSKIEJ WYPRAWY
Tam też przeczytacie i obejrzycie najświeższe informacje prosto z wyprawy.
***
Sponsorzy bardzo mnie wspierają, ale wycofał się najwazniejszy. Brakuje mi przez to środków do spokojnego pokonania trasy węgierskiej, która miała zająć czterdzieści dni – wolałbym nie jechać w ciemno, mieć przejazd przygotowany od A do Z.
Jeśli ktoś chce pomóc, piszcie.
***
Czwarta wyprawa Roberta ma dwa cele i dwa etapy:
Spływ kajakowy Odrą. Celem jest zebranie pieniędzy na leczenie chorego na raka „Kwacha”.
„Mój przyjaciel, Krzysztof ma 34 lata, trzech fantastyczych synów i kochającą żonę. Niedawno dowiedział się, że zachorował na raka układu chłonnego. Lekarze dają mu dwa lata życia…
Zbiórka powstała po to, by powstrzymać chorę i dać Kwachowi szansę na nowe, normalne życie!
Kwachu, jesteśmy z Tobą! „
Druga wyprawa – celem Węgry. Środki zebrane pomogą w wymianie gałki ocznej małego dziecka – Amelce.
„Zbierać będziemy środki na nowe oko, które jest jej tak bardzo potrzebne.
Potrzebuje implantu samorozprężalnego, który utrzyma prawidłowe ciśnienie w główce dziecka i ocali ją przed skutkami odkształceń czaszki. Dziewczynka wciąż rośnie, dlatego założenie implantu jest rozwiązaniem tymczasowym. Taki implant będzie trzeba wymieniać kilkakrotnie, aż nasza dzielna dziewczynka doczeka momentu założenia protezy oczka. Koszty takich zabiegów są bardzo wysokie, a NFZ nie refunduje ich wcale”