Reklama

„Może nie mam urody, ale tonę ambicji!” Dlatego pojechałem do Ugandy uczyć dzieci gry w piłkę

redakcja

Autor:redakcja

21 czerwca 2017, 07:59 • 20 min czytania 32 komentarzy

Co w koszulkach Ruchu robią maluchy na zdjęciu? Dlaczego zdecydował się trenować dzieci w Ugandzie? Jak te reagowały na prezenty od polskich klubów? Dlaczego do teraz nie było o tym głośno i czemu niektóre klubów obawiało się afiszować z pomocą? Których dwóch polskich piłkarzy, oprócz Lewandowskiego, znają w Ugandzie? Jak traktowany jest tam biały człowiek? Dzięki czemu dowiedział się, co czują blondynki, za którymi faceci gapią się na ulicach? Z jakiej aplikacji lepiej nie korzystać w Ugandzie? Dlaczego używanie telefonu w niektórych miejscach jest gorsze, niż morderstwo? Czemu ćpanie jest popularne nawet wśród tamtejszych pięciolatków? Marcin Kupczak, kibic Ruchu Chorzów, opowiada o swoim trzymiesięcznym pobycie w Ugandzie.

„Może nie mam urody, ale tonę ambicji!” Dlatego pojechałem do Ugandy uczyć dzieci gry w piłkę

Mam wrażenie, że gdzieś cię już widziałem…

Może w „Teraz kibice mówią” na Orange Sport. Trochę darłem japę w telewizji. (śmiech) Super przygoda, skoro już to poruszyłeś, to pozdrawiam całą ekipę.

Gadania o tym w planie nie miałem. Za to o Ugandzie tak. Niby im więcej oczekujesz, tym bardziej możesz się zawieść, ale w tym przypadku zakładam, że usłyszę jedną z najlepszych historii w życiu.

Reklama

Nie wiem, spokojnie. Ale cieszę się, że wróciłem i wszystko się udało.

Opowiadaj od początku.

Postanowiłem, że pojadę do Ugandy uczyć dzieci gry w piłkę. Ale założenie miałem takie, że nie wynajmę hotelu, nie pojadę, żeby zobaczyć safari i generalnie tego, co skupia najwięcej turystów, tylko chcę zrobić projekt. Nie tylko czerpać z Afryki, a także dać jej coś od siebie. Nastawiłem się, że może wiele nie pozwiedzam, ale będę miał olbrzymią satysfakcję, jak zobaczę trochę uśmiechniętych twarzy. Chciałem też pokazać innym, że taką podróż można zorganizować samemu. Niepotrzebne są żadne fundacje. Bo na początku myślałem o wolontariacie. Dowiadywałem się, ile czasu mija w nich od zgłoszenia się do wyjazdu. Wyobraź sobie, że rok. Rok! A przez ten czas mnóstwo papierów do załatwienia, co jest – po tym, co sam zorganizowałem mogę powiedzieć – bez sensu.

Zdecydowałeś się pojechać na własną rękę.

Tak, za wszystko płaciłem sam, a muszę przyznać, że portfel mocno odczuł wydatki za samą podróż, szczepienia i inne. Dlatego postanowiłem opisać plan akcji, poprosić ludzi o małe wsparcie finansowe i w podzięce wysyłać im kartki pocztowe z Ugandy.

Gdzie zrobiłeś zbiórkę?

Reklama

Tylko na facebooku. Nie bawiłem się w żadne Patronite czy Polak Potrafi. Za to wysłałem setki maili do klubów, związków piłkarskich w sprawie sprzętu i koszulek dla dzieciaków. I to był strzał w dziesiątkę. Wtedy już nie pracowałem, szykowałem się do podróży. Choć można powiedzieć, że nie pracowałem jedynie zawodowo. Bo po kilkanaście godzin siedziałem przed kompem i wysyłałem maile. Łącznie poszło ponad pół tysiąca. Szukałem kolejnych firm, które potencjalnie mogłyby pomóc, wysyłałem wiadomości i tylko klikałem F5, licząc, że ktoś odpisał.

Pewnie zeszło się z tym wszystkim.

Właśnie nie, to była ekspresowa akcja. Pierwszego maila wysłałem dwa i pół tygodnia przed wylotem.

I zdążyłeś wszystko zebrać?

Tak, pomogli mi znajomi, jeździli po koszulki do różnych miast, A niektóre kluby same wysłały wszystko na mój adres.

Kiedyś na Weszło podaliśmy listę klubów, które poparły kandydaturę Józefa Wojciechowskiego na prezesa PZPN. Wyszła czarna lista. Teraz pora na pozytywną. Które kluby ci pomogły?

Ruch, Pogoń, Legia, Piast, Podbeskidzie, Escola Varsovia i Zaksa Kędzierzyn-Koźle.

W takim razie brawa dla nich.

Pogoń Szczecin dała czadu, bo wysłała aż 90 koszulek. Niektóre z herbem, niektóre zalegające gdzieś po magazynach. Na przykład koszulki „Nowy stadion dla Szczecina”, które ostatecznie nie trafiły nigdzie do obiegu, bo powstała o to jakaś spina. Im nie było to potrzebne, a dzieciaki miały radość. Piast wysłał 80, Legia, a właściwie Fundacja Legii też dużo. Dostałem komplety strojów meczowych, bo zostały im jeszcze z poprzednim logo akademii.

Pogo+ä

ZAKSA

FCBEsola

Kluby uwierzyły mi praktycznie w ciemno. Bazowały na tym, co napisałem w mailu, bo nie miałem żadnych materiałów, żeby przedstawić projekt. Napisałem, że porobię zdjęcia na bloga, zrobię im fajną promocję. Przy kolejnym wyjeździe sytuacja będzie już inna, bo do maila dorzucę swoje materiały czy ten wywiad, co z pewnością wzbudzi większe zaufanie i chęć pomocy w projekcie. Mam zamiar lecieć w październiku do Tanzanii. Skoro akcja w Ugandzie się sprawdziła, fajnie jakby ludzie dowiedzieli się o tym szerzej. Myślę, że w kolejną podróż, już mocno zaplanowaną, wezmę nie trzy, a kilkanaście walizek! (śmiech)

IMAG2335

Jak wszystko zaczęło spływać, to stwierdziłem, że nie można na tym poprzestać. Że warto zawieźć dzieciakom coś jeszcze. Miałem wykupiony normalny bagaż, jedną walizkę. Dokupienie drugiej to koszt 200 euro. Leciałem holenderską linią lotniczą KLM, do nich też napisałem maila, opowiedziałem w nim o akcji. Od razu dostałem odpowiedź, że chętnie pomogą i dodali mi drugi bagaż za darmo.

Wysłałem też mnóstwo maili do firm ze słodyczami. Oni przecież mogliby tylko zyskać. Na zasadzie: wysyłają trochę czekoladek czy batoników, ja publikuję to na fejsie, czyli robię im dobry marketing, a dzieciaki mają radochę. Sytuacja win-win. Ale w przypadku większości tych wielkich firm, zanim te maile doszłyby do odpowiednich osób, to pewnie poleciałbym i wrócił trzy razy. Nie dostając żadnych odpowiedzi, sądzę, że nie przechodziło to nawet przez pierwszy szczebel i po prostu mieli mnie w dupie. Pomogły dwie polskie firmy, dostałem masę słodyczy dla dzieci. Można mówić nazwy?

W takim przypadku jak najbardziej.

To były Bałtyk i Śnieżka. Zaangażowałem też znajomych, a oni przez znajomych znajomych załatwili dojścia do niektórych piłkarzy. Zrobili zdjęcia z kartkami „Wykop mnie do Ugandy” i wysłali do mnie, ja dałem na facebooka. To byli Michał Buchalik, Martin Konczkowski, Maciek Sadlok, Radek Murawski i Konarski, siatkarz. Taka reklama zadziałała zajebiście, ludzie zaczęli przesyłać mi pieniądze na wyjazd.

Chcesz mi powiedzieć, że twarz – z całym szacunkiem, zwłaszcza po takim zachowaniu – Michała Buchalika zrobiła ci marketing?

Nie mam pewności, ale skoro moment po dodaniu ich zdjęć przyszły przelewy, to wynika, że tak.

Ok, przenieśmy się wreszcie do Ugandy. Wylądowałeś i…

Podróżowałem. Byłem w Masace, w Kampali, w okolicznych wioskach… Jeździłem, żeby rozdawać dzieciakom cukierki, koszulki. Później graliśmy mecze: Ruch z Piastem, Legia z Pogonią czy z Barceloną. Młodym dało dużo radości, że mogli należeć do jakiejś drużyny. Zwłaszcza, kiedy dostali koszulki ze szkółki piłkarskiej Barcelony. Po prostu oczy im się świeciły, jakby zobaczyły boga, jakby Messi przed nimi stanął. Barcelonę znały, polskich klubów niekoniecznie, ale przez czas pobytu mocno je podszkoliłem.

Traktowali te koszulki jak coś wyjątkowego, chodzili w nich na okrągło. Wchodzę do sklepu w wiosce, a tam dzieciaki w koszulkach Piasta. Cała akcja udowadnia, że naprawdę nie trzeba nie wiadomo jakich zasobów, dojść, wielkiej ekipy, żeby zrobić coś dobrego i przy okazji przeżyć przygodę życia. Jak wspominałem mi pomogli znajomi, jestem im bardzo wdzięczny.

Pomoc bliskich i obcych była pewnie dla ciebie kopem motywacyjnym.

Tak. Z jednej strony miałem wielki entuzjazm, czułem, że robię coś zajebistego dla tych dzieci. Z drugiej to jednak presja, bo tyle klubów i firm mi zaufało, że nie mogłem dać dupy i nie doprowadzić projektu do końca. Dzieciaki naprawdę szalały na punkcie koszulek.

Jak decydowałeś, że dasz danemu dziecku koszulkę? Wiadomo, że nie da się uszczęśliwić wszystkich.

Nie da, a przynajmniej nie podczas takiego premierowego wyjazdu. Koszulki rozdawałem na różnej zasadzie. Robiłem sporo konkursów. Kto wyżej będzie podbijał piłkę, jakieś wyścigi, slalom z piłką między tyczkami. Dostałem trzysta koszulek i osiem piłek, więc trochę tego było. Zajęcia robiłem w wielu miejscach, żeby nie rozdać wszystkiego w jednym. Tyle uśmiechów nigdy nie widziałem.

A jak na twoją akcję reagowali dorośli, rodzice tych dzieci?

Pozytywnie, chociaż było dla nich zaskoczeniem, że jakiś białas gania za piłką z ich dzieciakami i próbuje czegoś nauczyć. Przede wszystkim starałem się zajmować dziećmi, które biegały same, wydawały się naprawdę samotne, nie miały z kim się pobawić. Warunki tam są bardzo słabe, dzieci nie mają rozrywki. Dlatego w czasie pobytu starałem się być dla nich super-nianią.

Bo generalnie dzieciaki mają tam dwie opcje. Tylko że prawo wyboru nie należy do nich, decyduje los. Albo dziecko ma bogatych rodziców, bo są tam też tacy ludzie, i oni płacą za szkołę. Choć słowo „bogaty” może mylić, bo to nie są kosmiczne kwoty, natomiast spore jak na tamten rejon. Ich maluch wstaje z samego rana, idzie do szkoły jakiś czas, bo do przejścia jest nawet dziesięć kilometrów i wraca na wieczór. U nas przecież dzieciaki spierdzielają na wagary. Tam nikt by o tym nie pomyślał. Szkoła to przywilej, żeby do niej iść musisz mieć hajs.

IMAG2628

IMAG2630

IMAG2544

IMAG2551

IMAG2423

A co jeśli rodzice nie mają pieniędzy?

Nic. Wtedy dziecko nie idzie do szkoły. Siedzi w domu, coś kombinuje, ale można to nazwać wegetacją, dzień po dniu. Mają zajęcie, jak przyjeżdżają wolontariusze, ale oni po kilku tygodniach znikają, nikt na pięć lat nie przyjedzie. Mogą się nimi zajmować, bawić, ale ich sytuacji życiowej przez miesiąc nie zmienią.

Pamiętasz pierwszy dzień, trening?

Pierwszy trening był utrudniony, bo nie doleciał mój bagaż. Sportowego stroju nie miałem, miałem na sobie dżinsy, ale zrobiliśmy proste zajęcia, rozgrzeweczkę, trochę strzelania.

Strzelania… bez piłek?

Oni mieli swoją, ale… no, to była masakra. Piłka zrobiona ze sznurków, worka, z liści bambusa. Starają się grać czymkolwiek, byleby tylko grać. Czasem za bramki robiły nam kamienie, ale w niektórych miejscach zastawałem drewniane bramki. W Polsce dzieciaki mają do dyspozycji mega orliki, ale jakoś jak przejeżdżam obok nich, to stoją puste. Myślę, że u nas w dzisiejszych czasach, jakbyś dał dwa kamienie jako bramkę, to by w ogóle nie wiedzieli co z tym zrobić. Kiedy doleciały moje rzeczy, zaczęliśmy działać normalnie. Najpierw treningi, potem mecze. Graliśmy na przykład Ruch kontra Pogoń. O, taką piłką na początku trenowaliśmy, zobacz.

IMAG3274

IMAG2393

IMAG2583

IMAG2875

IMAG3365

Pytanie czysto piłkarskie – odstają umiejętnościami od naszych dzieciaków?

Biegają cztery razy więcej. Ale to dlatego, że nie potrafią się dobrze ustawić. Żadne 4-3-3 czy 4-2-3-1, wszyscy biegną tam, gdzie jest piłka. Pierwsze treningi to była jedna wielka kopanina. Oni są szybcy, silni, powiem ci, że niejeden jak porządnie uderzył, to w bramkę leciała petarda. Wydolnościowo nas zjadają. Ale na tym się kończy, dlatego chciałem ich szkolić. Trenowaliśmy technikę, ustawienie, stałe fragmenty, karne. Mają potencjał, ale brakuje tam kogoś, kto by im powiedział: zrób to inaczej, spójrz, zagraj do kolegi.

Brakuje im Tomasza Hajty!

Można tak powiedzieć. (śmiech) Szkoda, bo przez to nie mają opcji się wybić, uciec do wielkiego świata. Myślę, że gdyby dzieciak stamtąd wyjechał w wieku 12-13 lat, to byłby w stanie się przystosować do europejskiego życia i mógłby nawet profesjonalnie grać w piłkę.

W Ugandzie znają Polaków?

Zrobiłem im test. Generalnie znają trzech. O ile Lewandowski nie był dla mnie zaskoczeniem, to pozostała dwójka już tak. Okazało się, że znają… Kapustkę i Kuszczaka.

LEWY

Kogo?!

Dobrze słyszałeś. Liga angielska jest tam bardzo popularna, pokazują ją w telewizji.

A Szczęsnego już nie znali?

Nie. Ani Wasilewskiego, Grosickiego, nawet Fabiańskiego! Jak rzucili tym Kuszczakiem, to myślałem że padnę! Wymieniali jeszcze Kościelnego, myśleli, że to Polak. Są w miarę obeznani w Premier League.

Ale w zasadzie, w jaki sposób mają do niej dostęp?

W niektórych miejscach możesz wykupić abonament na oglądanie meczów. Ciekawostką jest to, że w Ugandzie nie ma prądu na stałe. Raz działa, raz nie. Dlatego miałem powerbanka cały czas w gniazdku, jak był prąd to mi się ładował. A wracając, tam jest – powiedziałbym: pub – ale jednak bardziej stodoła, w której jest plazma i wykupujesz sobie w niej miejsce. Płacisz jak za bilet na mecz.

Karneciarze są? (śmiech)

A żebyś wiedział, że są! Można kupić sobie karnet – na przykład pięciomeczowy albo od razu na sezon. Za cały rok płacisz 10-15 tysięcy szylingów, czyli jakieś 15 zł.

Ale mówiłeś, że prąd raz jest, raz nie.

Tak, ale akurat tam masz pewność, że zobaczysz mecz, gwarantują to lokalni przedsiębiorcy. Generator prądu wtedy jest. W ogóle piłka ma być dla nich odskocznią od biedy, od tego wszystkiego. Rozdając dzieciakom cukierki, powiedziałem im, żeby ustawili się w kolejce, na pewno każdy dostanie, ale trzeba poczekać. Nie było takiej opcji. Oni się na to rzucali, chcieli na już. Jeden z miejscowych mi to wytłumaczył: „Stary, zasada jest prosta. To dziecko się boi, że nie dostanie, że dla niego zabraknie. Masz tego sporo i mówisz, że dla wszystkich starczy, ale… oni nie uwierzą dopóki nie zjedzą.

To jest w ogóle trudny temat. Niektórzy myślą, że jak jedziesz do Afryki to jest zajebiście, wiesz… safari, słońce, w ogóle hotel pięciogwiazdkowy. Jak pojedziesz z biura turystycznego, to tak może to wyglądać. Ale wybierz się tam sam i pojedź do slumsów. To przecież masakra, jak ludzie pracują za 200 szylingów, to jest 25 groszy. Żeby tyle zarobić, to on musi zebrać kilogram plastikowych butelek. A tych 200 szylingów on nie wyda na jedzenie, nie starczy.

To jak – mówiąc wprost – oni nie umierają z głodu?

Za 200 szylingów kupuje butelkę, w której jest szmata nasiąknięta paliwem lotniczym.

Co dalej?

Ćpanie. Będzie to ćpać, żeby nie czuć głodu. Tam już pięcio-, sześcioletnie dzieci się narkotyzują. Najgorsze jest to, że jak nie mają butelki w dłoni, to mimo wszystko rękę trzymają przy nosie, są tak uzależnieni.

334A5042

334A5848

334A8796

Choć oni o poprawę swojej sytuacji się nie zabijają. Przynajmniej nie wszyscy. W Ugandzie bardzo popularne są takie naleśniki z omletem z jajka, pomidorem, papryką. Raz chciałem to kupić, ale obok siebie stało dwóch sprzedawców. Drugi sprzedawał naleśniki, tylko że z fasolą. Pomyślałem, że od jednego kupię naleśnika, a od drugiego fasolę i włożę ją sobie do środka. Po prostu chciałem dać zarobić i temu i temu. Kupiłem tego naleśnika, podchodzę do faceta sprzedającego naleśniki z fasolą, a ten mówi, że teraz, to on mi nic nie sprzeda.

– Za ile mogę wrócić i kupić? – spytałem, bo myślałem, że są niedogotowane.
– Nigdy.
– Jak to nigdy?
– Nic ci nie sprzedam.
– Ale dlaczego?
– Bo kupiłeś u tego drugiego.

Daję ci stary zarobić, a ty mnie odrzucasz… To bardziej zależy ci na twoim honorze w tak błahej sprawie, a właściwie to egoizmie czy na tym żeby mieć za co przeżyć?

Z drugiej strony, ci ludzie śpią w kontenerach. Tam nie ma mieszkań. Możesz sobie wyobrazić, jak się czułem widząc to wszystko pierwszy raz. W głowie pojawia się współczucie i momentalna chęć zrobienia czegoś dla nich. Zdawałem sobie sprawę, że wszystkim nie pomogę, ale starałem się zrobić to, co byłem w stanie. Wiesz, często ludzie jadą sobie na jakiś wolontariat, a na dobrą sprawę traktują go jako wakacje. A ja po prostu zapieprzałem, skoro tam byłem i mogłem pomóc, to co miałem wybrać w zamian? Opalanie się?

334A8986

iloveimg_com

334A5157

Jak wyglądał twój dzień?

Wstawałem z kurami i szedłem spać z kurami. Funkcjonujesz od momentu wschodu słońca do momentu zachodu. Najgorsze jak o 5:30 budzi cię z głośnika „Allah, Allah”, a potem o 5:40 z drugiego „Allah, Allah”. Czasami naprawdę można dostać szału. Pobudka o tej porze, w ten sposób. Najgorsze, że te „Allahy” to tak codziennie. Ale cóż, nie pojechałem na wczasy. Jak się wykąpiesz o 19:30 to możesz już iść spać, bo nie ma światła, książki już nie poczytasz. Wody w ogóle nie było, kawę robiłem sobie z deszczówki. Są rynny, a pod rynnami jest ustawiona beczka, więc jak masz dobrą miejscówkę, to tej wody napłynie sporo i wykorzystasz właśnie na kawkę czy przede wszystkim do mycia.

IMAG2358

W ogóle nie ma łazienek?

Łazienki są! Masz dziurę w ziemi. A żeby się wykąpać – prysznic i trzy ściany. Myjesz się 30 sekund i szybko spłukujesz w tej zimnej wodzie, dopóki jest. Nie było lekko, po pewnym czasie człowiek może wysiadać psychicznie. Ale to kwestia przyzwyczajenia. Gra w piłkę z dziećmi, zwiedzanie, rozmowy z ludźmi to coś zajebistego. Natomiast reszta to tak naprawdę kawał ciężkiej roboty.

334A6826

334A8435

334A6675

334A6684

Czasem rozmawiając z ludźmi, pytałem ich: kiedy ty ostatnio jadłeś? Jak padała odpowiedź, że wczoraj, to było świetnie. Częściej słyszałem: dwa dni temu, trzy dni temu… Nie próbowałem im nawet uświadomić, ile jedzenia marnuje się w Europie, bo wstyd. My tutaj szalejemy na punkcie jakichś trendów, vege, srege. A tamci ludzie naprawdę nie mają co jeść i do głowy by im nie wpadło, żeby mieć wymagania, czy coś ma być z glutenem czy nie. Ma być jedzeniem. Żeby włożyć coś do ust. Rarytasem tam jest… ryż z fasolą. Jadłem to z nimi i myślałem, że najwyżej się porzygam, ale zjem. Oczywiście danie było zimne, no ale co? Jestem takim człowiekiem jak oni, więc spożywanie tego było niejako utożsamieniem się z ich kulturą, okazaniem szacunku. Miałem jechać do miasta, do restauracji? Działam z nimi, więc jem to, co oni. A propos – jak jest posiłek, to kobiety nie mogą siedzieć z facetami. Nie mogłem żadnej ustąpić miejsca przy stole, bo tam panuje przekonanie, że one nie są tego godne.

Przykład z innego świata, ale odnosząc to do piłki, w Manchesterze Jose Mourinho zadecydował, że wszyscy mają jeść razem. Kiedyś pierwszą drużynę od reszty oddzielała ściana. Teraz nie ma pokoju czy nawet stolika dla VIP-ów, jest wspólna stołówka, obok Zlatana, Pogby czy Rooneya może usiąść każdy pracownik klubu czy dzieciaki z akademii.

Super pomysł! Ale w Ugandzie niestety to by nie przeszło…

Jak odbierają tam białych ludzi?

To, co mnie ruszyło, to fakt, że na każdym kroku chcą wyłudzić od ciebie hajs. W sklepach inna cena jest dla Ciebie, a inna dla miejscowych. Dla nich biały to osoba, która przyjeżdża ze Stanów czy z Niemiec, ma dużo pieniędzy i trzeba z niego doić. Przyjechałeś kawał drogi, chcesz im pomóc, a na każdym kroku jesteś wyzyskiwany. Nie podoba mi się to, ale rozumiem ich podejście. Każdy orze jak może. Potem już się zorientowałem, co ile kosztuje i nie dawałem się oszukiwać. Jak na początku powiedzą ci, że przejazd gdzieś kosztuje 1000 szylingów, to dasz mu 1000 szylingów, mimo że miejscowi płacą kilka razy mniej. Nie masz świadomości. Ale kiedy ją pozyskałem, to śmiałem się z nich słysząc ceny ze stratosfery. Mówiłem, że wiem już jaka jest normalna cena i daję tyle, co każdy.

Jedni ludzie są mega pozytywni, otwarci, pomocni, a inni widzą w tobie tylko zysk, chcą wyłudzić jak najwięcej hajsu. Dlatego najlepiej czas spędzało mi się z dzieciakami. One nie są zepsute, tylko szczere, bardzo się cieszą i okazują wdzięczność, jak coś dostaną. Ale… kamieniami też rzucają. Idę sobie ulicą, a jakiś dzieciak rzuca kamieniem, potem drugi raz, przelatuje mi to obok głowy. W końcu nie wytrzymałem, wziąłem ten kamień i zrobiłem zamach. W życiu nie widziałem tak wystraszonego i szybko biegnącego człowieka.

Odbiór białych jest bardzo różny. Raz pojechałem do Kampali, chciałem pozwiedzać. Robiłem zdjęcia i nagle podszedł do mnie policjant z pytaniem, co ja robię. Powiedziałem, że przyjechałem na wolontariat, prowadzę zajęcia dla dzieciaków. Miał pretensje, że pstrykam zdjęcia. Powiedziałem, że nie mam żadnych złych zamiarów, robię je jako turysta. Chciał mnie zabrać na policję, spytał o paszport, ale na szczęście nie miałem – pewnie bym go już nie odzyskał.

Powiedział na odchodne, że nie ma możliwości robienia zdjęć bankom, urzędom, ambasadom i tak dalej. A chwilę później zobaczyłem akurat fajny budynek. Mówię – zrobię fotę, na tle slumsów wygląda ciekawie. I kaplica. Okazało się, że to bank. Z jednego policjanta zrobiło się trzech. No więc tłumaczę im, że nie ma problemu, usunę to zdjęcie, to mój pierwszy tydzień w Ugandzie, jeszcze nie ogarniam, pozwólcie mi odejść. Oni do mnie, że nie mogę robić zdjęć. Kurde, trzeci raz mi to mówicie, więc albo coś róbcie albo mnie puszczajcie. Po dwóch godzinach (!) powiedzieli, że możemy to załatwić inaczej…

I?

No i się stałem biedniejszy o 100 dolarów. Nie pojechaliśmy na komisariat. Najgorsze, że trzymał mój telefon, nie miałem wyjścia. Koleś sobie zebrał w sumie wypłatę ode mnie.

Miałeś więcej problemów z policją czy już trzymałeś się od nich z daleka?

Policja jest tam wszędzie. W ogóle przy wejściu do banku musisz wyrzucić z siebie wszystko, kontrola jak na lotnisku. To samo przy supermarkecie. Policjanci nie wyglądają zbyt przyjaźnie, trochę takie państwo policyjne. Zdarza się, że idziesz ulicą, a nagle przejeżdża konwój ośmiu ciężarówek ze strażnikami w moro. Bezpiecznie to tam nie jest. Za 15 dolarów możesz kupić kałacha, są takie stoiska. Po sytuacji z łapówką starałem się nie wyciągać telefonu w miejscach publicznych. Wielkie przestępstwo. Z kolei zabicie człowieka to już nie przestępstwo… W slumsach było tak, że policja wpadała i robiła strzelaninę, takie prawo krwi. Tam policja może wszystko, bo ma broń.

Nie bałeś się tego?

Ja się cholernie bałem! Byłem tak obsrany, że to się w głowie nie mieści, ale co miałem zrobić? Ja po raz kolejny powtórzę – zbyt dużo osób zaangażowało się w akcję, żebym ja tam dał dupy. W pierwszym tygodniu chcą cię aresztować i okraść. Poza tym przytłacza cię to, jak wygląda świat. Nieraz miałem dość. Chciałem kupić bilet i wracać, ale też niektórzy wspierali mnie, pisali na facebooku, dałem radę dzięki nim. Jadąc samemu jest trudno. Nie masz z kim pogadać po polsku. Szkoła życia, kto nie był, ten nie zrozumie. Dlatego polecam każdemu, byleby miał chęci i mocne nerwy.

Raz była taka scena, strasznie mi to utkwiło w pamięci. Pewnie zostanie w głowie do końca życia. „Szpital”, idziemy z rannym, kładziemy go w sali, wszędzie jest ciemno. Jak przyszedł lekarz, to cierpiący ranny nagle zaczyna świecić latarką w telefonie, żeby lekarz mógł cokolwiek zobaczyć. Dlatego przesłałem ci różne zdjęcia. Nie po to, żeby kogoś przestraszyć czy osłabić, tylko żeby ludzie zobaczyli, że ta Afryka to nie safari, wybieg lwów. To często walka o życie.

Zdarzają się sytuacje, że bycie białym w Ugandzie nie jest zbyt mile widziane, a wręcz niebezpieczne. Poza tym, że cieszysz się wielkim powodzeniem, jeśli chodzi o płeć przeciwną.

Czyli playboy’ów posyłamy do Ugandy.

Każda tamtejsza dziewczyna chce mieć białego męża. Jeśli desperacko szukasz żony, kochanki, matki dla dzieci, to jedź do Afryki. Prawda jest taka, że każdy chce się stamtąd wyrwać, a to najprostsza droga. Wiesz, kupuję sobie rzeczy w sklepie, a laska do mnie podchodzi i mówi: „give me your number „.

Reakcja?

Nie dawałem, chyba powinno być na odwrót, prawda? Obojętnie jak byłbyś brzydki, i tak będziesz miał tam sporo adoratorek. Tylko… z dziewczynami w Ugandzie jest dość duży problem. Nie mają włosów. A jeśli tak, to sztuczne, noszą peruki. Ogólnie odradzam korzystanie tam z aplikacji typu Tinder. Nie odkopuję się z wiadomości.
Na początku było spoko, fajnie, coś nowego. W Chorzowie, a właściwie nigdzie tak nie miałem! (śmiech) Ale potem już mnie szlag trafiał. Dowiedziałem się, co czują te piękne blondynki, na które faceci gapią się na ulicach. Niby miłe, ale jakie to zaczyna być niekomfortowe po czasie… Generalnie w Ugandzie nie mogłem się spokojnie przejść, iść na spacer i się wyciszyć, pomyśleć. Albo kobiety – tak, wiem, brzmi absurdalnie, że na to narzekam – albo dzieciaki, które ciągle cię papugują. Idziesz, nagle staniesz i zaczniesz wiązać buta, to dzieciaki, które idą za tobą zaczynają to imitować. Po prostu jesteś tam obiektem stałego zainteresowania.

Wracając jeszcze na koniec do twojej akcji, jaki odbiór spotkałeś w Polsce? Co po powrocie mówili ludzie z klubów, którzy załatwili ci koszulki?

Ja regularnie wysyłałem im zdjęcia dzieci w koszulkach od nich i niektóre kluby same wrzuciły to do siebie.
Dobry marketing, bo nie dość, że u ciebie na fejsie, to teraz jeszcze kibice przeczytają na Weszło, które kluby fajnie się zachowały. Na przykład kiedy Zaksa napisała o akcji na swoim facebooku, to był drugi pod względem zasięgu post w roku do czasu zdobycia przez nich mistrzostwa. Ale nie wszyscy tego chcieli.

Dlatego, że nie chcieli się afiszować z pomocą?

Jeśli komuś pomożesz, to nie widzę nic złego w pokazaniu o tym. To nie chwalipięstwo, tylko nawet motywowanie do takiego działania innych.

IMAG2457

IMAG2449

IMAG2458

IMAG2460

IMAG2468

Widocznie ludzie z tych klubów nie mieli takiego podejścia, co ty.

Nie do końca. Może i mieli, ale… Rozmawiałem z pracownikiem jednego klubu, który pomagał mi przy akcji. Powiedział wprost: dajemy sprzęt, chcemy pomóc dzieciom, ale nigdzie tego nie wrzucimy. Nie możemy. Wiedzieli, że jeśli puszczą u siebie zdjęcia czarnych dzieci w koszulkach swojego klubu, będzie negatywny odbiór przez kibiców. Kluby przekazały koszulki na jeden, wielki cel, ale nie było o tym głośno, bo jak kibice przetrwaliby, że Legia działa z Ruchem, Ruch z Piastem, oni jeszcze z Pogonią, a do tego dochodzi Podbeskidzie i siatkarze. Mamy takich kibiców, jakich mamy.

Myślę, że mimo wszystko po tym wywiadzie przed kolejnymi akcjami wiele klubów zgłosi się samych.

Oby. Starałem się pisać jak najwięcej o tym projekcie i teraz o nim rozmawiamy nie po to, żebym się wypromował. Ja zysku z tego mieć nie będę i nie chcę. Chodzi o budowanie świadomości i reklamę w celu pomocy w kontekście przyszłych projektów. Ale hejterów też miałem, pisali u mnie na blogu czy facebooku różne głupoty. Odpisywałem: „jak jesteś taki mądry, to pakuj się i jedź ze mną. Zapraszam”. W „Teraz kibice mówią” kolega z Jagiellonii przedstawiał mnie jako najprzystojniejszego i…

Kobiety z Ugandy by potwierdziły.

Tak, ale do tego nie wracajmy! (śmiech) Ze mną jest jak w piosence PMM z Ostrym i Grubsonem, mam też taką koszulkę: „może nie mam urody, ale tonę ambicji”.

Rozmawiał SAMUEL SZCZYGIELSKI

Dziś Marcin jest już w kolejnej podróży. Jego losy i przygody możecie śledzić na Facebooku.

Najnowsze

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

32 komentarzy

Loading...