Reklama

Włochy zmiotły Urugwaj w towarzyskim kopaniu piłki. Hiszpanie z Kolumbią powalczyli aż miło

redakcja

Autor:redakcja

07 czerwca 2017, 23:50 • 4 min czytania 1 komentarz

Trafiają się takie mecze, których raczej nikt nie chce grać ani nikt nie chce oglądać. Natomiast w życiu byśmy nie pomyśleli, że do takiej kategorii należałoby zaliczyć spotkanie Włochy – Urugwaj. Kawał historii na boisku, razem sześć mistrzostw świata. Ale za nami mecz – nomen omen – bez historii.

Włochy zmiotły Urugwaj w towarzyskim kopaniu piłki. Hiszpanie z Kolumbią powalczyli aż miło

Warte wspomnienia okazje, które stworzyli sobie główni bohaterowie wieczoru można by policzyć na jednej ręce. Bo przecież są ludzie, którzy mają sześć palców. Właśnie tyle było interesujących sytuacji w tym spotkaniu, czyli szczerze mówiąc – z emocji z fotela nie podskakiwaliśmy.

Na te sześć okazji, tylko jedna była Urugwaju. I mowa nawet o golu, no ale nieuznanym. Wrzutka Urrety z wolnego, do piłki najwyżej wyskoczył. Najwyżej, ba! Caceres wyskoczył jak Cristiano Ronaldo. A przynajmniej jak Miłosz Przybecki. Zaskoczenie spore, ale wszystko jasne stało się po tym, jak piłka wpadła do siatki, a sędzia gola nie uznał. Okazało się, że Caceres oparł się i wybił na Montolivo.

Może dziwić, że okazji więcej nie było, a bohaterem tej był obrońca. Ale w składzie zabrakło Luisa Suareza i Edinsona Cavaniego.

Za to w ich szeregach był ktoś inny, kto o rozrywkę zadbał. Jose Gimenez. Dziś elektryczny niczym trakcja kolejowa, a jego wślizgi spóźnione o kilka lat. Najpierw walnął samobója, zabierając piłkę Andrei Belottiemu i trafiając za niego. Potem dał się obkręcić przez El Shaarawy’ego, który zabrał piłkę na połowie boiska Pereirze i po świetnym rajdzie i lekkim ośmieszeniu Gimeneza uderzył na dalszy słupek, ale świetnie obronił Muslera – ratując zespół drugi raz – wcześniej po strzale Belottiego.

Reklama

Za to w doliczonym czasie ten sam El Shaarawy do końca zniszczył wieczór urugwajskiemu obrońcy i wjechał z impetem w pole karne i dając się sfaulować na karnego, którego wykorzystał De Rossi.

Jedyna akcja Włochów, w którą Gimenez nie był zamieszany, to Gabbiadini będący na boisku od 20 sekund biegnący ile sił w nogach do piłki, która wydawała się być w zasięgu Coatesa lub wychodzącego przed pole karne Muslery. Jednak wygrał przebitkę, przełożył piłkę na lewą nogę i strzelił w głowę Edera jak Radek Majewski w jabłko na głowie Bartosza Ignacika podczas Gali Ekstraklasy. A piłka odbiła się od Edera i wpadła do pustej bramki. Włoski napastniki świetnie wpisuje się w scheamt Gandhiego: najpierw cię ignorują, potem śmieją się z ciebie, potem z tobą walczą, później wygrywasz.

I w ten sposób wygrali 3:0. A już w listopadzie, jeśli awansujemy na MŚ z pierwszego miejsca w grupie, to samo będziemy mogli zrobić my, bo PZPN ustawił sparing z Urugwajem. Jednak, co warte podkreślenia, wcześniej odwiedzą nas Donnarumma i Bernardeschi, którzy zagrali dziś, a za nieco ponad tydzień rozpoczną grę o złoto na naszym Euro U-21.

***

Drugie towarzyskie granie odbyło się w Murcii, gdzie Hiszpania podejmowała Kolumbię i gdyby nie fakt, że obaj trenerzy przeprowadzili po sześć zmian, postronny widz miałby problem określić czy ogląda mecz o coś, czy tylko sparingowe granie. Jedni i drudzy bowiem chcieli dzisiaj wygrać, nie było odpuszczania wyniku, klepania na 0:0, wyczekiwania do ostatniego gwizdka. Nie, dostaliśmy naprawdę kawał meczu i choć skończyło się remisem – 2:2 – to taki podział pietruszki w meczach towarzyskich jest zawsze mile widziany.

Długimi fragmentami dobrze oglądało się gospodarzy, którzy szczególnie w pierwszej połowie dominowali przyjezdnych. Jeszcze pierwsze próby Silvy czy Koke nie znajdywały drogi do bramki, ale wynik został otworzony jednak dość szybko, bowiem w 22. minucie – z prawego skrzydła dośrodkował Pedro, piłkę w siatce zmieścił David Silva. Trzeba też dodać, że duży udział w tym golu miał Ospina, który przeciętne uderzenie odbił, ale mocno niezdarnie i piłka wturlała się do bramki.

Reklama

Pomyśleliśmy – oho, La Furia Roja będzie chciała jeszcze mocniej podkreślić swoją dominację i strzelić jedną-dwie bramki, ale takie już przedniej urody. Była na to okazja, choćby Aspas w dogodnej sytuacji źle przyjął sobie piłkę, jednak później… ataki Hiszpanów ustały, do głosów zaczęli dochodzić Kolumbijczycy. Ostatnie ostrzeżenie wysłał James, jego uderzenie fałszem minęło bramkę o centymetry, lecz potem taryfy ulgowej już nie było. Też dlatego, bo słabą formę prezentował Azpilicueta, mający przecież za sobą kapitalny sezon w Chelsea.

– najpierw zamiast interweniować czekał jak zamurowany na Reinę, ten nie zdążył do piłki (miał zwyczajnie daleko) i z prostej sytuacji zrobiło się 1:1, kiedy gola strzelił Cardona,

– w drugiej połowie obrońca Chelsea nie upilnował Falcao przy rzucie rożnym, a Kolumbijczyk z bliska pokonał bramkarza Napoli;

Z dobrego meczu Hiszpanów zrobił się mecz przeciętny – jasne, miały na to wpływ zmiany, jakich dokonał Lopetegui w przerwie, bo były aż trzy roszady, natomiast gospodarze i bez tego zgubili gdzieś rytm. Co prawda po golu Falcao rzucili się do odrabiania strat, natomiast brakowało im dokładności, czy też trochę szczęścia – strzał Asensio został blokowany, uderzenie Moraty minęło niewiele celu. I gdy wielu już myślało, że nic z tego nie będzie, ten drugi z pechowców ostatecznie wyrównał po dośrodkowaniu Nigueza.

Mimo wszystko, gospodarze chyba na tę bramkę i remis zasłużyli, Kolumbijczycy też nie mają prawa narzekać. 2:2 i dobre humory, bo forma jest całkiem przyzwoita – to łupy obu zespołów po tym spotkaniu.

Hiszpania – Kolumbia 2:2

22’ Silva, 87’ Morata – Cardona 39’ Falcao 55’

Najnowsze

Anglia

Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Arek Dobruchowski
0
Nowy trener Manchesteru United: Wierzę, że jestem właściwym człowiekiem na właściwym miejscu

Komentarze

1 komentarz

Loading...