No i wszystko stało się jasne, żadnego nagłego zwrotu akcji nie było. Dwa sezony temu Górnik Łęczna finiszował na 14. miejscu w tabeli i psim swędem utrzymał się w lidze, sezon temu Górnik Łęczna też finiszował na 14. miejscu w tabeli i psim swędem utrzymał się w lidze, tym razem trochę zabrakło, by znaleźć się nad kreską. Do 28 piłkarzy, którzy przyłożyli rękę do spadku Ruchu, doszło 29, którzy maczali palce w spuszczeniu ekipy z Lubelszczyzny. I tak jak w przypadku Niebieskich postanowiliśmy zastanowić się, kogo z tego grona chcielibyśmy w Ekstraklasie w dalszym ciągu oglądać.
Znów pokusiliśmy się o wytypowanie piątki. Tak, tym razem było trudniej, bo kandydatów dostrzegliśmy trochę więcej. I w większości byli to goście innego typu, bo o ile w przypadku Konczkowskiego, Helika, Niezgody czy Urbańczyka można powiedzieć, że liczymy na ich znaczący postęp po transferze, o tyle w Górniku nasz wzrok przyciągnęli raczej goście już ukształtowani, oczywiście ze swoimi ograniczeniami, ale będący gwarancją pewnego poziomu. I jeszcze raz powtórzymy, bo to chyba nawet ważniejsze niż w kontekście Ruchu – nie mamy większych wątpliwości, że tych „spadochroniarzy” może być nawet trochę więcej, bo poprzednie lata pokazały, że piątka to raczej minimum (po tylu piłkarzy Podbeskidzia i Górnika przeskoczyło zaraz po spadku gdzieś indziej, ale już w przypadkach Zawiszy Bydgoszcz i GKS-u Bełchatów liczba ta wynosiła kolejno dziewięć i dziesięć).
Dobra, wiecie wszystko, pora na nasz wybór.
GRZEGORZ BONIN
Już 33 lata, ale w tej lidze zaglądanie w metrykę i przesadne skupienie się na zawartych tam cyferkach ma mniej więcej taki sens jak próba zmiany kanału w TV ściągniętym ze stopy kapciem. Rok starszy Marcin Robak za chwilę może zostać królem strzelców, dwa lata starszy Rafał Murawski jest liderem Pogoni, a przecież można znaleźć jeszcze wiele przykładów wśród bardziej defensywnych graczy. Gdy popatrzymy na samą grę, zaangażowanie w nią i tak dalej, nie widać, by Bonin lada moment miał wylądować w bujanym fotelu. Wręcz przeciwnie, wigoru pozazdrościć mu mogą nawet niektórzy dwudziestolatkowie. No i fantazji też, bo czasami potrafi przyfandzolić tak, że innym taka próba w ogóle nie przychodzi do głowy.
Jasne, miał Bonin w tym sezonie moment, w którym wydawało się, że czar już prysł. No dobra, nawet coś więcej niż moment, bo w środku sezonu gość zaliczył trwający 15 meczów urlop od wypracowywania bramek. Bez dwóch zdań nie przystoi zawodnikowi tej klasy. Ale koniec końców strzelił w tym sezonie 6 goli, zaliczył 6 asyst i 2 kluczowe podania, czyli znów okazał się królem ofensywy Górnika, nikt nie dał drużynie więcej z przodu. Na pewno stać go jeszcze na powtórkę.
BARTOSZ ŚPIĄCZKA
Bardzo przeciętna jesień (tylko 2 gole w lidze), ale wiosną dorzucił do dorobku dziewięć trafień, czyli mówimy o wyniku naprawdę dobrym. Przez kolejne kilka linijek moglibyśmy wymieniać nazwiska napastników z lepszą reputacją, którzy w tym sezonie byli znacznie mniej skuteczni. Albo przypomnijcie sobie, jak to wyglądało, gdy 11 goli w barwach Górnika sieknął Cernych – większość pisała coś w tym stylu: w takiej drużynie, wow, szacun!
Co istotne w kontekście 25-letniego Śpiączki – to był jego trzeci sezon w lidze i w każdym kolejnym robił postęp. Najpierw 4 trafienia, gdy przebijał się w Podbeskidziu, w poprzednim sezonie, gdy balansował na granicy ławki i pierwszego składu Górnika, 9 goli, a teraz już dwucyfrówka jako napastnik nr 1. A na pewno stać go na jeszcze więcej, bo umówmy się – kilka okazji też zmarnował. Czasami kilka w jednym meczu. Silny, nieprzyjemny dla obrońców, walczak – przy takim deficycie “9” na polskim rynku, na miejscu klubów z miejsc 5-14 już wykręcalibyśmy odpowiedni numer telefonu.
LEANDRO
Nie lubią grać na niego ekstraklasowi skrzydłowi, a podpytywaliśmy o to tu i ówdzie. Nieustępliwy, wybiegany, dla niego mecze mogłyby trwać nawet 150 minut, a i tak w 146. pobiegłby do kontry, a później zdążyłby w porę wrócić za przeciwnikiem. Ciężko go zajeździć. Oczywiście to nie tak, że jest nie do przejścia – nie wystarczy jednak trochę pomerdać nogami nad piłką, trzeba się postarać.
Co trochę dziwi, to fakt, że jak na ofensywnie grającego bocznego obrońcę liczby z przodu ma słabe. Dopiero w samej końcówce sezonu strzelił gola i zaliczył asystę, czyli utrzymał swoją ekstraklasową średnią, ale biorąc pod uwagę to, jak często melduje się pod polem karnym rywala, powinno być lepiej.
Minusy? 33 lata (ale jak u Bonina, to go wcale nie dyskwalifikuje), brak paszportu UE. Nie narzekamy jednak na nadmiar solidnych lewych obrońców w lidze, więc chyba warto zrobić miejsce dla “Leo”.
JAVI HERNANDEZ
Chyba zmieściłby się w TOP10, gdybyście spytali nas o najlepsze lewe nogi w lidze, a to naprawdę spore wyróżnienie. Jasne, żaden z niego Quintana, do Badii z tego sezonu też trochę mu brakuje, ale gołym okiem widać jakość. Weźmy asystę z ostatniego meczu z Ruchem do Śpiączki – chłop ma i fantazję, i odpowiednią technikę, by rzucić tak fajną piłkę. Oczywiście ważne są liczby, twarde dane. 4 gole i 7 asyst to przyzwoity rezultat jak na ofensywnego pomocnika. Dość powiedzieć, że w całej lidze tylko Vassiljev, Odjidja-Ofoe, Gyurcso, Morioka, Tomasik, Majewski i Peszko zagrali więcej piłek, które koledzy zamieniali na gole.
GERSON
No nie było łatwo wybrać piątego. Naprawdę niezły jest ten Atoche, ale gość w większym wymiarze czasowym pokazał się na razie tylko 8 razy, więc trochę boimy się, że po prostu nie zdążył niczego spieprzyć. Podobna historia z Gabrielem Matei (15 występów) – też widać, że to koń do biegania, który przed przyjazdem liznął sporo niezłej piłki w Rumunii i takiego przykładowego Patryka Fryca zjadłby pewnie na śniadanie w bezpośredniej rywalizacji, ale mamy wątpliwości, czy można by na nim polegać na przestrzeni całego sezonu. No i jest też Szymon Drewniak, który pozytywnie zaskoczył w tym sezonie, pokazał się choćby jako niezły egzekutor stałych fragmentów, więc ma jakieś tam atuty.
Postawiliśmy jednak na Gersona. Wiadomo, że z twarzy Brazylijczyk z hiszpańskim paszportem nie wygląda na swoje 25 lat, ale gdy patrzymy na jego grę – wszystko się zgadza. Zdarzają mu się głupie wpadki, ostatnio nawet trochę częściej niż powinny, ale i tak pozytywnie wyróżnia się na tle bardzo wielu innych stoperów w Ekstraklasie. Wypożyczony z Lechii zawodnik jest niełatwy do przepchnięcia, potrafi stłamsić napastników, nie dostaje gorączki, gdy ma piłce przy nodze. No i jest groźny pod bramką przeciwnika. Najlepsze dopiero przed nim, ujmijmy to tak – jeszcze może być skałą.
Fot. 400mm.pl