Reklama

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

redakcja

Autor:redakcja

31 maja 2017, 16:15 • 5 min czytania 96 komentarzy

Na pewno dla lansu. Ustawka pod media. Ocieplanie wizerunku. Te trzy hasła działają na mnie mniej więcej tak jak pyłki traw, dzięki którym od maja do lipca chodzę zapłakany. Nie sądzę, by istniało wiele zjawisk bardziej destrukcyjnych w kwestii zaangażowania społecznego niż tak prymitywna krytyka działalności charytatywnej czy innych form wolontariatu. Doktor Magdalena Ogórek, jakkolwiek oceniać jej postać oraz dość drastyczną zmianę poglądów, sama z siebie, z własnej woli, bez wianuszka paparazzi za plecami i bez sondażu przeprowadzonego w ośrodku badania opinii publicznej przed rozpoczęciem działania, uczestniczyła w pracach IPN-u na “Łączce”, w miejscu pochówku ofiar komunistów. 

Jak co środę… JAKUB OLKIEWICZ

Nie poszła tam z kamerami TVP Info. Nie poszła tam na piętnaście minut, by cyknąć fotografię, wrzucić na media społecznościowe i wrócić do kawiarni. Na siedem godzin pozbyła się swoich eleganckich sukienek stawiając na odblaskową kamizelkę, w której zasuwała fizycznie razem z innymi poszukiwaczami, którzy chcą przywrócić godność ludziom zamordowanym w pierwszych latach po wojnie. W sieci pojawiła się jedna fotka – na profilu samych poszukiwaczy IPN-u, którzy stwierdzili, że to ogromny zaszczyt, że tak znana osoba udziela im bezinteresownej pomocy w ciężkiej i bardzo specyficznej pracy na Powązkach. Wystarczyło. Rozpętała się potężna burza nad tym, jak niedoszła prezydent i obecna komentatorka telewizji publicznej ośmieliła się dokonać tak ohydnego aktu, jakim bez wątpienia jest wolontariat.

Bo to dla lansu. Bo to dalsze uwiarygodnianie się w oczach obozu zwycięzców, do którego dr Ogórek wskoczyła dość niedawno. Bo to taniec na grobach, bo to nie jest miejsce dla celebrytów, bo to nie jest z czystej potrzeby serca.

Okazało się, że dziesiątki ludzi znają motywacje wolontariuszki zdecydowanie lepiej niż ona sama. Co więcej, uważają, że jakiekolwiek obiektywne dobro – na przykład cały dzień pracy, w której nie zarobi się ani złotówki – jest niejako unieważnianie przez domniemaną “nieczystość intencji”. Innymi słowy – jak masz coś zrobić “pod publiczkę” to lepiej nie rób w ogóle. Okej, może i ten chłopczyk, na którego leczenie Marcin Gortat wpłacił przeszło 100 tysięcy złotych jest wdzięczny, ale o ile lepiej postąpiłby koszykarz, gdyby się nie ujawnił! Albo w ogóle nie wpłacił, wtedy nie byłoby problemu, że “buduje wizerunek” czy “lansuje się na chorych”.

Ja pierdolę.

Reklama

Wybaczcie wulgaryzm, ale emocje narastały we mnie odkąd tylko sobie przypomniałem te obrzydliwe tweety i komentarze. To jest absolutne zdziczenie, wykręcenie wszelkich pojęć i hierarchii wartości. Krytykowanie dobroczynności w imię jakiejś zmutowanej szczerości, która miałaby stanowić wartość nadrzędną nad wszystkimi pozostałymi. Lepiej być szczerym chujem niż “fałszywym” filantropem. Co z tego, że na byciu szczerym chujem najbardziej zadowolony będzie co najwyżej pan Everyman z Internetu, podczas gdy najbardziej fałszywa filantropia przyniesie wymierne korzyści osobom w ten czy inny sposób pokrzywdzonym przez los. Liczą się chęci, nie czyny. Liczą się intencje, nie namacalne efekty.

Paranoja, która zresztą w Internecie przewija się od lat. Ilekroć informuję o akcjach charytatywnych prowadzonych przez kibiców (nadchodzi dzień dziecka, sprawdźcie, ile Domów Dziecka, Samotnej Matki i biednych rodzin odwiedzą kibole z całej Polski), od razu słyszę: “a mnie to bydło przystanek sprejem pomazało”. “Wybielają się”. “Ocieplają wizerunek, żeby potem znów demolować wiaty”. Oczywiście pan krytyk X charytatywnych zrywów za często nie wykonuje, co nie przeszkadza mu krytykować kiboli Legii, którzy zebrali prawie 50 kafli na karetkę pogotowia, czy tych z ŁKS-u, którzy wyprawili wigilię na ponad 400 talerzyków dla dzieciaków, które miały nieco mniej szczęścia na starcie.

Myślę że najbiedniejsi rodacy z Kresów mają głęboko w nosie, kto dostarczy im paczki na święta. Myślę że chorującym dzieciakom kompletnie wisi, kto zrzuca się na ich operacje i jakie kierują nim pobudki. Jestem wręcz pewny, że rodzinom, które wciąż poszukują swoich zmarłych nie robi różnicy, czy w poszukiwaniach uczestniczy doktor IPN-u, czy doktor Ogórek.

Mógł tam pójść każdy, ale poszła dr Ogórek. Mógł o polskie mienie zrabowane podczas wojny walczyć każdy, ale walczyła dr Ogórek. Mógł karetkę ufundować każdy, ale ufundowali legioniści.

Dlaczego jest to moim zdaniem takie szkodliwe? Ano dlatego, że z doświadczenia wiem, jakie zawstydzające są tego typu komentarze. Jak torpedują ludzkie chęci, by zrobić cokolwiek ponad jedzenie, spanie i zarabianie. Dobry przykład to akcja Krzyśka Stanowskiego, “Dobro wraca”. W całej rozciągłości zgadzam się z tym, że nagłaśnianie każdej najdrobniejszej wpłaty i każdego wysłanego smsa to cała tajemnica świetnych wyników, jakie przynosi co miesiąc cała inicjatywa. Ale skoro zawsze znajdzie się jakiś baran, który skrytykuje Marcina Gortata, że wpłaca za mało – to i mnie robi się głupio, że wpłacam 20 złotych a nie 50, albo 50 a nie dwieście. Ilu jest ludzi jak ja? Którzy chętnie wrzuciliby screen swojej wpłaty, pokazaliby swoje wsparcie dla akcji, ale stwierdzają: “e, tak symboliczne, że głupio”? A ilu dzięki tej krótkiej wrzutce, dzięki temu pochwaleniu się przez kogoś innego dowiedziałoby się o akcji? Stwierdziłoby, że “może też warto się zaangażować”?

Jestem pewny, że za przykładem Magdaleny Ogórek pójdą inni, mniej, bardziej znani, z czystszym czy brudniejszym sumieniem. Ruszą na “Łączkę” czy do innych form wolontariatu, bo pani z telewizji dała dobry przykład. To jest kapitał, którego nie możemy naruszać, którego po prostu nie można atakować.

Reklama

Dla mnie godna wszelkiej chwały jest dwuzłotówka wrzucona w świetle kamer do puszki WOŚP i przelana anonimowo dyszka na subkonto siepomaga.pl. Godna wszelkiej chwały jest akcja “Głodnych nakarmimy” ONR-u i zbiórka odzieży dla uchodźców organizowana przez katowickie i krakowskie knajpy. Pomaganie jest jednym z ostatnich elementów życia, w którym nie oceniamy siebie nawzajem przez pryzmat poglądów politycznych czy stopnia zainteresowania problemami Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli i tutaj zaczniemy oceniać, kto jest “odpowiedni” a kto “nadaje sprawie polityczny wydźwięk” po prostu utoniemy w szambie.

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

96 komentarzy

Loading...