Reklama

Podbeskidzia nie było. Ale czy to wystarczy, by zapobiec rewolucji?

redakcja

Autor:redakcja

29 maja 2017, 20:59 • 4 min czytania 15 komentarzy

Zagłębie Lubin pewnie, w dobrym stylu i bez pozostawiania czegokolwiek na ostatnią chwilę utrzymało się w Ekstraklasie. Ba, po ich zwycięstwie w Lublinie nad Górnikiem żartowaliśmy, że właściwie na razie sezon idzie po ich myśli – mają 34 punkty, a więc zaledwie cztery oczka straty do ówczesnego wicelidera z Białegostoku. Obecnie dystans, jaki dzieli lubinian od podium jest nieco większy, bo cała górna czwórka solidarnie wygrała swoje mecze, ale nie da się ukryć – Lubin na finiszu punktował dokładnie tak, jak oczekiwali tego kibice.

Podbeskidzia nie było. Ale czy to wystarczy, by zapobiec rewolucji?

Cztery zwycięstwa z rzędu, łącznie siedem meczów bez porażki. Wygrane derby, 8 goli strzelonych w ostatnich 4 spotkaniach. Od podziału punktów bilans 4-2-0, czyli poprawiający o dwa punkty ubiegłoroczny dorobek (wówczas 4-0-2). Zagłębie po raz kolejny może walczyć o tytuł rycerzy późnej wiosny i… tylko ten gol Jose Kante w Gdyni zupełnie zmienia optykę. Tylko gol Jose Kante zmienia udany finisz w nagrodę pocieszenia na otarcie łez po tym, jak Zagłębiu zabrakło punktów do awansu do grupy mistrzowskiej. Biorąc pod uwagę start ligi, biorąc pod uwagę przygodę z Partizanem Belgrad, biorąc pod uwagę mocarstwowe zapędy w postaci utrzymania w składzie Starzyńskiego i dokupienia mu Nespora na szpicę… Zawód, duży zawód. Ale jeśli przypomnimy sobie historie Podbeskidzia Bielsko-Biała, które w podobnych okolicznościach rozpoczynało rywalizację w grupie spadkowej rok temu – w Lubinie mimo wszystko powinni być umiarkowanie zadowoleni.

Skojarzenia nasuwały się od razu – radość po końcowym gwizdku, potem wyliczenia, sprawdzanie możliwych scenariuszy, odświeżanie 90minut.pl, dezorientacja nawet w centrum dowodzenia światem, czyli w siedzibie Canal+. Kibice z Bielska-Białej tak naprawdę do dzisiaj chyba jako główną przyczynę spadku wskazują właśnie tamten chaos, rollercoaster, który zupełnie rozbił psychicznie piłkarzy. My mamy na ten temat swoje zdanie (byli po prostu słabi + mieli Adama Mójtę), ale nawet domorosły psycholog z pewnością będzie musiał przyznać, że zaoferowanie drużynie ciastka, po czym rozdeptanie go na ich oczach, nie może pozostać kompletnie bez wpływu na ich zachowanie.

A skoro już mieliśmy do czynienia z tak potężnym, wyraźnym i ewidentnym precedensem – nic dziwnego, że pół Lubina po przeliczeniu, że w górnej połowie znalazła się ostatecznie Korona a nie Zagłębie, zaczęło sprawdzać odruchowo odległości do Suwałk, Mielca i innych pierwszoligowych rywali. Dziś jednak już wiemy – albo rola psychiki w spektakularnej wywrotce była przeszacowana, albo Zagłębie to banda twardzieli, na których wrażenia nie robi nawet najbardziej ekstremalna sytuacja.

Zagłębie nie tylko wygrywało, nie tylko punktowało, ale przede wszystkim – wróciło do swoich dobrych przyzwyczajeń. Ostatnio wrócił po urazie Jach, wcześniej wreszcie niezły mecz zagrał Dominik Jończy, dając nadzieję, że będzie wkrótce grał, bo jest dobry, a nie dlatego, że jest młody. W pomocy więcej szans dostali Kamil Mazek i Filip Jagiełło, w przodzie z kolei niemal 27-letniego Czecha zmienił 20-letni Polak. Stokowiec nagle przypomniał sobie, jakie ideały przyświecały Zagłębiu, z kolei sytuacja na murawie potwierdziła, że to się zwyczajnie opłaca. Że naprawdę ma sens przeczesywanie zasobów tej słynnej akademii i konsekwentne stawianie na dwudziestoparolatków, którzy trafili do Zagłębia w dużej mierze licząc na “rękę” “Miedziowych” do wprowadzania utalentowanych gości do ligi.

Reklama

W przegranym meczu z Wisłą Kraków na ostatniej prostej przed podziałem punktów wzięło udział 6 obcokrajowców, 6 piłkarzy po 30-tce, w pierwszym składzie poza Kubickim najmłodszy był… Filip Starzyński. W wygranym meczu z Wisłą Płock, w którym Zagłębie de facto się utrzymało – 3 obcokrajowców, nadal wprawdzie 6 po 30-tce, ale za to aż pięciu U-23 i 24-letni Dziwniel. Gol na 2:0 padł, gdy 20-letni Buksa dobił strzał 19-letniego Jagiełły. Pozostaje pytanie: co to właściwie w Zagłębiu oznacza?

Dużo mówiło się o zwolnieniu Piotra Stokowca. Dużo mówiło się o konieczności przebudowy. Dużo mówiło się o “korekcie kursu”. Czy ten świetny finisz, po którym Zagłębie ma 38 punktów (piąty wynik w lidze bez podziału na grupy, sześć oczek przewagi nad wiceliderem grupy spadkowej) cokolwiek zmienia? Kogokolwiek broni? A jeśli tak – to bardziej Stokowca, czy jednak pion odpowiedzialny choćby za podmienienie Krzysztofa Piątka Adamem Buksą, czy sprowadzenie do Lubina Kamila Mazka tuż przed końcem okienka?

Dużo pytań, na razie tylko jedna odpowiedź: Zagłębie nie stało się Podbeskidziem. To niby żadne osiągnięcie, ale styl, w jakim lubinianie tego dokonali to ogromnie twardy do zgryzienia orzech dla osób decydujących o kształcie klubu przed kolejnym sezonem.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...