Reklama

Wsparcie. Przyjaźń. Braterstwo. Weszło na mistrzostwach Polski bezdomnych

redakcja

Autor:redakcja

28 maja 2017, 12:05 • 13 min czytania 4 komentarze

Używki i uzależnienia, które doszczętnie demolują organizm. Bezdomność i ubóstwo, które wycierają psychikę do cna ogołacając ją z jakiejkolwiek nadziei na lepsze jutro. Fatalne towarzystwo błądzące pośród brudnych ulic. I gdzieś w tle sport. Piłka nożna, czyli malutka iskra wzniecana przez ludzi chcących pomóc. Ludzi próbujących wyprowadzić na właściwą drogę życia poprzez właśnie takie turnieje jak ten, który odbył się dokładnie przed tygodniem w Zielonej Górze.

Wsparcie. Przyjaźń. Braterstwo. Weszło na mistrzostwach Polski bezdomnych

Zanim jeszcze z boiska przeniosłem się za klawiaturę i sam regularnie grałem w piłkę, brałem udział w jakichś kilkunastu turniejach piłkarskich. Drugie tyle podobnych imprez podziwiałem pewnie w roli widza. Bywały to rozgrywki osiedlowe, ale i wojewódzkie; charytatywne, ale też takie, które nie miały żadnej stawki, a celem samym w sobie była tylko dobra zabawa; grali i amatorzy, i profesjonaliści. No generalnie przewałkowałem wszystko, co początkującemu i uważnemu obserwatorowi może się przytrafić. I wiecie co, chyba nie pamiętam zawodów, które obyłyby się bez zgrzytów i negatywnych emocji. Ktoś zawsze był poszkodowany, bo a to stracił gola w samej końcówce, a to nie zgadzał się z decyzją sędziego, a to z pozycji faulowanego szybko przechodził do ofensywy odgrażając się za niepotrzebny wślizg. Generalnie zresztą, jak świat światem, tego typu rywalizacja od dawien dawna budziła tyleż emocji pozytywnych, co i negatywnych. Nie zawsze kończyło się to oczywiście przepychankami, ale wiązanki słowne były jednak na porządku dziennym.

W Zielonej Górze po raz pierwszy w życiu miałem natomiast styczność ze współzawodnictwem, które na celu miało zwycięstwo absolutnie wszystkich zespołów biorących udział w turnieju. Łącznie było ich szesnaście i, rzecz jasna, złote medale zawisły na szyjach tylko tych kilku szczęśliwców, którzy do finału dotarli i w tymże finale wygrali. Przez dwa dni zmagań nie mogłem jednak wyprzeć ze świadomości wrażenia, że to, czy na okolicznościowym dyplomie będzie taka, a nie inna nazwa, ma znaczenie co najwyżej marginalne. Bo te godziny batalii na lubuskim trotuarze wcale nie po to zostały zorganizowane, by jedni mogli zagrać na nosie drugim, a ci drudzy kpić z trzecich. Idee jakie przyświecały wszystkim – od organizatorów po uczestników – były klarowne tak jak w tytule: wsparcie, przyjaźń, braterstwo.

Bez tytułu

Gdyby całkowicie wyłączyć emocje podczas mistrzostw Polski w ulicznej piłce nożnej osób bezdomnych i środowisk trzeźwościowych (to pełna nazwa), można by pomyśleć: – Eee, turniej jak turniej. Ci się cieszą, ci martwią, generalnie to paru chłopa biega za piłką i liczy się to, co w sieci. Jeśli jednak spojrzeć nieco bardziej zakulisowo, pospacerować między obozami, przyłożyć ucho tu i tam, porozmawiać z kolejnymi zawodnikami… No to można bardzo się zdziwić. Fakt faktem stawka była nie byle jaka, bo nie dość, że można było zostać mistrzem Polski, to jeszcze wywalczyć miejsce na zgrupowaniu drużyny narodowej i – przy korzystnych wiatrach oraz uczciwej postawie – pojechać z nią na mundial, który na przełomie sierpnia i września odbędzie się w Oslo. I na boisku tę zawziętość było widać, co jest oczywiście zupełnie normalne. Ale już poza nim, gdy piłka przestała odbijać się między bandami, zegar umiejscowiony za nimi się zatrzymywał, a sędzia chował gwizdek do kieszeni – w oczy rzucało się wspólne szczęście. Tych, którym noga się powinęła i tych, którzy mogli świętować z kibicami.

Reklama

IMG_4241Wystarczy spojrzeć na rozpiskę drużyn, które brały udział, by wyciągnąć prosty wniosek – ci ludzie nie są łatwi do poprowadzenia w życiu, a co dopiero na boisku. Zakład Poprawczy Studzieniec, Monar Dębowiec, Monar Milejowice, Powrót z „U”, czyli częstochowskie towarzystwo rodzin i przyjaciół dzieci uzależnionych. I tak dalej, i tak dalej. W trakcie turnieju rozmawiałem zresztą kilkukrotnie z Maciej Gudrą, z którym wywiad możecie przeczytać na naszej stronie. Na pytanie o to jak trudno jest doprowadzić do tego, by odbył się trening (a co dopiero mecz, turniej!), opiekun ekipy z grymasem wzruszał ramionami: – Na co dzień trenuję zespół Brata Alberta i nie jest to łatwa robota. Staram się dwa, trzy razy w tygodniu prowadzić zajęcia, ale wiadomo – nie jest prosto pod kątem dyscypliny. Jest… naprawdę różnie. Trzeba prowadzić tych ludzi za rękę. Pracuję w tym samym miejscu od 18 lat, 18 lat trenuję te drużyny i tak trudnej do pokierowania ekipy jeszcze nigdy nie miałem, naprawdę.

Każdy z nas, mniej lub bardziej powierzchownie, ale jednak każdy – interesuje się piłką. I nie ma pewnie wśród was osoby, która nie byłaby świadoma tego, jak trudno jest poprowadzić piłkarską szatnię. Jeden gość z zadaniem uporządkowania kilkunastu innych facetów. Pierwszy kłóci się z dziewczyną, drugi ma długi, trzeciemu choruje dziecko, a czwarty jest zwyczajnie nie w sosie. A to wszystko pomnożone razy trzy albo cztery. No, nie jest to prosta sprawa. No to wyobraźcie sobie teraz, że stworzyć drużynę z bezdomnych i uzależnionych ludzi jest kilka razy trudniej. Bo w tym przypadku nie pojawiają się problemy tak prozaiczne jak napięte relacje z partnerką, a prawdziwe, życiowe troski i zgryzoty. Młody chłopak wychodzi na boisko, a gdzieś z tyłu głowy ciągle kotłują się różne myśli rzutujące raczej nie na to, czy humor na kolejnym treningu będzie dopisywał, ale na to, czy do czasu następnego treningu będzie w ogóle miał dach nad głową. I czy w międzyczasie znów nie powróci na ulicę ćpać, żebrać i kraść.

Gdy obserwowałem zielonogórski turniej, chyba pierwszy raz w życiu widziałem tak autentyczną, niczym nieskalaną radość ze zwycięstwa drugiego zespołu. Coś w stylu: – Przegraliśmy? Nieważne, ważne że wygrali oni, bo to w końcu nasi przyjaciele! Dowód? Krótki filmik, jaki nagrać by pewnie można po co drugim meczu piłkarskim. Z małą tylko różnicą w kwestii wyśpiewywanych słów.

„Tak się bawią, tak się bawią! PRZY-JA-CIE-LE!”. Wymowne, co? I tak po każdym meczu. Jedni z Częstochowy, drudzy z Warszawy, jeszcze inni z Podkarpacia. Nieważne. PRZYJACIELE wspierający się tak na boisku, jak i poza nim.

Reklama
Jak widać, żyłka kibica jest w każdym z nas.Jak widać, żyłka kibica jest w każdym z nas.

Muszę się wam przyznać, że obecność na takim turnieju mocno sprowadza na ziemię i dodaje pokory. W pociągu relacji Warszawa – Zielona Góra myślałem sobie jak to będzie i przewidywałem, że spotkam pewnie wielu starszych facetów, którym – no co tu dużo gadać – w życiu nie wyszło. Nie pozakładali rodzin, nie zrobili wielkich kariery, pogubili się już na starcie i jedyne o czym teraz marzą, to spokój oraz normalność. Walczyć z samym sobą, odbudowywać się pod względem tak fizycznym, jak i psychicznym, bo przecież niemal wszyscy oni w jakimś stopniu organizmy mają zdewastowane. Tymczasem na miejscu pierwsze zaskoczenie – multum rówieśników. Ja, 23-latek, momentami czułem się staro przesiadując na trybunach wokół – tak na oko – kolegów i koleżanek młodszych o cztery, pięć lat. Kolegów z zakładów poprawczych i koleżanek z ośrodków walczących z poważnymi uzależnieniami.

Muszę panu przyznać, że jestem zaskoczony liczbą rówieśników w tym towarzystwie – przyznałem Maciej Gudrze.
Rówieśników, a nawet młodszych. Tutaj zresztą wystarczy spojrzeć dookoła – taki Zakład Poprawczy Studzieniec na przykład, bardzo młodzi chłopcy. Znamienne, że ja jestem w tym towarzystwie jednym z najstarszych gości. Chociaż w mojej drużynie wczoraj w bramce stał… 73-latek! Bardzo zaangażowany, w każdym treningu chce uczestniczyć, cały czas pragnie być w ruchu. Super sprawa.

Twarze chłopaków będących na podobnym etapie życiowym, ale jednak tak paskudnie pogubionych robią wrażenie i oddają tę brudną przeszłość, która wciąż ciągnie się za nimi. Rozmawiam z jednym, drugim, trzecim… Zazwyczaj z trudem, bo mało kto chce się otwierać, a już zwłaszcza wtedy, gdy spędza te dwie doby w roku w swoim świecie. Z piłką, na boisku, wśród przyjaciół. Dotychczas jedyną ucieczką dla tych ludzi były narkotyki, alkohol, rozboje. Tutaj mają jednak swoją enklawę. Wyłączają się z codziennych problemów, odsuwają na bok troski. Grają w piłkę, cieszą się, zajadają pizzę i przybijają piątki z przyjaciółmi z innych ośrodków. W ten sposób zaczynają rozumieć, że są znacznie przyjemniejsze i korzystniejsze formy samorealizacji od używek. Można wciągnąć krótkie spodenki na tyłek, założyć buty, wziąć piłkę i zapocić się do utraty tchu. – Jak miałem z sześć, siedem lat to non-stop ganiałem za piłkę. Od rana do wieczora, jak każdy. Na podwórku, między drzewami. Wracałem na kolację, spałem, rano znowu to samo. Minęło tyle czasu… Nigdy nie przewidziałbym, że tak prosta i dostępna rozrywka może okazać się kiedyś tak trudna do realizacji – mówi jeden z chłopaków.

Bez tytułu

A sam poziom piłkarski, bo w końcu i on jest w trakcie turnieju istotny? – Bardzo wyrównany. Właściwie ciężko wytypować faworyta do zwycięstwa – mówi Maciej Gudra. Zagaduję jednak nieco dokładniej, bo widzę że Nowe Dworki, które na mistrzostwach wystawiły dwa zespoły, coś już jednak kopały. – Tak, to jedna z najbardziej doświadczonych ekip, ma kilku reprezentantów. Po tym chłopakach już na pierwszy rzut oka widać, że kiedyś w piłkę grali. Ale i sporą niespodzianką w tym roku są Katowice. Nigdy nie wychodzili z grupy, a teraz grają w meczu o trzecie miejsce, w małym finale.

Tak jak wspominałem na początku – turniej turniejem, ale wokół band cały czas krążył Jacek Karczewski, trener drużyny narodowej. Raz jeszcze oddaję głos rozmówcy. – Do notesu trenera trafiły w tym roku 24 nazwiska. Każdy z tych chłopaków dostanie swoją szansę na zgrupowaniu i koniec końców wybranych zostanie ośmiu z nich, którzy pojadą z drużyną na mistrzostwa świata w Oslo. Generalnie rok w rok zespół jest formowany na nowo, bo i co roku jest mundial. Przy tym wszystkim obowiązuje zasada, że dany zawodnik może tylko raz wystąpić na mistrzostwach, więc składem trzeba rotować. My mamy też takie ustalenia, że zawodników, którzy pojawili się już w drużynie w jakiejkolwiek roli może być teraz maksymalnie trzech – reszta to świeża krew. W tym roku do obejrzenia mamy około 90 nowych osób, czyli całkiem sporo, jest w kim wybierać. Tu generalnie już na pierwszy rzut oka widać, kto ma za sobą przeszłość reprezentacyjną. Do czasu mistrzostw, które odbędą się na przełomie sierpnia i września, odbędzie się kilka zgrupowań, będziemy sprawdzać zawodników pod różnym kątem.

Trudno oderwać było wzrok od boiska, ale i – co bardzo ważne w kwestii wsparcia o którym mówiłem – działo się też na trybunach. Rzadko który zespół przyjeżdża jednym busem, bo drugim zazwyczaj podróżują kibice. Nie, nie, nie koledzy i koleżanki, którzy siądą z boku i popatrzą na to, jak przyjaciele uganiają się za piłkę. Regularny doping, jazda na całego. Bębny, transparenty, zdzierane gardła, śpiewniki w dłoniach a nawet „młynowi”.

Pierwszego dnia bardzo aktywna była publika z Dębowca – radę dawały zwłaszcza dziewczyny i wydawało mi się, że prym będą wiodły również w niedzielę. Najwyraźniej jednak ekipa z Nowych Dworków rozkręca się wraz z pogodą, bo gdy wyszło słońce to i oni wrzucili drugi bieg. A potem trzeci, czwarty, piąty…

Timing do dopracowania, ale i tak wyszło nieźle!

Organizacja na najwyższym poziomie, zresztą oni na szlaku kibicowskim są zaprawieni, bo pojawiają się tu regularnie. Zaraz będzie finał, to pan zresztą zobaczy jaki stworzy się tumult. Bębny, okrzyki – normalnie jak na meczu – mówi Gudra.

Bez przekleństw, bez obrażania, zgodnie z zasadami kultury. Było choćby „wstawaj, wstawaj, nie udawaj”, ale pozbawione charakterystycznego przecinka, a spuentowane oklaskami, gdy poszkodowany już wstał. Klasa sama w sobie.

Jeszcze dwie interesujące sprawy już tak stricte piłkarsko. Po pierwsze – ciekawe są zasady piłki ulicznej. Aut? Wyrzucany ręką, ale nie górą, tylko coś na zasadzie kręgli. Turlasz futbolówkę do kolegi. Napastnik? Nie może wbiegać w pole karne. Małe, bo małe, ale wbiegać nie może. I kropka. Gdy zaś przeciwnik atakuje (gra się po trzech w polu), to na własnej połowie bronić można tylko we dwóch. Trzeci z zawodników nie ma prawa przekroczyć linii środkowej. – Przepis został wprowadzony w 2007 roku przez odgórną federację i… do dzisiaj nie rozumiem czemu miał służyć. Jasne, jest nieco bardziej widowiskowo, ale mimo wszystko wygląda to nieco dziwnie. Jeśli jest różnica klas, to i tak to wyjdzie, więc takie blokowanie jednego zawodnika w zadaniach defensywnych trochę mija się z celem – tłumaczy Maciej Gudra, o ile tłumaczeniem nazwiemy powody, których nawet on – wytrawny gracz – niezbyt rozumie.

I tak jak na boisku piłkarskim w normalnej piłce 11 vs. 11 odpowiedzialność rozkłada się względnie równomiernie, tak w tej odmianie futbolu jest nieco inaczej. Akcji podbramkowych jest bowiem tak dużo, a bramkarze tak często mają szansę rozpoczynać kontrataki, że ich rola bywa nieoceniona.- Dobry golkiper? 70 procent wartości zespołu. W 2014 roku w Chile graliśmy w ćwierćfinale z Holandią. My – normalne chłopaki. Po drugiej stronie – byli piłkarze, freestyl’owcy, naprawdę najwyższa półka, niszczyli absolutnie każdego. Aż tu wychodzą na mecz z nami, a nasz bramkarz w dwie minuty wybija im piłkę z głowy. Strzelali z każdej możliwej pozycji, dobijali do pustej bramki, wychodzili sam na sam i nic. Mecz trwa 14 minut, zdołali wcisnąć tylko dwa gole i było to ich najniższe zwycięstwo na tamtym turnieju. Tak jak mówię – z wysokiej klasy golkiperem można zdziałać cuda.

IMG_4267Każde warunki są dobre do przeprowadzenia rozgrzewki…
IMG_4269…ale i odprawy przedmeczowej przed półfinałem.

Piłkarsko ogląda się to naprawdę przyjemnie, bo i uliczna piłka wywołuje w nas przyjemne wspomnienia z dzieciństwa. Kawałek płaskiego placu na chodniku, bandy o które można obijać piłkę, małe bramki i prawie kwadrans intensywnej jazdy. Naprawdę, jest na czym oko zawiesić.

I oczywiście druga, jeszcze większa wartość turnieju – emocje. Każdy z każdym, wzajemne wsparcie, mobilizacja. Sami trudni ludzie, ludzie po przejściach, często z pokreślonymi życiorysami, dlatego wszyscy świadomi tego, jak istotne jest, by pomagać sobie w trudnych chwilach. By podpowiadać, radzić, walczyć o swoje. Tak jak mówił w wywiadzie z nami Maciej Gudra.

Co jest najtrudniejsze w prowadzeniu takich zawodników?

Wzmocnienie ich poczucia własnej wartości. Poza tym wyzwaniem jest stworzenie grupy. To zlepek indywidualistów. Każdy uzależniony, każdy, kto mieszka na ulicy, walczy o swoje. Nie walczy dla grupy, walczy dla siebie, do tego jest zmuszony każdego dnia. A ty musisz z nich stworzyć grupę. Niemniej gdy ci się uda… cholernie trudno ją rozerwać. Pójdą za sobą w ogień. Nie są przyzwyczajeni do funkcjonowania w grupie, często nie mają w życiu na kim się wesprzeć, więc tym bardziej to szanują i nie chcą tego stracić. Ale początek – nie daj Boże pojawi się zniechęcenie, jakaś porażka. Zaraz będzie „daj mi spokój”. Ja jestem lepszy. Ty gorszy.

I kolejny dowód w postaci wideo. Tym razem mecz finałowy i szpaler ustawiony przez drużyny, które odpadły w poprzednich fazach. Nazwiska finalistów wyczytywane przez spikerkę (swoją drogą – ciekaw jestem czy legendarna pani Mariola odzyskała już głos, bo dwa dni non-stop nadawała przez mikrofon i rozkręcała całą imprezkę, znakomita babka), a przyjaciele zagrzewający do boju. Piękne obrazki.

Z dziennikarskiego obowiązku powiem, że wygrały oczywiście Nowe Dworki, choć finał miał znakomity przebieg. Faworyt prowadził już 4:0, wydawało się że już pozamiatane, a tymczasem… Raz, dwa, trzy! I zrobiło się 4:3. 20 sekund do końca… Rzut karny dla Monaru Luta (karny, czyli zawodnik z połowy boiska wyprowadza akcję sam na sam) i… pudło. Spojenie. Brzdęk aluminium, a chwilę później – gwizdek sędziego i triumf Nowych Dworków.

Bez tytułu

Nie powiem – wbił mnie ten turniej w fotel. Rozgrywki piłkarskie oglądało się oczywiście z dużą przyjemnością, ale już cała zakulisowa otoczka bywała przybijająca. Wsiąkłem w tę atmosferę, poczułem sens walki ludzi nie o złote medale i awans do kolejnej fazy, a po prostu o lepsze jutro. Przyjaciele, wzajemne wsparcie, braterstwo i na szczycie tego wszystkiego piłka nożna, czyli sport po raz kolejny udowadniający, że potrafi spełniać również rolę terapeutyczną.

MARCIN BORZĘCKI

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

4 komentarze

Loading...