Gdy Ekstraklasa SA ogłosiła swoją decyzję, że od nowego sezonu chce grać w systemie ESA 37, ale bez kluczowego w tej reformie podziału punktów, złapaliśmy się za głowy. Oznaczało to bowiem zachowanie wszystkich wad tego systemu (z kluczową rzekomą „niesprawiedliwością”) przy jednoczesnym pozbawieniu go wszystkich zalet (podkręcanie emocji). Przeprowadziliśmy nawet sondaż, w którym wzięło udział kilkanaście tysięcy naszych czytelników.
Wyniki są naprawdę zatrważające. Okazuje się bowiem, że z pięciu możliwych rozwiązań, ESA 37 bez podziału punktów cieszy się najmniejszą popularnością – wyżej ceniona jest nawet dość kontrowersyjna, ale niepozbawiona sensu koncepcja „zaorania tej ligi”. Dominują fani obecnego systemu, albo starej, dobrej ESA 34 z 18 drużynami rywalizującymi w 34 seriach spotkań dwa razy każdy z każdym. I jest to tak oczywiste, że aż ciężko uwierzyć w istnienie osób przekonanych o słuszności najnowszej idei działaczy ESA. Ku naszej radości – podobnie wydaje się rozumować PZPN, który dzisiaj odmówił przyklepania pomysłu ligowej spółki.
Zarząd Polskiego Związku Piłki Nożnej informuje, iż na posiedzeniu 25 maja 2017 roku w Warszawie, rozpatrzył wniosek Zarządu Ekstraklasa S.A. o zmianie regulaminu systemu punktowania rozgrywek najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Zarząd PZPN po rozważeniu wniosku oczekuje głębszej analizy i szerszego uzasadnienia propozycji, jaka wpłynęła od Ekstraklasy S.A.
Tak głosi oficjalny komunikat związku, który zasadniczo pokrywa się z odczuciami każdego logicznie myślącego kibica polskiej piłki. Innymi słowy: na pierwszy rzut oka, drodzy działacze Ekstraklasy, wasz pomysł wygląda na niebywale ułomny. Prosimy was uprzejmie, byście przedstawili nam, jakie procesy myślowe towarzyszyły wam podczas podejmowania tego typu decyzji, może przekonacie nas, że pozbawienie stawki jakichś 4-5 kolejek ligowych (w najlepszym wypadku!) ma sensowne uzasadnienie.
Naturalnie nie zdziwimy się, jeśli Ekstraklasa SA faktycznie przekona zarząd PZPN-u, tym bardziej, że obie organizacje poza szeregiem ambicjonalnych sporów są też zmuszone do dość ścisłej współpracy na wielu polach. Jeśli kluby – czyli Ekstraklasa – uprą się, że zależy im na świętym spokoju od połowy kwietnia i nie są absolutnie zainteresowane walką do ostatnich minut ligi, PZPN pewnie będzie musiał to zaakceptować. Ale sam fakt, że Ekstraklasa będzie musiała jednak trochę się pogłowić i wydumać jakieś argumenty za swoim posunięciem to już bardzo istotna informacja.
A gdyby PZPN-0wi udało się faktycznie przekonać Ekstraklasę, że to wylewanie dziecka przy pozostawieniu w wannie kąpieli, bylibyśmy naprawdę zachwyceni.