Jeszcze nie opadł kurz po tym, jak AS Monaco zrobiło zawieruchę na francuskim podwórku i w Europie, a już można było przeczytać setki artykułów, których przesłanie było jasne – taki sukces musi się skończyć spakowaniem walizek przez najlepszych. Wielcy – czytaj: jeszcze bogatsi niż Monaco – już zacierają ręce. Tak jak z drużyny, która w 2004 roku doszła do finału Ligi Mistrzów, odeszli architekci sukcesu, m.in. Ludovic Giuly i Jerome Rothen, tak teraz europejskie potęgi zarzucą swoje drogie wędki, na które złapią Kyliana Mbappe, Fabinho, Bernardo Silvę czy innego Djibrila Sidibe. Nawet jeśli odejdą nieliczni, to po takim sezonie pewnie 90% składu Monaco nie będzie narzekać na brak atrakcyjnych opcji. Tymczasem zanim pierwsza gwiazda drużynę opuściła, klub wysłał komunikat o treści: nie jesteśmy efemerydą. Bo właśnie tak, jako próbę zbudowania czegoś trwałego, odczytujemy sięgnięcie po Youriego Tielemansa.
Klub już wczoraj potwierdził jego przyjście, co oznacza koniec pewnej sagi, która trwa już od kilku okienek. Bo tak naprawdę kolejne tysiąc znaków tego tekstu to mogłoby być same wymienianie nazw klubów, do których ten złoty dzieciak był już przymierzany. Mówimy o tak łakomym kąsku, że niezliczone są pielgrzymki, które odbyli dyrektorzy sportowi gigantów do Brukseli w intencji sprowadzenia Belga.
Ale czy może być inaczej, jeśli mówimy o gościu, który w Anderlechcie gra od 16. roku życia (gra, a nie się przygląda)? Czy może być inaczej, gdy spojrzymy, że jako 20-latek ma na koncie już 185 występów dla Fiołków, w których jako środkowy pomocnik zdobył 35 bramek i zaliczył 31 asyst? Czy może być inaczej, gdy weźmiemy pod uwagę, że to już piłkarz na tyle ważny i poukładany, że zdarza mu się zakładać opaskę kapitana w dużym klubie? Czy może być inaczej, w przypadku zawodnika, który już kosi nie tylko nagrody dla młodzieżowców, ale również te dla seniorów?
Nie może. Kilka tygodni temu napisaliśmy tekst pt. “Dlaczego Youri Tielemans musi podbić świat piłki” (KLIK!). Tu fragment:
Jego ojciec jest Belgiem, matka pochodzi z Kongo. Youri jest talentem czystej wody, który został skaperowany przez Anderlecht w wieku pięciu lat. Przechodził wszystkie szczeble szkolenia w klubie, zawsze uchodząc za pewniaka do wielkiego grania. Wiecie jak to jednak z takimi „pewniakami” bywa – zachłysną się dominacją nad rówieśnikami, zaczynają wierzyć, że talent wystarczy. Ale to, co było i jest wyjątkowe w Tielemansie, to że jest niesamowicie ułożonym, roztropnym człowiekiem. W wieku siedemnastu lat, gdy zgłosiły się po niego wielkie marki, z Barcą na czele, uznał, że na razie to on chce przede wszystkim skończyć szkołę.
I tutaj kryje się najistotniejszy rys Tielemansa, który sprawia, że trudno nie wierzyć w jego wielką przyszłość. Graczy, którzy umieją piłkarsko wiele, jest multum. Tielemans też umie bardzo, bardzo dużo – pracuje w obronie, pracuje w ataku, ma technikę, ma dobre podanie, ma genialny strzał z obu nóg. Ale jeśli ktoś mając siedemnaście lat zdaje sobie sprawę, że nie ma co się podpalać, że trzeba poczekać na właściwy moment, a przy tym już wtedy wykazuje cechy lidera, to naprawdę świadczy, że mamy do czynienia z fenomenem. W akademii Anderlechtu wspominają, że poprzednim gościem, który dojrzał tak wcześnie, był Vincent Kompany.
Tym większa to sprawa dla Monaco, że ten wyścig udało się wygrać. Według różnych źródeł trzeba było wyłożyć na stół od 21 do 25 milionów, ale nie należy przywiązywać się do tych kwot, bo klub Łukasza Teodorczyka zgodził się na takie pieniądze, jednocześnie zapisując w umowie bonusy za osiągnięcia, po których sumka może jeszcze wyraźnie wzrosnąć.
Ravi de faire partie de cette équipe l’année prochaine! ⚪🔴 Thrilled to be a part of this team next year! ⚪🔴@AS_Monacopic.twitter.com/kqjV5O76aH
— Youri Tielemans (@ytielemans) 24 May 2017
Ale wszystkim powinno się opłacić. A może nawet najbardziej samemu Tielemansowi, który po raz kolejny nie porwał się od razu na klub, w którym półfinał Ligi Mistrzów jest corocznym celem, a nie niespodzianką, choć mógł to zrobić.