Wiele już widzieliśmy na ekranach kin – roboty rządzące światem, roboty dopiero napadające ziemię, ale też roboty przyjazne człowiekowi, jak choćby R2D2. Wszystko to jednak było i chyba wciąż jest traktowane z przymrużeniem oka, bo niby każdy rozumie, z jak dużym rozwojem technologicznym mamy do czynienia, ale też nikt raczej nie obawia się, że ekspres do kawy przyjdzie w nocy i udusi go poduszką. Jednak rzeczywiście sztuczna inteligencja może być zagrożeniem dla człowieka szybciej niż ktokolwiek myśli – jeszcze nie będzie nam odbierać życia, ale niektórzy przekonują, że już w 2050 roku ogra nas w piłkę.
Na razie roboty rywalizują między sobą. Co roku, w ramach turnieju RoboCup, drużyny złożone zamiast ze skóry i kości – jakby powiedział Franek Smuda – ale ze śrubek i podzespołów, stają w szranki na mini-boiskach. Wygląda to mniej więcej tak:
Stuprocentowej pewności nie mamy, ale na razie wydaje się, że co najmniej połowa Ekstraklasy wyszarpałaby z taką ekipą robotów chociaż 1:0. A tak serio – wygląda to póki co niezbyt przekonująco, jest wolno i pokracznie, zupełnie jakby patronem zawodów był Internet Explorer. – Głównym problemem jest fakt, że roboty nie rozumieją, co robią. Są zakodowane na poruszanie się od kroku do kroku, od akcji do akcji, od zachowania do zachowania. To trochę jak kierowanie samochodem we mgle, kiedy możesz widzieć tylko pięć metrów przed siebie. Tak działa robot, nie ma większego pojęcia, co robi – tłumaczy Daniel Polani, który przygotowuje jeden z „robocich” zespołów na turniej.
Wyzwań, by maszyna dobrze grała w piłkę, jest sporo. Od takich przyziemnych, jak uszkodzone baterie, błędy w oprogramowaniu i sprzęcie czy przegrzewanie się podzespołów, po problemy większe, jak zaszczepienie w robotach szerszej perspektywy tego, co robią. Dlatego z każdym kolejnym turniejem drużyna maszyn musi się rozwijać, bowiem rozwoju wymaga od niej regulamin. Przykładowo, z czasem roboty musiały nauczyć się rozróżniać biały kolor – w końcu taki na prawdziwym boisku mają linie, piłka i bramki, a wcześniej maszyny wspomagały się czerwoną futbolówką i żółtą bramką. Zresztą, choć trochę pokpiliśmy z poziomu tych meczów, to rozwój widać gołym okiem. Tak prezentował się turniej w roku 1999:
Stąd duża pewność siebie organizatorów. Na oficjalnej stronie RoboCup można przeczytać: „W 2050 roku, zespół w pełni automatycznych robotów-piłkarzy będzie mógł wygrać mecz z ostatnim zwycięzcą mistrzostw świata, grając według oficjalnych zasad FIFA”. – Będziemy w stanie zaprogramować maszynę, która będzie strzelać mocno i bramkarza, który będzie poruszał się szybciej niż piłka – mówi Itsuki Noda, prezes przedsięwzięcia RoboCup.
Roboty są naturalnie samodzielne. Człowiek bierze udział w grze tylko wtedy, gdy trzeba dokonać zmian albo wcielić się w rolę sędziego, ustawiając piłkę w odpowiednim miejscu bądź wykluczyć robota z gry, gdy ten uszkodzi rywala.
Ostatni punkt jest ważny, bo od zawsze istnieje strach, że człowiek tak naprawdę kręci sam na siebie bicz – chce ożywić zestaw śrubek i podzespołów, a to może się na nim zemścić. Dlatego Noda uspokaja: – Robot nie powinien nigdy skrzywdzić człowieka, a ponadto, robot musi współpracować z człowiekiem, rozumieć go i pokazywać intencje w sposób, które człowiek będzie rozumiał. Chcemy stworzyć system, który będzie współpracować z ludźmi.
Choć nawet jeśli w 2050 roku powstanie zespół robotów, nie jesteśmy przekonani czy władze piłkarskie dopuszczą do takiego spotkania. Wiemy przecież, jak bardzo boją się technologii…