Plan fanów Tottenhamu przed tą kolejką był jasny – ich pupile ogrywają West Ham, zbliżają się do Chelsea na jeden punkt, a The Blues pod presją gubią punkty z Middlesbrough. Jak wiemy, już pierwsza część misternej układanki nie wypaliła, bo Koguty nie dały rady i dostały od Młotów w cymbał. A skoro tak, ekipa Conte mogła podejść do dzisiejszego spotkania na większym luzie i to było widać, bo gospodarze pozbawieni jakiegokolwiek nacisku samymi umiejętnościami zmiażdżyli rywala.
Rzadko ogląda się tak jednostronne widowiska, Chelsea była dla Middlesbrough za mocna o pięć klas i nie widać było, żeby specjalnie się tym panowie ubrani na niebiesko zmęczyli. Serio, w miarę upływu meczu spodziewaliśmy się na Stamford Bridge wszystkiego – lądowania kosmitów, wejścia Korzyma z ławki, pokazu delfinów w przerwie. Wszystkiego, ale nie bramki dla gości. Oni zostali totalnie stłamszeni i nie mieli kompletnie pomysłu jak przedostać się w szesnastkę Courtois. Pewnie też liczyli, że może wymodlą tutaj jakieś 0:0 – co dawałoby im jeszcze malutką nadzieję na utrzymanie – ale znów, to było niemożliwe. I tak powinni dziękować, że skończyło się na 3:0, bo równie dobrze mogli zostać wykopani z Premier League po przyjęciu sześciu czy siedmiu bramek.
Chelsea zagrała po mistrzowsku. Takiej postawy oczekujemy od zespołu, który ma nosić miano najlepszego w kraju, bo The Blues od początku do końca kontrolowali mecz. Już w 2. minucie mogło być 1:0, ale wtedy jeszcze Boro się uratowali, strzał Alonso na poprzeczkę sparował Guzan. Lecz już na tym etapie każdy, kto widział więcej niż dwa mecze w życiu, zaczynał kojarzyć, że tutaj cudu raczej nie będzie. I rzeczywiście, nie było, Chelsea poszła po zwycięstwo bez problemu.
– pierwszą bramkę strzelił Costa po idealnym podaniu Fabregasa
– drugą Alonso, który z ostrego kąta zaskoczył Guzana
– trzecią Matić, wykorzystując sprytne podanie podcinką od Fabregasa
Co łączy te wszystkie gole to fakt, że amerykański golkiper za każdym razem dostawał kanał. Wyglądało to komicznie, ale chyba tylko przy drugim golu facet może mieć do siebie pretensje – Alonso uderzał z ostrego kąta i coś takiego Guzan musi lepiej odbić, ale gole numer jeden i trzy należały do grupy jak najbardziej typowych.
Zresztą, Guzan i tak się pewnie cieszy, że dostał tylko trójkę, bo niegdyś – w barwach Aston Villi – wyciągał piłkę z siatki na Stamford Bridge osiem razy. Podejrzewamy, że gdyby The Blues potrzebowali dziś takiej wygranej, to by się koło niej zakręcili. Mieli swoje okazje: gdy Pedro uderzał w poprzeczkę, strzał Mosesa wyjmował Guzan, kiedy podania Alonso na pustą dwukrotnie o włos nie sięgnął Costa. I tak dalej, i tak dalej, mogło być wysoko, ale Chelsea spokojnie dojechała na trójce do mety.
Mety, która oznacza dla niej mistrzostwo Anglii. Trzy mecze, siedem punktów przewagi, nie da się tego spieprzyć w żadnej konfiguracji – gratulacje, panowie.