W Belgii miał potwierdzić dominację nad pozostałymi ligowymi snajperami, w Lidze Europy – stanowić najpotężniejszą broń w starciu z coraz to silniejszymi przeciwnikami ze Starego Kontynentu. Łukasz Teodorczyk w końcówce sezonu gra zresztą nie tylko o gole i triumfy dla Anderlechtu, ale i o jeden z najwyższych transferów z udziałem polskiego piłkarza i kontrakt życia w klubie, który ostatecznie zdecyduje się na jego zatrudnienie. Niestety, tak jak na początku sezonu mogliśmy pisać: „jak co weekend… gol Teodorczyka”, tak teraz przyszło się przestawić na: „jak co weekend… Teodorczyk bez trafienia”.
Jeśli skauci mieli zamiar pod koniec sezonu przekonać się, jaką wartość dodaną drużynie potrafi dać Teodorczyk, to zdecydowanie nie wracają do klubów z wypisanymi długopisami od dorzucania kolejnych plusików przy nazwisku napastnika kadry Nawałki. Od kiedy liga belgijska weszła w decydującą fazę, bilans „Teo” prezentuje się następująco:
– 90 minut bez gola i asysty przeciwko Zulte Waregem
– 72 minuty bez gola i asysty przeciwko Gentowi
– 73 minuty bez gola i asysty przeciwko Oostende
– 74 minuty bez gola i asysty przeciwko FC Brugge
– 90 minut bez gola i asysty przeciwko Charleroi
– 72 minuty bez gola i asysty przeciwko Gentowi
– 76 minut bez gola i asysty przeciwko Zulte Waregem
Słabiutko wygląda też dorobek snajpera Anderlechtu w Lidze Europy. W fazie grupowej zapakował pięć goli, w pucharowej było już dużo gorzej:
– 10 minut bez gola i asysty przeciwko Zenitowi
– 59 minut bez gola i asysty przeciwko APOEL-owi
– 75 minut bez gola i asysty przeciwko APOEL-owi
– 15 minut bez gola i asysty przeciwko Manchesterowi United
– 79 minut i asysta przeciwko Manchesterowi United
Czyli – w dwunastu najważniejszych meczach sezonu – tych w decydującej fazie Jupiler League oraz tych w fazie pucharowej Europa League, Polak zaliczył na boisku 785 minut, podczas których ani razu nie skierował piłki do siatki, asystując zaledwie raz. Za to – trzeba mu to oddać – z najtrudniejszym z rywali, Czerwonymi Diabłami Jose Mourinho.
Wartości rynkowej „Teo” w ostatnim okresie, kiedy może ona jeszcze pójść w górę, raczej taka seria nie podnosi. Ba, nakazuje zadać każdemu, kto w Polaku widział napastnika numer jeden swojej drużyny na przyszły sezon, pytanie: czy ten gość pomoże mi, gdy rozgrywki wejdą w decydującą fazę? Czy będzie tym, który odmieni losy meczu, gdy trzeba będzie się bić o mistrzostwo/puchary/utrzymanie?
Coś nam się wydaje, że od paru ładnych tygodni w Brukseli szczególnie jedno zdanie powtarzają jak mantrę:
Niestety, od 12 marca, kiedy „Teo” ukłuł Waasland-Beveren, Polak jakoś rozkręcić się nie może. Jasne, by tracący do niego dwa gole Henry Onyekuru lub któryś z reszty goniących go zawodników miał szansę jeszcze dopaść lidera, musiałby momentalnie trafiać z każdej pozycji. Tyle że akurat w tym momencie korona króla strzelców nie jest tym, co Teodorczyka – jak i nieukrywającego chęci zarobku na swoim superstrzelcu pracodawcę – przed najgorętszym latem w jego dotychczasowej karierze powinno interesować najbardziej.
Dobra wiadomość jest taka, że na poprawę – formy, ale i ewentualnej pozycji negocjacyjnej przy bardzo prawdopodobnym letnim transferze – ma jeszcze trzy spotkania. I to akurat z rywalami, którym zdążył już parę sztuk załadować – z FC Brugge (2 mecze, 1 gol), Charleroi (3 mecze, 3 gole, 2 asysty) i Oostende (2 mecze, 1 gol). Dlatego tym bardziej są przesłanki ku temu, by mimo trwającej indolencji raz jeszcze powtórzyć za filmowym klasykiem: „spokojnie, zaraz się rozkręci”.
fot. FotoPyK