Reklama

Giki do kolekcji dorzuca nie tylko kolejne fotki, ale i trofeum

redakcja

Autor:redakcja

08 maja 2017, 13:21 • 2 min czytania 9 komentarzy

Kariera Łukasza Gikiewicza to ostatnio jedna wielka kozacka podróż i zawsze śmieszą nas głosy o tym, że pozostawił na kołku poważne granie na rzecz wylegiwania się na plaży. Umówmy się, nawet jeśli, to znacznie lepiej siedzieć na plaży w Tajlandii czy Jordanii niż – powiedzmy – na ławce w Piaście Gliwice. Giki dzięki wojażom nie musi martwić się już o album ze zdjęciami, suma na koncie też pewnie się zgadza, brakowało nam  w tym całym szaleństwie zawsze tylko jednego – jakiegoś sukcesu sportowego.

Giki do kolekcji dorzuca nie tylko kolejne fotki, ale i trofeum

Bo wszystko ładnie-pięknie, ale prawda jest taka, że… na tych wojażach Giki tak naprawdę nigdzie furory nie zrobił. Najlepiej szło mu na Cyprze, gdzie w stosunkowo poważnej lidze utrafił siedem bramek, ale poza tym – raczej bida. Kazachstan? Zero goli. Bułgaria? Dwa. Arabia? Zero. Tajlandia? Cztery przez cały rok w dwóch klubach. Na nikim te liczby nie robią wrażenia, w żaden klub polski napastnik nie wszedł z prawdziwego buta. Niektórzy dopisują Gikiemu zdobycie Pucharu Tajlandii w barwach Ratchaburi FC, ale to lekkie przekłamanie. Bo nie dość, że klub wcale pucharu tak naprawdę nie zdobył (rozgrywki ze względu na śmierć króla zostały przerwane na etapie 1/2), to jeszcze Giki podczas najważniejszych faz rozgrywek był już piłkarzem innego klubu.

Sami widzicie – sportowo raczej jako tako. Aż do momentu przyjścia do Jordanii.

Może nie jest to liga, która wyważa od razu z drzwiami wszelkie możliwe międzynarodowe rozgrywki, ale wydaje się, że wreszcie w niej Gikiewicz ogrywa znaczącą rolę. Po pierwsze – strzela w miarę regularnie, bo pięć bramek w 11 spotkaniach należy uznać za wynik dość przyzwoity. Po drugie – wczoraj zapewnił sobie wreszcie pierwsze trofeum w zagranicznej karierze, został mistrzem Jordanii. Losy mistrzostwa nie były jasne do samego końca, bo dopiero na ostatniej prostej udało się wyprzedzić ekipę Al-Jazeera Club, która potknęła się na finiszu sezonu. Zespół Gikiego (Al-Faisaly SC) bez problemu puknął w ten weekend Sahab SC 4:0, a strzelanie w tym meczu rozpoczął właśnie Polak.

Na przestrzeni sezonu Gikiemu zdarzały się bramki trudne…

Reklama

…łatwe…

…były też niebanalne asysty:

Reklama

Z naszej strony gratulujemy. Zawsze to fajniej opowiadać po latach, że nie dość, że grało się w fajnym miejscu, to jeszcze przywiozło się stamtąd jakieś trofeum.

18301852_1118963414875663_2647992583598782481_n

Najnowsze

Komentarze

9 komentarzy

Loading...