Jeśli we wtorek wieczorem po finale Puchar Polski, spotkaliście smutnego kibica piłkarskiego, to – co oczywiste – najprawdopodobniej był to fan Lecha Poznań. Nie potrafimy jednak napisać, że na pewno chodziło o sympatyków Kolejorza, ponieważ również w innym klubie niepodziewane rozstrzygnięcie bolało jak cios pod żebro. Bo nie dość, że słabszy lokalny rywal jako pierwszy osiągnął sukces, którego w Trójmieście nie widzieli od ponad trzech dekad, to jeszcze ten znienawidzony klub w ostatecznym rozrachunku może pozbawić ich tak długo wyczekiwanych pucharów. Upokorzenie zdecydowanie z rodzaju tych, po których kaca trzeba leczyć kilka dni.
Dla formalności – chodzi o Lechię Gdańsk, aktualnie zajmującą czwarte miejsce w tabeli, które po wtorkowym triumfie Arki nie da po sezonie przepustki do gry w Europie. Oczywiście ekipa Piotra Nowaka ma wielkie szanse, by finiszować wyżej. Rundę finałową zaczęła zgodnie z planem, od pogonienia u siebie Bruk-Bet Termaliki, co biorąc pod uwagę resztę rozstrzygnięć, oznacza zrównanie się punktami z Legią Warszawa, “oczko” straty do Lecha Poznań oraz trzy do Jagiellonii Białystok (po wczorajszym meczu cztery).
Jednak by do tego doszło, najwyższa pora zakończyć osobliwy eksperyment pod tytułem: czy można zostać Mistrzem Polski grając kaszanę na wyjeździe? Nie przesadzamy, sami rzućcie okiem na wyniki drużyny z Wybrzeża poza własnym boiskiem od końcówki października (!):
– remis 1-1 z Arką Gdynia,
– porażka 0-3 z Wisłą Kraków,
– porażka 0-2 z Koroną Kielce,
– remis 1-1 z Bruk-Bet Termaliką Nieciecza,
– porażka 0-1 z Lechem Poznań,
– porażka 1-2 z Ruchem Chorzów,
– remis 1-1 z Piastem Gliwice,
– porażka 1-3 z Pogonią Szczecin.
Jak nic – choroba lokomocyjna. Chociaż nie, to musi być głębszy problem niż coś, z czym można powalczyć łykając Aviomarin. Fakty są takie, że 16 punktów w 15 meczach to śmieszny wynik.
Przed Lechią dziś pierwszy z trzech wielkich wyjazdowych testów. Nie lubimy przesadnej pompki, opowiadania o kilku finałach i tak dalej, ale akurat w tym przypadku takie podejście do sprawy wydaje się uzasadnione. Prosta sprawa – jeśli uda się utrzymać formę u siebie i przełamać na wyjeździe, będzie pięknie. Jeśli nie, może się to skończyć wielką stypą.
Łatwo jednak dziś nie będzie. Oczywiście biorąc pod uwagę powyższe, można by zakładać, że łatwo Lechii nie byłoby nawet, gdyby chodziło o wyjazd do Kluczborka czy innego Bytowa, ale Wisła Kraków to wyjątkowo trudny rywal. Już pal licho, że daleko. Widzicie sami, jak zakończył się poprzedni mecz tych drużyn przy Reymonta. Może gdyby Marco Paixao trafił wtedy z karnego, byłoby inaczej, ale odpuszczamy gdybanie. Nie ma w tym przypadku, Wisła u siebie jest bardzo, bardzo mocna. W tym sezonie tylko dwie drużyny potrafiły wywieźć stamtąd komplet punktów. Ruch Chorzów i Śląsk Wrocław. Czyli od sierpnia (!) nie udało się to nikomu. Remisami musiały zadowolić się Legia, Lech i Cracovia.
Duże wyzwanie. Ale stawka również taka jest. Warto dodać, że w przypadku zwycięstwa Głowackiego i spółki strata Wisły do Lechii w tabeli stopnieje do czterech punktów.
Fot. FotoPyK