Panathinaikos w Europie, na poważnym poziomie, ma renomę ekipy, którą szybciej inny zespół zleje, niż to Grecy spuszczą komuś łomot. Wystarczy zobaczyć ich bilans w tegorocznej edycji Ligi Europy. Fakt, że grupę mieli dość trudną (Ajax, Celta, Standard Liege), jednak czy jeden punkt to maks, który mogli wycisnąć? A przecież całkiem niedawno potrafili wlać Interowi na San Siro czy właśnie rozwalić Werder na obczyźnie. Dzisiaj przypomnimy bramkę gościa, który załatwił spokój dla Greków przez ostatnie 20 minut spotkania u naszych zachodnich sąsiadów.
Panathinaikosowi szło tragicznie na początku zmagań w Lidze Mistrzów. Przegrana u siebie z Interem, wyjazdowa, kompromitująca klęska na Cyprze z Anorthosisem – tragedia. Punktem kulminacyjnym okazał się mecz w Werderem. Co prawda ekipa z południa jedynie zremisowała, ale potem zanotowała trzy wygrane z rzędu. Tę świetną serię zwycięstw zapoczątkował obfity triumf w Bremie.
Pierwszą bramkę dla Greków zdobył Vangelis Mantzios. Dwanaście minut po jego trafieniu, coś cudownego wykreował Giorgios Karagounis, który po wrzucie z autu kolegi strzelił genialną bramkę, którą obowiązkiem jest obejrzeć. W ten sposób pomocnik zaliczył swoją pierwszą bramkę w Lidze Mistrzów od 6,5 roku. Ostatecznie Panathinaikos zajął pierwsze miejsce w grupie, a w jednej ósmej musiał uznać wyższość Villarrealu.