Reklama

Lechia z trójką w tyłach i Sławczewem. „Słoniki” zdmuchnięte bez wysiłku

redakcja

Autor:redakcja

29 kwietnia 2017, 23:30 • 3 min czytania 17 komentarzy

Derby Trójmiasta w połowie kwietnia? Ogień, 28 tysięcy widzów. Starcie z Legią nieco ponad miesiąc temu? Ogień, ponad 37 tysięcy widzów. A dziś Lechia wraz z wejściem na ostatnią prostą i pierwszym z siedmiu finałów Ligi Mistrzów, jak określił ostatnio jeden z kandydatów do tytułu, zaliczała najgorszą frekwencję w całym sezonie. Kibice na stadionie – a tych ledwo uzbierała się „dycha” – narzekać jednak nie mogą, bo piłkarze Piotra Nowaka mają za sobą lekki, łatwy i przyjemny wieczór.

Lechia z trójką w tyłach i Sławczewem. „Słoniki” zdmuchnięte bez wysiłku

Warto było obejrzeć Lechię też z innego powodu, bo Nowak przygotował coś innego, niż przyzwyczailiśmy się w ostatnich tygodniach. Gdańszczanie znów wyszli trójką w obronie, znów mieli bardziej zagęszczony środek pola, znów mogli grać bardziej w centrum boiska. No i, co najważniejsze, wraz ze zmianą ustawienia zrobiło się miejsce pomiędzy Borysiukiem, Krasiciem a Wolskim. Zajął je Simeon Sławczew, który w tym roku wychodził w pierwszym składzie dwa razy.

I to właśnie Bułgar okazał się kluczem do sukcesu. Już na dzień dobry szybko rozegrał w środku, po czym Paixao uruchomił na skrzydle Haraslina, który mocnym strzałem w krótki róg zaskoczył Trelę. Sławczew był aktywny: chciał prowadzić grę, rozruszać kolejne ataki, sam próbował czy dorzucić piłkę, czy uderzyć. Ta jego aktywność miała jednak i swoje wady, które umknęły sędziemu…

Reklama

Sławczew miał problem, by samemu trafić do siatki i zmarnował świetną okazję po dograniu Krasicia. Lepiej wychodziła mu zaś współpraca z Paixao, któremu posłał szybkie, prostopadłe podanie, które Portugalczyk zamienił na gola. Marco, schodząc z boiska, kręcił jednak głową – Robak wczoraj trafił dwa razy, ma pięć trafień przewagi i raczej jest już poza zasięgiem. Ale pretensje może mieć też do siebie, bo zmarnował sytuację sam na sam po świetnym podaniu od Wolskiego. Na pocieszenie: dziś jego gol i asysta pomogły zdobyć trzy ważne punkty.

Jakub Wawrzyniak po meczu nie ukrywał zdziwienia, że Lechia wyszła trójką w tyłach: – Praktycznie cały tydzień przygotowywaliśmy się do gry w czwórce… I zdarzały się pojedyncze momenty, kiedy dało się to zauważyć, np. jak Haraslin nie nadążył na skrzydle za Ziajką, który zagrał za plecy zdezorientowanych obrońców do Nowaka, a ten zamiast oddać strzał – niepotrzebnie wycofał piłkę. Dobrą okazję miał też Martin Miković, chwilę po golu na 1:0, ale nieudanie lobował Kuciaka.

Ale to było chwilowe, nie aż tak groźne. Lechia, osiągając bardzo szybkie prowadzenie, mogła odgrywać rolę, w której najlepiej się czuje: prowadziła grę, nie spieszyła się i swobodnie wymieniała podania, zmuszając rywala do biegania. No więc goście z Niecieczy biegali, biegali i… robili niewiele więcej. Jeżeli ktoś w grupie mistrzowskiej ma krzyżować plany zespołów walczących o tytuł, to bliżsi jesteśmy postawienia na Koronę.

636149938721546344

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Polecane

Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Szymon Szczepanik
0
Thurnbichler: Nie zareagowałem wystarczająco wcześnie na negatywne zmiany [WYWIAD]

Komentarze

17 komentarzy

Loading...