Reklama

2016: Czy Piast wygra ligę? 2017: Czy Piast z niej spadnie?

redakcja

Autor:redakcja

28 kwietnia 2017, 14:32 • 4 min czytania 3 komentarze

Rok temu wszystko była dla kibiców Piasta inne i jakże piękniejsze. Ich drużyna była rewelacją ekstraklasy, wielu obserwatorów i uczestników ligi przez długie miesiące zarzekało się, że ekipa Latala w końcu musi spuchnąć, a to jak na złość nie chciało się spełnić. Piast wygrywał i po podziale punktów miał jeden skromniutki punkt straty do Legii, więc mógł realnie myśleć o mistrzostwie. Fani zastanawiali się: czy my rzeczywiście możemy wygrać ligę? Dziś, rok po tym cudownym okresie sytuacja jest zupełnie odmienna, fani pytają: czy my naprawdę za siedem kolejek pożegnamy się z ekstraklasą?

2016: Czy Piast wygra ligę? 2017: Czy Piast z niej spadnie?

Sami jesteśmy ciekaw, więc rozpisaliśmy po trzy argumenty za każdym z tych rozwiązań.

Piast nie spadnie, bo…

1. Ma w swoim składzie Badię, który pod skrzydłami Wdowczyka wreszcie powrócił do wielkiej formy.

Nowy trener prowadził Piast w siedmiu spotkaniach, a w tym samym czasie Hiszpan strzelił pięć bramek i zaliczył trzy asysty. Podobne liczby pomocnik wykręcił w sezonie 14/15, ale wtedy potrzebował do tego 31 spotkań. Teraz, przypomnijmy, to stało się w SIEDMIU meczach. Co prawda, w dwóch ostatnich grach Badia nie wpisywał się do klasyfikacji strzelców i asystentów – jak cały Piast, grając dwa mecze na zero z przodu – ale coś nam mówi, że współpraca Wdowczyka z Hiszpanem jeszcze jakieś owoce przyniesie. Albo inaczej: musi przynieść, w odmiennym wypadku nie widzimy tam specjalnie wielu zawodników, którzy mogliby dać zespołowi impuls na wagę utrzymania.

Reklama

2. Wdowczyk w ostatnim czasie już jeden zespół w lidze utrzymał.

I nie mówimy tu o Pogoni, ponieważ ta w momencie przyjścia Wdowczyka miała 11 punktów przewagi nad 15. zespołem, a skończyła sezon mając cztery oczka zapasu (graliśmy wtedy jeszcze bez podziału). Portowcy zostali w lidze bardziej mimo, a nie dzięki trenerowi, lecz już tego samego nie można powiedzieć o Wiśle Kraków. Wdowczyk obejmował zespół na 15. miejscu w tabeli, gdy ten miał fatalny okres, nie wygrywając niczego w lidze od 11 spotkań. Zmiana warty na fotelu szkoleniowca wiele wniosła, bowiem Wdowiec przegrał tylko jeden mecz, zwyciężył w siedmiu i finiszował z Białą Gwiazdą na dziewiątej lokacie, czyli naturalnie na najwyższej na jakiej mógł. Na tym fundamencie Wisła spokojnie mogła kontynuować walkę o utrzymanie i zakończyć ją sukcesem właściwie już w końcówce marca.

3. Inne zespoły też mają masę problemów

Utrzymanie się Ruchu może jeszcze nie byłoby powodem telefonu do Watykanu, ale na pewno byłaby to niespodzianka – Niebieskich opuścił Fornalik, czyli człowiek-instytucja, który powinien tam mieć pomnik. A skoro on, znający te realia od podszewki powiedział „pas”, musi być źle. Jest Arka Gdynia, która ma problem cokolwiek wygrać, nawet jeśli prowadzi do 94. minuty. Jest Górnik Łęczna, który kadrowo wygląda chyba najsłabiej. Cracovia, która ma się obudzić, a dalej śpi jak zabita. Innymi słowy: Piast ma na kogo liczyć, walka o miano najgorszego w lidze jest bowiem wyjątkowo zacięta.

Piast spadnie, bo…

1. Jest słaby w ofensywie.

Reklama

Najwyraźniej, gdy Piast strzelał cztery gole Śląskowi, a potem trzy Arce, kompletnie nie był sobą, bo ta drużyna z gry na zero z przodu uczyniła sztukę. Gliwiczanie mają najmniej bramek w grupie spadkowej (31), żeby poszukać podobnych impotentów strzeleckich, trzeba spojrzeć do stawki mistrzowskiej, gdzie takim samym osiągnięciem może poszczycić się Bruk-Bet, bezustannie krytykowany za brzydką i opierającą się na żelaznej defensywie grę. Niecieczan jednak żenująca skuteczność nie doprowadzi do spadku. A Piast, jeśli będzie tak bajeczny w ofensywie jak w ostatnich czterech meczach (0:0, 1:1, 0:1 i 0:1), to najzwyczajniej w świecie kolejne gole będzie ładował już w Olsztynie czy Opolu. Już pal licho skuteczność, bo tę Piast ma w skali ligi przeciętną, ale stwarza sobie mało okazji, najmniej w lidze. Tylko 61 w 30 kolejkach (za ekstrastats.pl).

2. Zbyt wielu piłkarzy jest pod formą.

Wiecie, kiedy ostatnio pomocnik Piasta – poza Badią – dostał od nas siódemkę, oznaczającą występ naprawdę dobry? Był to Żivec w 18. kolejce, czyli dawno temu, kiedy dzieci zastanawiały się jeszcze, co święty Mikołaj przyniesie im pod choinkę. Poza tym, bryndza, masa not poniżej wyjściowej, incydentalnie piątki i szóstki. Murawski zalicza dużo słabszy sezon niż rok temu, Bukata się nie sprawdza, Masłowski to zgrana i nudna historia, Vranjes chyba dawno wyjechał i zostawił jakiegoś sobowtóra, który nie bardzo umie kopać piłkę. A potem wszyscy zdziwieni, że nie ma bramek – owszem, napastnicy Piasta to snajperzy raczej przeciętni, ale za sobą mają Badię i morze marazmu.

Niewiele dobrego można powiedzieć o obronie – Szmatuła w bramce trzyma poziom, ale Pietrowski z Mrazem obniżyli loty, Korun jest chimeryczny, Sedlar z kolei równy, jednak tą stabilnością obtoczył zły poziom. Naprawdę, kiepsko to wygląda.

3. Jest słabiutki na wyjazdach, a teraz się trochę najeździ.

Jeśli spojrzymy na tabelę grupy spadkowej, biorąc pod uwagę tylko delegacje, to Piast okupuje ostatnie miejsce, wygrywając jedynie dwa mecze na wyjeździe. A skoro drużyna z Gliwic zajęła po podziale punktów miejsce za pierwszą czwórką drugiej grupy, jest zmuszona częściej grać poza domem. Gdyby stało się inaczej, byłoby im łatwiej, za mecze u siebie zajmują trzecie miejsce wśród walczących o życie.

*

Którykolwiek zestaw argumentów przeważy za siedem kolejek, teraz najlepiej widać, jak Piast był budowany sezon temu. Myślano o „dziś”, zapomniano o „jutrze”. Jak zawsze w takich przypadkach – jutro nadeszło szybciej, niż ktokolwiek mógł się spodziewać. I ma dość nieciekawe kolory.

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

3 komentarze

Loading...