Pierwsza liga. Jak tabela była spłaszczona, tak… jest jeszcze bardziej. Absolutnie nie wiemy, kto awansuje, ale ciekawią nas przypadki paru ekip. Szczególnie jednej z czuba, jednej ze środka i jednej z dołu tabeli. O pierwszych mówiło się, że nie potrafią wygrywać, o drugich, że są największym rozczarowaniem sezonu, a o trzecich, że kto jak kto, ale oni, ze swoim super-strzelcem, to nie spadną. Natomiast… pierwsza liga to figlarz.
Najpierw, dla oglądu, proponujemy zajrzeć w tabelę (za 90minut.pl).
Chojniczanka to kobieta
Znacie pewnie z autopsji dialog:
– O co jesteś zła?
– O nic.
– No o co?
– O wszystko.
Ani wte ani wewte. Zupełnie jak drużyna z Chojnic, która nie wie, czego chce. Po serii RRRRRRemisów, przyszedł czas na górę i dół – wygraną i przegraną. Najlepsze w tym jest to, że zdaje się być to zupełnie niekontrolowane. Jak wiatr zawieje, tak będzie. I było, chociażby we wczorajszym meczu z Pogonią Siedlce. 0:1 do 89. minuty absolutnie nie zwiastowało, że po kolejce spotkań Chojniczanka będzie na miejscu dającym awans. Jednak dziś patrzymy w tabelę – wicelider. Udało się zdobyć do ostatniego gwizdka dwie bramki, w tym ostatnią rzutem na taśmę, jeszcze dalszym rzutem, niż Jose Kante wczoraj, bo w 98. minucie. Nie postrzegamy Chojniczanki jako drużyny dobrej. Nie sądzimy, że jeśli znajdzie się w Ekstraklasie, to wypadnie lepiej niż Górnik Łęczna. Jednak wiele wskazuje na to, że faktycznie od sierpnia będziemy się nad tym zastanawiać. Bo kiedy już wszystko wskazuje, że zespół Piotra Gruszki hamuje, to nagle robi coś absolutnie nieoczekiwanego i dojeżdża do mety przed lub równo z innymi. Jak w bajce. Jak Zygzak McQueen.
Idzie, idzie Podbeskidzie!
Nieoczekiwanie do czołówki dobija się Podbeskidzie, które do niedawna, będąc sporym rozczarowaniem, pierwszej ligi nie przegrało meczu od 1,5 miesiąca. Przez ten czas, nie dość, że po trzy razy wygrywali i remisowali, wrzucając do swojego koszyczka 12 punktów, to uczynili to podkradając je z koszyka rywali w grze o awans. Trzy z sześciu wspomnianych meczów rozegrali z będącymi wyżej od nich drużynami. Dzięki temu złapali GKS Katowice i Zagłębie Sosnowiec na dystans czterech punktów. A żeby było ciekawiej, te dwie ekipy oraz Chojniczankę ograbili na ich stadionach. W porównaniu do poprzedniej części sezonu, wygląda to imponująco:
– wygrana z Chrobrym (2:1) D
– remis z Chojniczanką (1:1) W
– remis ze Stomilem (2:2) D
– wygrana z GKS-em Katowice (2:1) W
– wygrana ze Zniczem (2:0) D
– remis z Zagłębiem Sosnowiec (0:0) W
– wygrana z Wisłą (1:0) W
Dzięki powyższym rezultatom Podbeskidzie dołączyło do grupy pościgowej, a w następnej kolejce gra z Miedzią Legnica, którą dzięki wygranej będzie mogło dopaść. Jeśli Podbeskidzie awansuje do Ekstraklasy, będzie to równie szokujące jak zeszłoroczny spadek.
Kwiecień bez goli Patejuka miesiącem straconym
To przykład, że gdzie Patejuk nie może, tam nikt nie pomoże. Wisła Puławy w kwietniu przegrała trzy mecze i wygrała jeden – ale tu dodajmy, że ze Zniczem Pruszków, czyli drużyną, którą uznalibyśmy za najbardziej parodystyczną w pierwszej lidze, gdyby nie istniał MKS Kluczbork. Patrzymy na wyniki, patrzymy na to, że puławianie rozgościli się w lufciku strefy spadkowej – trochę jak sąsiadka, która przychodzi i mówi, że nie ma czasu, nie ściąga butów, nie pije herbatki, ale jednak w tym przedpokoju stoi już dobre 40 minut – i w głowie rodzi się nam pytanie: a co na to Sylwester Patejuk? Przecież w pierwszych 22 kolejkach strzelił 11 goli, był zawsze, gdy Wisła go potrzebowała i nadal jest w czołówce strzelców. Otóż Sylwek bramkę dla Wisły Puławy zdobył ostatnio ponad miesiąc temu. A jeśli nie on, to kto ma wyciągnąć Wisłę na bezpieczną powierzchnię?
fot. FotoPyk