Na przełomie ostatniej dekady Chojniczanka podniosła się z kolan i dzisiaj walczy o marzenia. W przeciągu dziesięciu lat wyszli z okręgówki i stali się głównym faworytem w walce o Ekstraklasę. Wielu śmieje się z koszulek na których widnieje paru sponsorów, ale ich to zupełnie nie interesuje. W Chojnicach nie rozumieją życia na kredyt. Klubem zarządzają rodowici chojniczanie dla których barwy klubowe nie są na sprzedaż za żadną cenę. Jak powtarzają wszyscy pracownicy podstawą sukcesu jest iście rodzinna atmosfera.
Romantyzm w polskim futbolu nie umarł, on nadal istnieje w Chojnicach i ma się całkiem dobrze. W tej niezwykle malowniczej, miejscowości położonej na Pomorzu znajduje się klub, który funkcjonuje na zupełnie innych zasadach niż cała reszta. Oczywiście nie zawsze było kolorowo, bo jak inaczej nazwać zjazd do 5. ligi na siedemdziesięciopięciolecie istnienia klubu? Tęsknić również nie było za czym skoro przez tyle lat największym sukcesem była gra w 3. lidze, a ta zwykle po sezonie i tak kończyła się spadkiem. Jeszcze dziesięć lat temu rzeczywistość była na tyle brutalna, że Chojniczanka musiała jeździć na mecze po okolicznych wioskach. Na szczęście w 2007 roku do klubu trafiło dwóch panów Jarosław Klauzo i Maciej Polasik, którzy zupełnie odmienili jego losy. Zapoznał ich ze sobą świętej pamięci Wojciech Szrajber, krewny założyciela Chojniczanki. Ten pierwszy wygląda jak brat bliźniak prezesa Leśnodorskiego, ale nie tylko wygląd zewnętrzny jest ich wspólną cechą. Pasja z jaką wiceprezes Klauzo opowiada o klubie zaraża od pierwszego kontaktu. Ten człowiek jest wręcz zakochany w Chojniczance. Nie mówimy tutaj jednak o ślepej miłości. Na pierwszym miejscu przede wszystkim rozsądek. Na drugim? Też rozsądek. Gdyby nie to, że ewentualna promocja do ekstraklasy zmusi klub do przebudowy stadionu, parkingu, czy zamontowania podgrzewanej murawy, słowo awans nie padłoby z jego ust ani razu.
Gdy duet Klauzo-Polasik przejmował dowodzenie w Chojniczance znajdowała się ona w totalnej ruinie. Początkowym celem jaki postawili sobie rodowici chojniczanie było awansowanie do 3. ligi, a także spłata długu, który oscylował w okolicach 70 000 złotych przy rocznym budżecie 150 000 złotych. Panowie nie przewidzieli jednak, że zrobią to w tak błyskawicznym tempie i początkowy cel będzie trzeba bardzo szybko zmienić. Awans z 5. ligi do 4. przyszedł już w pierwszym sezonie, ale nie był to zwykły krok w realizacji wcześniej naznaczonego planu. Popularna w swoim regionie ,,Chojna” totalnie zdominowała ligę okręgową. Tamten sezon zakończyła ze 140 bramkami! Podobnie było w czwartej lidze, błyskawiczny awans w pierwszym sezonie. Kolejny sezon? Kolejna promocja do wyższej klasy rozgrywkowej. Wielu mówiło już wtedy, że 2. liga zachodnia to dla nich zbyt wysokie progi, zwłaszcza, że nie mieli majętnego sponsora. Wróżono im spadek w pierwszym bądź drugim sezonie. Chojniczanka potrzebowała zaledwie trzech lat by wybić to sceptykom z głowy. Historia powtórzyła się oczywiście po dotarciu na zaplecze Ekstraklasy, ale w biurach na Mickiewicza 12 zupełnie nic sobie z tego nie robili. Jak widać po raz kolejny mieli rację.
***
Chojniczanka mogłaby służyć jako wzór finansowy dla wielu innych klubów w Polsce. Jakiekolwiek zadłużenie tam po prostu nie wchodzi w grę. Głównym źródłem dochodu są środki od sponsorów. Schemat ich pozyskiwania jest bardzo prosty. Łącznie klub wspiera imponująca liczba 126 i wcale niepowiedziane, że za miesiąc nie będzie ich 150. Obecnie obowiązują cztery pakiety sponsorskie: platynowy, złoty, srebrny i brązowy. Ten pierwszy daje możliwość zamieszczenia reklamy na koszulce, każdy kolejny ma mniejszą wartość. Chojnicki klub nie zamyka się na nikogo, ale oczywiście wszystko w granicach zdrowego rozsądku. Zwykle są to lokalni przedsiębiorcy, ale od pewnego czasu zgłaszają się również firmy spoza regionu. Jeśli ktoś chce wspomóc Chojniczankę, może to zrobić zarówno finansowo jak i barterowo. Sam klub stara się zjednoczyć wszystkich swoich darczyńców poprzez Klub Biznesu. Jego działanie jest proste jak budowa cepa tj. organizacja śniadań biznesowych, czy wspólne wyjazdy na mecze reprezentacji. Wszystko po to, aby przedsiębiorcy wspomagający chojnicką drużynę mogli nawiązać współpracę również między sobą. Jak do tej pory działa to świetnie i nikt nie zamierza tego zmieniać. Wiceprezes Klauzo nie dopuszcza możliwości zmiany nazwy klubu. Ludzie którzy tworzą Chojniczankę to lokalni patrioci i nie zmienią tego żadne pieniądze. Śmiech z koszulki na której widnieje 9 reklam? Niech się śmieją, dla Chojniczanki, to powód do dumy. Oznacza to renomę klubu w regionie, więc czego tutaj się wstydzić? Jeden strategiczny sponsor wcale nie oznacza sukcesu, a przykładów daleko szukać nie trzeba. W Bytowie pomimo ogromnych pieniędzy z Drutexu ostatnie kolejki przesądzą o utrzymaniu się w 1. lidze. Podczas gdy Chojniczanka nadal walczy o marzenia.
***
Chojniczanka, to nie tylko prezes Polasik i wiceprezes Klauzo, ale także drugi wiceprezes Krzysztof Ringwelski. Poza tym w skład zarządu wchodzi jeszcze pięciu członków. Jednym z najaktywniejszych wśród nich jest Przemysław Gliszczyński, który w klubie wykonuje tytaniczną pracę. Pierwszoligowiec z Chojnic nie posiada rozbudowanego działu kadr, a za finanse odpowiada jedna księgowa. Natomiast w dziale marketingu i komunikacji zatrudnione są tylko trzy osoby. Nie można więc mówić o rozpuście w etatach, bo też w chojnickim klubie rozpusta to słowa dawno zapomniane. Budżet klubu oscyluje w okolicach 4 milionów złotych. Składa się na to 600 000 złotych od miasta, 80 000 miesięcznie od wszystkich ośmiu członków zarządu, a całą resztę dopełniają liczni sponsorzy. Na pensje piłkarzy klub przeznacza mniej niż 50% budżetu. Na chwilę obecną nie ma mowy, by jakikolwiek zawodnik Chojniczanki zarabiał więcej niż 10 000 złotych. Tak samo sytuacja ma się w przypadku transferów, gdzie wszystkie transakcje są bezpłatne.
– Naszym priorytetem jest przede wszystkim stabilna sytuacja finansowa. Nie zburzymy klimatu rodzinnego i nie zaczniemy za wszystko płacić, bo skończy się długami, a tego po prostu nie chcemy. Wraz z prezesem Polasikiem wchodziliśmy do tego klubu, gdy był zadłużony. My nie chcemy zostawić po sobie żadnych zgliszczy. Jasne dla nas jest, że nie będzie życia na kredyt. Nie sztuką jest zapożyczyć się i kupować drogich zawodników, albo oferować Bóg wie jakie kontrakty. Sztuką jest tak to wszystko zorganizować by żyć godnie za to co się ma. W obecnej sytuacji mogę z ręką na sercu powiedzieć, że nie mamy żadnych długów. Nie ukrywam, że to ciężka praca wszystkich członków zarządu i ludzi pracujących w tym klubie. Jak widać, nie jest nas dużo, ale wszyscy dajemy od siebie masę energii. Cały zarząd nie bierze za pracę tutaj ani złotówki. Wszyscy mamy swoje firmy, mniejsze bądź większe, prezes Polasik jest dyrektorem szpitala, ale Chojniczanka to coś co nas łączy i chętnie poświęcamy jej czas – powiedział dumnie wiceprezes Klauzo.
***
W dzisiejszych realiach polskiej piłki, przy takich patologiach jak Ruch Chorzów, czy Górnik Zabrze może trudno w to uwierzyć, ale Chojniczanka szanuje każdą złotówkę od miasta. Współpracę z ratuszem wiceprezes Klauzo określa jako bardzo dobrą. Od pewnego czasu zarząd prowadzi rozmowy z miastem i wszystko wskazuje na to, że dzięki temu zostanie zwiększona pojemność stadionu do 4500 miejsc, powstanie nowe centrum prasowe, a także zremontowany i poszerzony zostanie parking. Podgrzewana murawa będzie zamontowana jedynie w przypadku awansu. Bez tego klub nie zamierza narażać miasta na niepotrzebne koszty.
***
W Chojnicach nie ma wielkiej akademii piłkarskiej, ale nie przeszkadza to w trenowaniu 500 najmłodszych adeptów piłki nożnej. Prowadzi ich dwudziestu trenerów. W niemal każdej grupie wiekowej są po trzy drużyny. W roczniku 2008 gra około 60 dzieci. W seniorach gra jeden wychowanek, Jacek Podgórski, który zadebiutował za trenera Bartoszka. Dla Chojniczanki jest to powód do dumy. Profesjonalne szkolenie w trzeciej drużynie 1. ligi trwa od sześciu lat. Oczywiście klub cały czas się tego uczy, ale na pełne wyszkolenie zawodnika potrzebny jest cały cykl, a nie tylko kilka lat. Poza tym potrzebna jest również infrastruktura, której najzwyczajniej w świecie Chojniczanka nie ma.
– Nie mamy się czego wstydzić w porównaniu z innymi klubami pierwszej ligi. Pracujemy w trudnych warunkach. Nie posiadamy kilkunastu boisk jak Legia, czy Lech, ale jakoś sobie radzić trzeba. Nasz sztab trenerski cały czas się szkoli i mamy coraz lepszych trenerów. Na szczeblu centralnym gra trzech naszych wychowanków: Arek Reca w Wiśle Płock, Przemek Czerwiński w Gryfie Wejherowo, a u nas Jacek Podgórski. Zobaczymy, jak będzie dalej… Jest trzech, czy czterech chłopaków strasznie zdolnych, ale sytuacja nie sprzyja debiutowaniu. Rok temu walczyliśmy o utrzymanie, teraz o awans. No to nie są najlepsze okoliczności na eksperymentowanie. Ale proszę mi wierzyć, że na tle innych wcale nie wypadamy najgorszej. W Pro Junior System zajmujemy obecnie 6 miejsce. Jak można oczekiwać od Chojniczanki, że będzie grała sześcioma wychowankami? Nie ma skąd ich brać. Trzeba sobie jasno powiedzieć czego chcemy. Pewnie, możemy grać samymi wychowankami, ale to będzie trzecia liga, a nie pierwsza. – mówi prezes Klauzo.
Jacek Podgórski (w białej koszulce), fot. FotoPyK
***
Doskonała organizacja pozwoliła zażegnać sytuację kryzysową w momencie, gdy z klubu wykupiony został Maciej Bartoszek. Początkowo Chojniczanka nie chciała nawet rozmawiać o ewentualnym odejściu swojego szkoleniowca. Jednak jak mawia znana zasada, z niewolnika nie ma pracownika. A skoro nie dało się inaczej, trzeba było poszukać innej opcji. W ostatnich kolejkach drużynę tymczasowo prowadził Hermes. W międzyczasie trwały poszukiwania nowego trenera. Padło na Piotra Gruszkę, który, jak nam powiedział Maciej Chrzanowski, obserwowany był już od dłuższego czasu. Jego największym sukcesem był awans z Chemikiem Bydgoszcz od ligi okręgowej do 3. ligi. Wcześniej Gruszka był drugim trenerem Lechii Gdańsk i Zawiszy Bydgoszcz. Sama sytuacja z odejściem Bartoszka w świecie polskiej piłki wywołała duże oburzenie, czego kompletnie nie rozumie wiceprezes Klauzo.
– Z trenerem Bartoszkiem mimo wszystko mamy bardzo dobry kontakt. Maciej od czasu odejścia był już u nas na trzech meczach. Nie ukrywam, że to była trudna sytuacja zarówno dla nas jak i dla niego. Początkowo ustaliśmy, że go nie puszczamy, ale widzieliśmy, że osobowość Macieja nie pozwala mu odrzucić tej oferty. Wróciliśmy do tego tematu i z bólem serca oddaliśmy go do Korony. W tej sytuacji kompletnie nie rozumiem jednak oburzenia środowiska. Jeżeli piłkarz podpisuje kontrakt i rozpoczyna rundę, to nikt do niego nie dzwoni z ofertą. Trener również ma umowę, a można go sobie zabrać w każdym momencie? Przecież to jest chore. Na dwie kolejki przed końcem? A gdzie jest tutaj interes klubu, czy tych 25 zawodników, których on prowadził? Ten trener w tamtym momencie był dla nas bezcenny. Oburzenie, że Chojniczanka chce pieniądze za trenera? Mówimy o 50 000 złotych, przecież to nie są żadne pieniądze. Jak spojrzę teraz na to, jak Bartoszek prowadzi Koronę, a jakie my mamy kłopoty, to nie sprzedałbym go nawet za 5 milionów. Oczywiście żartuję, ale jak można było mieć do nas pretensje? Zabierają nam trenera, kapitana statku w czasie sztormu, a my mamy oddać go za darmo? Dla mnie to są chore zasady i kompletnie tego nie rozumiem, a wymaganie od nas by zrobić to jeszcze za darmo to już całkowity żart. W tamtym momencie trener był dla mnie dużo więcej wart niż każdy zawodnik. Oczywiście było bardzo nerwowo, ale po ochłonięciu nadal utrzymujemy przyjacielskie stosunki z Maciejem. Jednak sama sytuacja podbierania trenerów w tracie sezonu, to patologia polskiej piłki.
Maciej Bartoszek, fot. 400mm.pl
***
Bardzo ważną postacią w chojnickim klubie jest Maciej Chrzanowski, którego złapać najłatwiej po treningu pierwszej drużyny. Człowiek orkiestra, zwany przez wszystkich ,,Dyro”. Przy Mickiewicza 12 pracuje od pięciu lat, a jego praca jest nieoceniona. Chrzanowski odpowiada przede wszystkim za transfery, organizację obozów przygotowawczych i wiele innych spraw związanych bezpośrednio z piłkarzami pierwszej drużyny.
– Jeśli chodzi o transfery w naszym klubie, to działamy głównie na podstawie obserwacji danych zawodników. Jednak o jakimkolwiek skautingu mówić tutaj nie można. Skauting z prawdziwego zdarzenia jest na zachodzie, na naszym podwórku Lech, czy Legia przy swoich budżetach mogą sobie pozwolić na coś bardziej profesjonalnego. Zresztą co z tego, że pojedziemy na mecz i zaobserwujemy sobie kogoś młodego, perspektywicznego, jeśli później nas na niego nie stać? Oczywiście możemy jeździć i obserwować, ale później padają kwoty i jest koniec tematu. W ostatnim czasie tylko jeden transfer był płatny, jeszcze kiedy w klubie były mocno spartańskie warunki. Chcieliśmy wykupić Kosuke Okegamiego z Gwardii Koszalin, a kosztowało to 20 tysięcy. Nie było kasy, to się wszyscy w klubie zrzuciliśmy. Tak właśnie działamy – mówi Chrzanowski.
Maciej Chrzanowski, fot. FotoPyK
„Dyro” w swoich działaniach bywa nieustępliwy i to właśnie dzięki niemu do Chojniczanki trafił Paweł Zawistowski. Sam piłkarz powiedział nam, że Chrzanowski dzwonił do niego co drugi wieczór, aż ten wreszcie się zgodził na przyjazd do małego miasteczka. Dzisiaj decyzji nie żałuje, a wręcz jest zadowolony, że dał się namówić.
– Na początku nawet nie wiedziałem, gdzie znajdują się Chojnice. Słyszałem tylko, że to przepiękne miasteczko. Oczywiście to prawda. Zadomowiłem się bardzo szybko, a drużyna przyjęła mnie od razu. Po roku stałem się kapitanem i czuję się w tym mieście naprawdę świetnie. Kupiłem już nawet mieszkanie, ponieważ rodzinie również bardzo się tutaj spodobało. W klubie panuje rodzinna atmosfera, serio! Miasto jest fantastyczne, niczego tutaj nam nie brakuje. Bardzo chciałbym zrobić awans. Dla tych ludzi, dla tego miasta. Chojnice na to zasługują, jak nikt inny.
Nim Chrzanowski trafił do klubu, w którym pracuje od pięciu lat, działał jako agent sportowy. Po pewnym czasie uznał, że nie jest to biznes dla niego. Brakowało kapitału początkowego, a pieniądze nie zawsze się zgadzały. Co prawda udało się zrobić kilka fajnych transferów takich jak Paweł Wszołek z Wisły Tczew do Gwardii Koszalin, czy Tomek Mikołajczak z Nielby Wągrowiec do Lecha Poznań, ale w pewnym momencie „Dyro” stwierdził, że nadaje się bardziej do innych rzeczy. Dzięki Bogu – powiedzieliby dzisiaj wszyscy ludzie związani z Chojniczanką.
***
Z Chojniczanką trochę jest jak z dziewczyną którą poznajemy i zauroczy nas do tego stopnia, że nie wypada powiedzieć nic innego poza… Gdzie ty się uchowałaś w tych nienormalnych czasach? Ciężko znaleźć jakikolwiek powód by im nie kibicować w drodze po awans. Sukces zbudowany na pasji i zaangażowaniu pasjonatów, którzy – jak mówi „Dyro” – zrobiliby dla tego klubu niemal wszystko. Takie historie w futbolu uwielbia przecież każdy.
BARTOSZ BURZYŃSKI
fot. główne: mkschojniczanka.pl