Długo wydawało się, że w sezonie 16/17 obejrzymy aż trzy derby Trójmiasta, bo przez pewien czas Arka i Lechia ramię w ramię zmierzały do czołowej ósemki. Niestety, dla nadmorskiej publiczności, nic takiego się nie wydarzy, Arka złapała sporą zadyszkę i dziś martwi się o utrzymanie, nie zaś o trzecią potyczkę z Lechią. Jednak derby to zawsze derby i choć zabrzmi to jak piłkarz wzięty do wywiadu z musu, zdarzyć może się wszystko. Jak według nas potoczy się kolejne starcie gdańszczan z gdynianami? Zapraszamy na redakcyjny dwugłos Janusza Banasińskiego i Pawła Paczula.
Czy nowa miotła w postaci Leszka Ojrzyńskiego będzie na tyle silna, że załatwi Arce punkty?
Janusz Banasiński: Na pewno bym tego chciał. Podstawowe pytanie brzmi jednak, ile nowy trener mógł zdziałać w tak krótkim czasie. Tym bardziej mając w perspektywie debiut przeciwko jednemu z kandydatów do mistrzostwa. Pewne wydaje się tylko jedno – gorzej niż ostatnio być już po prostu nie może. Od oglądania Arki ostatnio już nie tyle bolały mnie zęby czy nachodziły ataki wściekłości, co najzwyczajniej w świecie było mi smutno. Nie ukrywam jednak, że Ojrzyński od początku wydawał mi się dużo bardziej rozsądną opcją niż Maciej Skorża, którego również wymieniano w gronie kandydatów do objęcia żółto-niebieskich. W każdym z ostatnich miejsc pracy musiał on bowiem stawiać czoła niezbyt kolorowej rzeczywistości. Choć tak naprawdę w pełni sprawdził się jedynie w Koronie, doświadczenie z Zabrza czy Bielska-Białej paradoksalnie również w jakiś sposób mogą mu pomóc. W Arce podstawowym plusem jest to, że trafia na grupę, która obecnie znajduje się w psychicznym dołku, lecz która zarazem – podobnie jak w Kielcach – wciąż obstaje mocno za sobą. W tym początkowym etapie pracy w Gdyni według mnie poznamy nie tyle Ojrzyńskiego-trenera, co właśnie Ojrzyńskiego-psychologa. Patrząc jednak zdroworozsądkowo, remis będzie olbrzymim sukcesem. Sukcesem, na którym ewentualnie będzie można potem bazować w dalszej walce o utrzymanie.
Paweł Paczul: Nie sądzę. Ojrzyński dwukrotnie meldował się jako strażak na poziomie ekstraklasy – w Podbeskidziu i Górniku – raz zremisował 0:0, a raz wyłapał solidnie, bo 0:3. Zdrowy rozsądek podpowiada, że dzisiaj będzie bliżej tego drugiego wyniku. Jeszcze gdyby Arka podejmowała Lechię u siebie, wtedy myślałbym o punktach dla niej, ale w wypadku wyjazdu, choć o rzut beretem, optymistyczny scenariusz dla żółto-niebieskich nakreślić trudno. Gdańszczanie na własnym stadionie są silni, żeby urwać tam punkty trzeba być mocnym i mieć trochę szczęścia, natomiast dzisiejsi goście i jednego, i drugiego, mają od dawna spory niedobór.
Co w pierwszej kolejności musi poprawić trener?
Janusz Banasiński: Patrząc po ostatnich wynikach, najłatwiej byłoby powiedzieć, że wszystko. Gdybym jednak miał skupić się na jednym aspekcie, to przed szereg zdecydowanie wysuwa się gra w obronie. O ile strata czterech goli przeciwko Lechowi to jeszcze coś, co da się w logiczny sposób wytłumaczyć, o tyle cztery bramki tracone u siebie przeciwko Górnikowi Łęczna czy Wigrom – o piątce w Szczecinie już nawet nie wspominając – to po prostu straszliwy wstyd. Choć naprawdę bardzo się starałem, za nic w świecie nie potrafiłem zrozumieć niektórych posunięć Grzegorza Nicińskiego, który z meczu na mecz potrafił wymienić całą defensywę, a graczy, którzy spisywali się nieraz naprawdę nieźle – jak chociażby Przemysław Stolc – za chwilę sadzać na ławce czy nawet na trybunach. Być może podobne przetasowania miały na celu wstrząsnąć w jakiś sposób zespołem, nie wiem. Tak czy owak, z mojej perspektywy bardziej wyglądało to na zwyczajną utratę kontroli. Jasne, Arka w kadrze nie ma zbyt wielu klasowych obrońców, jednak będę się upierał, że mimo wszystko są oni w stanie sprawić, by zespół nie tracił w każdym spotkaniu czterech goli.
Paweł Paczul: Przywrócić Arce pewność siebie. Michał Nalepa powiedział mi we wczorajszym wywiadzie, a propos meczu z Wigrami: nie lekceważyliśmy przeciwnika (…), lecz na boisku wyglądało to inaczej, jakbyśmy byli przestraszani, bali się i zagraliśmy nie tak jak mieliśmy. Trudno się nie zgodzić, Arka ostatnio boi się własnego cienia i tego, że cokolwiek zrobi, zaraz może skończyć się kompromitacją. Pewnie między innymi stąd babol Steinborsa, dwa gole po wrzucie z autu od Wigier czy kolejne worki bramek przynoszone przez drużyny Pogoni, Łęcznej, Piasta, Lecha i tak dalej. Ktokolwiek się nawinął, lał Arkę bez ustanku. Bo raz, że gdynianie są pozbawieni pewności siebie, a dwa – tak jak mówisz – w obronie leżą i kwiczą. Niciński w pewnej chwili przestał zmieniać, on zaczął cudować, trudno łagodniej nazwać granie różnymi czwórkami obrońców kolejnych meczów. Wiadomo, że gdynianie to nie jest Milan za Capello, kiedy Rossoneri prawie w ogóle nie tracili goli, ale też bez przesady, da się tam ogarnąć czwórkę przyzwoitych defensorów. Tymczasem Niciński gdyby został, chyba wystawiłby na derby masażystę w roli stopera. Ojrzyński powinien komuś zaufać, inaczej żółto-niebieskiej bramki nikt nie obroni.
Gdzie Arka może poszukać słabszych punktów Lechii?
Janusz Banasiński: W gorących głowach. Lechia to ostatni zespół, w którego przypadku powiedziałbym, że potrafi ze spokojem reagować na boiskowe wydarzenia. Gdańszczanom niejednokrotnie bardzo trudno przychodziło otrząsanie się w sytuacjach, gdy coś niespodziewanie wymykało się spod kontroli. Często wyglądało to tak, jakby po prostu nie spodziewali się, że po drodze mogą napotkać ich jakiekolwiek przeszkody. I wtedy zaczyna się panika. Tak było z Lechem, tak było z Legią, tak było również w pierwszej rundzie przeciwko Niecieczy czy – wreszcie – przeciwko Arce w Gdyni.
Paweł Paczul: Przed ostatnimi derbami pisałem, że Lechia ma słaby punkt w bramce, ale teraz to nie przejdzie – Kuciak to jeden z najlepszych transferów jakie poczyniły polskie kluby zimą i Arka szukać musi gdzie indziej. Być może jest właśnie tak jak mówisz, Lechia potrafi się zagotować, a gdyby któryś z gospodarzy wyleciał z głupią kartką, Arce grałoby się dużo łatwiej.
Kto w Arce może przesądzić o dobrym wyniku?
Janusz Banasiński: Dominik Hofbauer, czyli chyba jedyny transfer Arki w tym sezonie (w ostatnich latach?), w którego przypadku jednoznacznie można stwierdzić, że okazał się trafiony. Austriak zdecydowanie wyróżnia się na tle Sambei, który jest kompletnie pod formą czy też Mateusza Szwocha, który co prawda od czasu do czasu miewa przebłyski, ale w derbach nie zagra z powodu zawieszenia za kartki. Hofbauer to jeden z nielicznych zawodników w Arce, którzy do dobrego pomysłu potrafią dorzucić odpowiednie wykonanie. W temacie Dominika wystarczy wspomnieć, że wśród wielu kibiców bardziej niż jakikolwiek zimowy transfer większą ulgę wywołało przedłużenie kontraktu przez pomocnika. Ponadto, Hofbauer udowodnił również, że jest w stanie pokazać się wtedy, gdy jest najbardziej potrzebny – to on strzelał gole na wagę awansu najpierw do ćwierćfinału, a następnie półfinału Pucharu Polski. Pewnie, derby to już oczywiście inna para kaloszy, ale nie zmienia to faktu, że jeśli na kimś można naprawdę polegać, to obecnie chyba tylko na nim. Muszę też jednak przyznać, że początkowo w tej kategorii mocno zastanawiałem się nad wyborem Dariusza Formelli – ostatnio świetnie wypadł w Turbokozaku.
Paweł Paczul: Powiedziałbym, że Rafał Siemaszko, ale do końca nie wiadomo czy zagra. Trafia regularnie, a raczej nikt się tego po nim nie spodziewał – jeśli jego bramka przyniosłaby Arce punkty i napastnik wciąż byłby odbierany z nieufnością, to chyba nawet wynalezienie szczepionki na jakąś paskudną chorobę mu nie pomoże. Więc jeśli nie Siemaszko, to może rzeczywiście Hofbauer, bardzo przyzwoity piłkarz.
Kto w Lechii może przesądzić o dobrym wyniku?
Janusz Banasiński: Milos Krasić. To tak naprawdę jedyny gość, u którego mimo gorącej atmosfery towarzyszącej derbom jestem w stanie sobie wyobrazić zachowanie pełnego spokoju. Jeśli Serb zagra na swoim normalnym poziomie, a Arka da się wciągnąć w ganianie za piłką, jego wizja gry i umiejętność regulowania tempa akcji może okazać się zabójcza.
Paweł Paczul: Zgadzam się, że Milos bardzo często zachowuje się sportowo i fair, ale nie gramy dziś konkursu dobrych manier, a jednak mecz derbowy. W takim przydadzą się ludzie w formie, niestety, Serb w takiej od jakiegoś czasu nie jest, gra niedokładnie i wolno, trochę człapie. Postawiłbym więc na Rafała Wolskiego, który zaczyna wyglądać bardzo dobrze i chyba Sławomira Peszkę, o ile nie zardzewiał na banicji. Pamiętam, że w pierwszym spotkaniu Sławek był w mega gazie, kręcił Arkowcami jak chciał i może wygłodniały piłki dziś zrobi to samo.
Czy Piotr Nowak znów zacznie grać odważnie?
Janusz Banasiński: Jeśli Lechia rzeczywiście marzy o mistrzowskim tytule – a zakładam, że tak jest – to chyba czas najwyższy. Dużo też jednak zależy od podejścia samego Nowaka do tego meczu – czy na potyczkę z Arką spojrzy on jak na derbową konfrontację, w której każdy błąd może zaważyć o ewentualnym sukcesie/niepowodzeniu czy też jak na spotkanie z pogrążonym w kryzysie zespołem dołu tabeli. Coś mi jednak podpowiada, że jego nastawiona na sukces amerykańska maniera nakaże mu ruszenie na pełnej od początku. Szkoleniowiec Lechii musi sobie doskonale zdawać sprawę z tego, że akurat w tym sezonie kunktatorstwem ligi wygrać się nie da.
Paweł Paczul: Oj, chciałbym. Trochę tęsknie za tym trenerem Nowakiem, który najchętniej wyszedłby na mecz z siedmioma napastnikami. Przypominam sobie mecz z Legią w Warszawie, kiedy gdańszczanie pokazali się w takim zestawieniu:
Cudownie to wyglądało, ofensywa od początku do końca, bo na zmiany wtedy weszli Haraslin z Kobylańskim. Teraz takiej odwagi mi nieco brakuje, jakby szkoleniowiec aż za rozważnie podchodził do stawki, o którą toczy się gra. Może jest w tym jakaś mądrość i ja jestem za głupi, żeby ją pojąć, ale faktem jest, że w Gliwicach, gdzie remis 1:1 to wynik dość średni, trener pierwszego ofensywnego zawodnika – Kuświka – wpuścił w 81. minucie. Skończyło się więc na podziale punktów, a dwóch z trzech rywali wówczas uciekło, bo na przykład Jagiellonia grała o wszystko do końca i wyszarpała 4:3 na Zagłębiu, a Legia wydarła Lechowi 2:1.
Dlaczego wygra Lechia?
Janusz Banasiński: W odpowiedzi na to pytanie nie ma co szukać kwadratowych jaj i silić się na oryginalność. Lechia ma najzwyczajniej w świecie mocniejszy skład, piłkarsko jest lepsza praktycznie na każdej pozycji. W dodatku gra też u siebie, a wszyscy przecież wiemy, że biało-zieloni są tam zupełnie innym zespołem niż na wyjazdach.
Paweł Paczul: Bo jeśli straci punkty, to według mnie pożegna się z marzeniami o mistrzostwie. No, a poza tym to, co napisałeś – jest drużyną lepszą.
Dlaczego wygra Arka?
Janusz Banasiński: Bo Lechia ją zlekceważy. Często odnoszę wrażenie, że gdańszczanie głupio tracą punkty przede wszystkim z przekonania, iż łatwo przejadą się po rywalu. Że wymienią milion podań, a koniec końców wynik zrobi się sam. Biało-zieloni moim zdaniem mają w kadrze co najmniej kilku zawodników, którzy choć potrafią grać w piłkę, to jednak uważają się za zdecydowanie lepszych niż są w rzeczywistości. Nawet jeśli gra Lechii długimi momentami potrafiła wyglądać fajnie, niektórzy wciąż mają problem ze zrozumieniem, że do Barcelony troszkę im jeszcze brakuje. Poza tym, warto zaznaczyć, że w Arce jest znacznie większa liczba piłkarzy, dla których te derby to więcej niż mecz.
Paweł Paczul: Ponieważ gramy spotkanie w ramach ekstraklasy, która z logiką raczej się nie przyjaźni i nie wysyła kartek na urodziny. Innego powodu nie jestem w stanie wymyślić, poza klasycznym – „derby rządzą się swoimi prawami, to jest futbol, to jest sport”.
Jakiego meczu się spodziewasz?
Janusz Banasiński: Spodziewam się odważnej Lechii i jeżdżącej na dupie Arki, która jednak będzie w stanie od czasu do czasu pokazać jakiś błysk. Podskórnie wyczuwam też jakąś czerwoną kartkę, tylko nie mam zielonego pojęcia, po której ze stron.
Paweł Paczul: Myślę, że Lechia rzuci się na Arkę od początku, tak jak zrobiła to z Zagłębiem Lubin. Jeśli wpadnie im na początku, potem pójdzie z górki, jeśli zaś Arka przetrwa pierwszą i drugą falę, gdańszczanie zaczną mieć kłopoty.
Jaki padnie wynik?
Janusz Banasiński: Rozum podpowiada, że Lechia nie powinna mieć większych problemów, serce z kolei chciałoby, by Arka – szczególnie w tak trudnym dla siebie momencie – odniosła swoje pierwsze zwycięstwo w ekstraklasowych derbach. Pójdźmy więc na kompromis – 1:1, jak jesienią. Dla Arki Formella, dla Lechii ktokolwiek, byle nie któryś z braci.
Paweł Paczul: 2:0 dla Lechii.
W czym te derby będą podobne do poprzednich?
Paweł Paczul: Bracia Paixao będą mieli o coś pretensje.
Janusz Banasiński: A Krzysztof Sobieraj znowu nazwie ich siostrami.
Fot.400mm.pl