Wielki polski klub zatrudnił hiszpańskiego trenera znikąd. Swoisty eksperyment trwa i wszystko wskazuje na to, że nie skończy się zbyt szybko, bo po zwycięstwie z Bruk-Betem gra Wisły w grupie mistrzowskiej jest już bardzo blisko. Minęło jednak tyle czasu, że chyba powinniśmy pokusić się o krótkie podsumowanie dotychczasowej przygody Kiko Ramireza z Ekstraklasą.
Wyszło nam, że trzeba chwalić. Za co? Głównie za to…
1. Wyniki
Oczywista sprawa. Tak jak przy ocenie piłkarza w pierwszej kolejności patrzymy na to, jak wchodzi po schodach analizujemy statystyki, tak w przypadku trenera zerkamy na wyniki. Wisła na wiosnę to trzecia siła Ekstraklasy. Trzy punkty mniej niż Legia, jeden mniej niż Lech i tyle samo co Jagiellonia, ale pamiętamy przecież, że w bezpośrednim spotkaniu to krakowski zespół był znacznie lepszy. Gdy patrzymy na pogubione punkty, to:
– porażkę z Legią na wyjeździe jednak trzeba było kalkulować,
– bezbramkowy remis z Lechem u siebie trzeba szanować,
– tylko ta przegrana ze Śląskiem nieco psuje obraz.
Ale na razie to jedynie wypadek przy pracy. Niepodważalne fakty są takie: było 10. miejsce i średnia 1,25 punktu na spotkanie, a jest 5. lokata i średnia 2,0. I jeśli po podziale ktoś ma włożyć kij w szprychy wielkiej czwórce, to na dziś najpoważniejszym kandydatem jest właśnie Wisła.
2. Porządni Hiszpanie
W składzie jest dwóch. Ivan Gonzalez opuścił boisko tylko na chwilę, gdy w meczu z Jagiellonią dostał czerwoną kartkę w doliczonym czasie gry, Pol Llonch również z miejsca wskoczył do składu (8 występów, 558 minut). O ile w przypadku tego pierwszego niewykluczone było, że trafiłby do Krakowa nawet gdyby Ramirez pozostał na hiszpańskiej prowincji, o tyle drugi to już autorski pomysł nowego trenera, który postanowiły zrealizować władze. Panowie spotkali się w CE L’Hospitalet w sezonie 2013/14. Llonch grał we wszystkich meczach, po sezonie przeniósł się do Espanyolu, gdzie występował w drużynie B.
Gonzalez co prawda ma coś takiego w sobie, że wydaje nam się, że lada moment może spektakularnie zawalić, ale trzeba przyznać, że tu nie ma ciągnięcia nikogo za uszy. Obaj dali jakość. W przypadku Lloncha czekamy jeszcze na pokaz uniwersalności, bo mocno reklamowany był jako gość, który może zagrać na kilku pozycjach. Choć oczywiście jeśli przez całą rundę utrzyma taki poziom w środku pola, to też nie będziemy zawiedzeni.
3. Gra do końca i wyczucie
Gdybyście spytali nas wprost, czy Wisła gra fajną piłkę, to chyba nie powiedzielibyśmy, że tak, oczywiście. Fajną piłkę Wisła grała za wczesnego Wdowczyka, gdy reżyserował Wolski, główna rola przypadała zazwyczaj Małeckiemu a aktorzy drugoplanowi też bywali efektowni. Teraz jeśli chodzi o styl, jest po prostu nieźle, ale z widokami na to, że im dalej w las, tym będzie lepiej (bo jednak sporo tych zmian zimą).
Przy czym Wiśle na pewno nie można odmówić zawziętości i tego, że potrafi grać do końca. Piast Gliwice, Wisła Płock i Bruk-Bet Termalica – to trzy dobitne dowody. Oczywiście to nie bierze się z sufitu, tylko wiele wskazuje na to, że piłkarze Białej Gwiazdy po prostu mają siły, by w ostatniej fazie meczu jeszcze docisnąć pedał gazu.
Poza tym, często jak tak, że jakość na murawę w drugiej połowie wnoszą rezerwowi. To zaczyna być bardzo mocną stroną Wisły. Konkrety? Mecz z Koroną zamknął wchodzący z ławki Brożek. W Gliwicach role się odwróciły i pierwszego gola strzelił Ondrasek, który zastąpił Brożka, a bramka na wagę trzech punktów padła po asyście Hugo Videmonta. Błyskawiczną remontadę z Wisłą Płock też zapewnili rezerwowi – Stilić wyrównał, na 3-2 strzelił Bartosz po podaniu Zachary. Mało? Ostatni z wymienionych wykorzystał piłkę meczową z Bruk-Betem.
Trener bez dwóch zdań pomaga drużynie swoimi decyzjami.
4. Petar Brlek w gazie
Przychodził do Wisły za bardzo duże jak na możliwości klubu pieniądze. Trzeba było zapukać w kilka drzwi i przekonać parę osób, by w ogóle stało się to możliwe. Przy czym plan był prosty – dziś wykładamy kilkaset tysięcy, w przyszłości wyciągamy kwotę idącą już w miliony.
O pierwszej rundzie w wykonaniu Brleka w zasadzie trzeba zapomnieć. Same problemy – na jakiej pozycji go w zasadzie wystawiać, jak ma grać, skoro w wyższej formie są inni, na domiar złego przyplątała się kontuzja. 7 spotkań w poprzednim sezonie – 0 wartych uwagi.
Przebudzenie nie nastąpiło dopiero za kadencji Ramireza. Zwyżkę formy Chorwata widzieliśmy już późną jesienią, w ostatnich meczach za Wdowczyka i później, gdy Wisłę prowadzili Sobolewski i Kmiecik. Ale u Kiko Ramireza Brlek stał się jedną z najważniejszych postaci drużyny. To, że Stilić jest wprowadzany tak nieśpiesznie to chyba również zasługa formy 23-latka, który dziś ma znacznie więcej zadań ofensywnych niż na początku przygody z Białą Gwiazdą. Nie powinien stracić miejsca w składzie, nawet przy będącym w formie Bośniaku (ostatnio grali obaj, raz kosztem Lloncha, raz Boguskiego). Hiszpanowi odpłaca się za zaufanie ważnymi golami: z Piastem, Wisłą Płock i ostatnio Bruk-Betem.
5. Tomasz Cywka na prawej obronie
Zapchajdziura w końcu ma swoje miejsce na boisku. O ile Wisła szybko załatała wyrwę po Guzmicsu, kontraktując Gonzaleza, a o tyle wybór zastępcy Jovicia tak oczywisty nie był. Naturalnym kandydatem był Jakub Bartosz. Do rywalizacji sprowadzony został Jakub Bartkowski z Wigier, który grać może po obu stronach obrony. Ramirez zdecydował się jednak na opcję numer trzy i nie ma prawa żałować. Ta strona jest zabezpieczona, Cywka jeszcze nie zaliczył żadnego słabszego spotkania. Ostatnio po jego akcji i strzale padła bramka samobójcza Putiwcewa. Wspominamy, bo w grze do przodu było ciągle widać rezerwy, ale wygląda na to, że liczby też przyjdą. Nie było piłkarza, jest piłkarz.
***
Naprawdę nieźle jak na kilka kolejek. Napisalibyśmy “tak trzymać”, ale w Krakowie dostrzegamy bardzo mocno rozbudzone apetyty, więc napiszemy: czekamy na więcej.
Fot. FotoPyK/400mm.pl