Reklama

Sosnowiec – tego nie zrozumiesz. „Jesteśmy poza ramami standardu”

redakcja

Autor:redakcja

11 kwietnia 2017, 19:06 • 5 min czytania 7 komentarzy

Od początku sezonu pięciu różnych trenerów, w tym jeden skonfliktowany z szatnią i publicznie krytykowany przez podopiecznego piłkarza (trenera?) Dudka. W końcu Dudek zostaje wyrzucony, wraz z innym najbardziej doświadczonym piłkarzem Markowskim i trenerem przygotowania fizycznego Grzelakiem. Tuż po domowej porażce 0:3 z przedostatnim zespołem w tabeli. Odstrzeleni odbierają jeszcze dedykację od nowego kapitana zespołu… Tyle o Zagłębiu Sosnowiec, czwartym zespole zaplecza Ekstraklasy, który może zrównać się punktami z wiceliderem. O co w tym wszystkim chodzi? Próbuje wyjaśnić Marcin Jaroszewski, prezes klubu.

Sosnowiec – tego nie zrozumiesz. „Jesteśmy poza ramami standardu”

Ktoś ostatnio napisał na Twitterze: „Zagłębie Shore”. Podoba się panu?
Coś w tym chyba jest. Już wcześniej Andrzej Iwan nazwał nas „Hollywood”.

Imprezowo, bez hamulców, w nieporządku. Oto Zagłębie.
To, co dzieje się u nas w ostatnich miesiącach, nie mieści się w ramach żadnego standardu i jakiejkolwiek definicji zarządzania. Tak nie powinno być. Ale nie chcę wracać do początków historii, co było początkiem i jaka była reakcja łańcuchowa. Przeszłości już nie zmienimy. Najważniejsze, byśmy potrafili zapanować nad dotykającym nas czasami kryzysem i by wszyscy zaczęli pracować. Tego potrzebujemy.

To proszę nie mówić o początku, ale o końcu. Po ostatnich zmianach personalnych już jest porządek?
Tego pewni nigdy być nie możemy. Zależy, jak głęboko sięga kryzys, czy po tym zabiegu organizm lepiej zafunkcjonuje, czy tylko poprawi kosmetykę. Mam jednak nadzieję, że wszystko, co złe i niespodziewane, jest już za nami.

Michał Fidziukiewicz, nowy kapitan Zagłębia, dedykuje gola Sebastianowi Dudkowi i Krzysztofowi Markowskiemu. Prezes, słysząc te słowa, się kwasi?
Absolutnie nie, bo patrzeć można dwojako. Od strony ludzkiej, podziękowanie tym chłopakom – pamiętając, że wywalczyli awans, zagrali w półfinale Pucharu Polski i w zeszłym sezonie zajęli trzecie miejsce – jest świństwem. Jednocześnie brak naszej jakiejkolwiek reakcji sprawiał, że zawodnicy pozyskani latem czy powracający do gry uważali, że rada drużyny w osobie Sebastiana i Krzyśka ustawi szatnię i drużynę. W ten sposób reszta nie kwapiła się, by wziąć też na siebie odpowiedzialność, tylko stała z boku i patrzyła. Na takie zjawisko zareagowaliśmy i uznaliśmy, że czas zrzucić ten ciężar na innych, nowych piłkarzy.

Reklama

I to była decyzja władz klubu czy trenera?
Decyzja kolegialna. Nikt nie podjął tej decyzji w pojedynkę czy według własnego widzimisię. Uznaliśmy, że potrzebujemy poważniejszego ruchu, obarczonego pewnym ryzykiem… Pamiętajmy, że to jest bardzo obiecująca, zgrana, z dużymi umiejętnościami grupa, ale jednocześnie dla trenera bardzo trudna. Jednocześnie trudniej jest ją poznać i przebudować.

Mówi pan o trudnej grupie ludzi…
Ale nie w tym znaczeniu, że trudnej dla siebie, bo oni znają się dobrze i razem mocno się trzymają. Mają swój charakter. I charakterek.

Trudny do okiełznania?
Hm… W niektórych obszarach pewnie tak. Dlatego trener potrzebuje wsparcia i dyrektora sportowego, i prezesa, i klubu. I je od nas otrzymał. Jeżeli ma się tutaj zadziać coś normalnego, to trener to poparcie ma.

To drobna manipulacja, ale od czerwca do stycznia Zagłębie miało pięciu trenerów.
Magiera, Mandrysz, Banasik… Pozostali dwaj trenerzy (Jarosław Araszkiewicz, Michal Farkas – przyp. PT) byli próbą ugaszenia pożaru. Gdyby Tomek Łuczywek miał licencję UEFA PRO, to być może prowadziłby zespół do dziś. Gdyby trójka Stanek-Łuczywek-Derbin nie miała tak różnych poglądów na wiele spraw, być może też by wciąż pracowała.

Padło nazwisko Mandrysza, a to on chciał robić w szatni porządki. Zrobiliście je dopiero wy, ale już bez niego… To znaczy z nim, ale tylko na liście płac.
Tak, z trenerem Mandryszem na liście płac… Wracając do meczu z Siedlcami, chcieliśmy przespać zimę na wysokim miejscu, stosując zakulisowy manewr, który – wobec legendarnej wypowiedzi Dudka – wymknął nam się spod kontroli. Gdyby nie tamte słowa, niczego bym nie zmienił… Obaj zawodnicy bardzo się dla nas zasłużyli, należały im się podziękowania, nawet pamiętam jak Dudek szybko wracał po kontuzji i zostawiał serce na boisku. Dlatego wspomniałem, że można ten ruch nazwać świńskim. Będąc jednak do końca fair: też nie robił tego za darmo.

To prawda, że rozważaliście przed meczem z Kluczborkiem powrót trenera Mandrysza?
Czytałem, ale nieprawda. Dziennikarz, który ma duże parcie na newsa, widocznie wykreował własną rzeczywistość.

Reklama

Niejeden by stwierdził, że ma to sens, bo po 0:3 wstawiacie do zespołu szóstego w sezonie trenera.
Znając mnie, można by się tego spodziewać. Na drugie imię z pewnością nie mam „Cierpliwy”!

Dość negatywny przekaz płynie z tej rozmowy, a mówimy przecież o czwartym zespole w pierwszej lidze. Niby to tylko wyścig żółwi, ale wy bierzecie w nim udział.
Jutro mamy mecz z Górnikiem Zabrze, którym odrabiamy zaległości. Jeśli wygramy – wtedy będziemy mieli tyle spotkań, co reszta – wskoczymy na drugą pozycję. Z handicapem, bo z Chojniczanką i GKS-em bezpośrednie wyniki mamy lepsze, a z Wigrami, które dziś są przed nami, już raz wygraliśmy. Dlatego krzyżyka bym na nas nie stawiał. Zachwycamy się wszyscy Mielcem czy Grudziądzem, ale oni są za nami, nie zakładali awansu i po osiągnięciu swoich celów łatwiej im się gra. My wciąż jesteśmy jednak postrzegani jako ten, któremu się nie udaje i który kuleje, a przecież za moment możemy być wiceliderem.

Bo Zagłębie kuleje i sobie nie radzi, ale bardziej za kulisami.
Te wszystkie sprawy zapewne miały jakiś wpływ na wynik, ale nie mamy gwarancji, że gdyby było spokojnie to byłoby lepiej. Obserwuję z boku GKS Katowice i uważam, że tam pracują wzorcowo: organizacja, dobra gra, budowa składu, a w ataku Goncerz i Lebedyński, do tego Prokić. Robią wszystko, co potrzeba do awansu, a i tak… są w naszym zasięgu i za moment mogą być za nami. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie wykorzystaliśmy potencjału, jaki mieliśmy na starcie rozgrywek. Doszła kontuzja Sanogo, który miał być do nas wypożyczony, doszły problemy Makengo i zostaliśmy z jednym napastnikiem. Niektórych rzeczy nie przewidzimy.

Pan zawsze może jeszcze powiedzieć, że ten brak spokoju był celowy, że to były kontrolowane bodźce dla szatni.
Nie no, tak nie było. Co się działo – biorę na siebie. Od początku października jest to jednak ciągłe zarządzanie mniejszym bądź większym kryzysem. Długofalowe plany nam się nie sprawdzały, lepiej wychodziły działania doraźne. Może z niektórymi decyzjami się spóźniliśmy, nie wiem, byle by wyszły nam na dobre!

Rozmawiał PT

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...