Egipcjanin sprzedający na co dzień rzemyki na lotnisku w Kairze. Eskimos planujący podbicie Europy eksportem najczystszego śniegu prosto z Grenlandii. Inwestor z Plutona chcący osiedlić się na stałe na Ziemi i mający w planach wybudowanie filii międzygalaktycznego przewoźnika u podnóża Gór Świętokrzyskich. Oni wszyscy byli przewidziani na 12. 15. i 23. odcinek serialu o sprzedaży Korony Kielce. Serialu, który bawił i dostarczał tylu absurdów, że nawet teraz musimy się jeszcze szczypać, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę. Serialu, który jest świetnym przykładem niezaradności polskiego futbolu. Serialu, który wydawał się trwać nieskończoność.
Serialu, który nie będzie już emitowany.
Rozglądamy się co prawda na boki w poszukiwaniu ukrytej kamery podając tę informację, ale… trzeba to napisać: Korona Kielce ZOSTAŁA SPRZEDANA. Wprawdzie historia uczy nas, że nawet parafka pod umową w przypadku kieleckiego klubu jeszcze nic nie znaczy i nie zdziwimy się, jeśli jeszcze wszystko spektakularnie się rozkraczy przez ten czy inny powód, ale sytuacja tak daleko posunięta jeszcze nie była. Dziś Dieter Burdenski został zaprezentowany jako nowy właściciel Korony. Nie przyszły, nie ewentualny. Obecny. Ten, który ma w swoich rękach papiery właścicielskie.
Ech, aż łezka się w oku kręci. Powspominajmy zatem. Oto dziesięć najlepszych momentów dziesięciu sezonów serialu „sprzedaż Korony Kielce”.
Najpierw jednak okolicznościowy plakat:
10. ANDRZEJ GRAJEWSKI REZYGNUJĄCY PRZEZ KLIMAT
Andrzej Grajewski był bardzo poważnie zainteresowany przejęciem Korony Kielce. Audyt przeprowadzony pomyślnie, warunki przejęcia klubu dogadane, kasa przyszykowana, umowa gotowa, ustalony termin na złożenie parafek i…
I jak zwykle. Dupa blada.
Andrzej Grajewski był już praktycznie o krok przejęcia Korony, ale zrezygnował na ostatniej prostej. Powód? Zły klimat wokół jego osoby. Jak sam mówił – nie chciał przeprowadzać się do Kielc i zastanawiać się, czy może w ogóle wyjść na ulicę. Wszystko przez to, że:
a) zaciekle protestowali niektórzy radni, którzy sami chcieli zebrać lokalnych biznesmenów i wspólnymi siłami złożyć ofertę (ale jakoś tak sobie o tym później zapomnieli),
b) w otwartym piśmie protestowali kibice (czekając na Szejka, który zrobi z Korony drugie PSG).
Grajewski pojawił się znienacka po siedmiu latach nieudolnych poszukiwań inwestora, był wypłacalny, lecz środowisko wolało czekać na kogoś z pierwszej trzydziestki listy Forbesa. Kontroferta lokalnego biznesu nigdy nie powstała, a Szejkom jakoś tak nie było do Kielc po drodze.
9. NIEMCY REZYGNUJĄCY PRZEZ NIEPRAWIDŁOWE KONTRAKTY, KTÓRE OKAZAŁY SIĘ PRAWIDŁOWE
Korona rozpoczęła parę lat temu współpracę z Hanseatisches Fußball Kontor GmbH, czyli niemiecką firmą, która zajmowała się „produkowaniem” młodych talentów. Firma kupowała karty zawodnicze obiecujących piłkarzy, lokowała ich w różnych klubach na wypożyczenie, stwarzała im warunki do ogrania się i pokazania, a później sprzedawała z należytym zyskiem. Na takich warunkach do Kielc trafili choćby Sergiej Chiżniczenko i Kyryło Petrow. Założenie było takie, że jeśli współpraca będzie się dobrze układać, Niemcy przejmą w końcu klub na własność i urządzą sobie z niego okno wystawowe dla swoich piłkarzy.
I wszystko szło podobno w dobrym kierunku, aż Niemcom nie spodobały się dym, jaki zrobił się po podpisaniu rzekomo nieprawidłowych kontraktów z Pawłem Sobolewskim i Zbigniewem Małkowskim (a przynajmniej tak przedstawiał to prezydent Kielc, Wojciech Lubawski). W klubie zrobiło się gorąco, funkcję prezesa przestał pełnić Tomasz Chonjowski, sprawie zaczęła przyglądać się prokuratura i PZPN. Niemcy spłoszyli się i zawinęli manatki.
Problem polega na tym, że… z umowami było wszystko w porządku. Prokuratura i odpowiednie organy PZPN nie dopatrzyły się w nich niczego zdrożnego. Co miało być tą szalenie poważną nieprawidłowością? Prezydent Kielc sugerował w mediach, że te kontrakty to rażąca niegospodarność, gdyż piłkarzom pokroju Małkowskiego tak długich umów już się nie proponuje, bo ci w tym wieku już nie grają w piłkę.
Chodzi o umowę sprzed trzech lat.
Małkowski dwa miesiące temu podpisał kontrakt z czołowym polskim klubem.
8. WOJNY O KASĘ NA RADACH MIASTA
Zanim został wprowadzony sensowny plan naprawczy (czyli w czasach, gdy klub żył ponad stan), funkcjonowanie klubu przebiegało od kroplówki od miasta do kroplówki. Dochodziło do absurdów, w których po zakończeniu sezonu klub nie podejmował rozmów kontraktowych z połową graczy pierwszego składu, bo nie wiedział, czy może sobie na to pozwolić. Jednym piłkarzom się chciało czekać, aż ktoś łaskawie podejmie temat, inni czekać nie zamierzali i pryskali za bezcen (jak przeżywający drugą młodość Golański).
Sesje zawsze obierały podobny przebieg. Najpierw obóz prezydenta i klubu straszył, że jeśli klub nie dostanie tych dwóch czy trzech milionów, ogłosi upadłość i znajdzie się w czwartej lidze. Radni zawsze podejmowali te same argumenty – są inne wydatki w mieście, klub nie jest transparentny, nie wiemy, na co wydajemy, a w ogóle gdzie są wychowankowie Korony? Radni stawiali opór na pierwszej sesji Rady Miasta, radni stawiali opór na drugiej sesji Rady Miasta, radni nie ustępowali także na nadzwyczajnej sesji Rady Miasta.
A gdy przychodziło do głosowania cudownie miękli. Oczywiście za każdym razem prezydent zarzekał się, że TO JUŻ NAPRAWDĘ OSTATNI RAZ. Co miał wówczas na myśli, wyjaśnił w wywiadzie z Weszło.
– Potrafi pan zliczyć, ile razy pan powiedział podczas sesji Rady Miasta, że to już ostatni raz prosi pan o pieniądze na Koronę?
– Nigdy tak nie mówiłem. Mówiłem tylko, że to ostatni raz w tym roku.
– Wie pan, budżet zwykle uchwala się w grudniu…
– Parę miesięcy temu też powiedziałem, że już więcej w tym roku nie będę oczekiwał pieniędzy. Załatwianie pieniędzy z radnymi kosztuje trochę mojego zdrowia i wysiłku, ale w końcu te pieniądze są, klub nie przestaje istnieć.
Do końca życia z tymi zapewnieniami Lubawskiego kojarzyć nam się będzie ta scenka:
7. MAIL Z AS ROMY PIĘĆ MINUT PRZED GŁOSOWANIEM
No dobra, wchodzimy już w stadium prawdziwego hardkoru. Zastanawialiście się, jakim cudem radni miękli, gdy trzeba było wcisnąć guzik? Ha, właśnie przez takie akcje jak z mailem od AS Romy.
Tej AS Romy, która była tak śmiertelnie zainteresowana kupnem Korony Kielce, że aż poza wysłaniem maila nie zrobiła zupełnie nic.
Jedna z bardziej burzliwych sesji Rady Miasta, na której ważyły się losy Korony. Radni pozostawali nieugięci: nie, koniec, za dużo razy dawaliśmy się zrobić w bambuko, nie dajemy już ani złotówki. Ma już dojść do głosowania, przyszłość Korony wisi na włosku, wiceprezydent Kielc Andrzej Sygut wyciąga zza pazuchy pismo i mówi coś w stylu:
– O, patrzcie. A tak w ogóle to chce nas kupić AS Roma!
Włoscy przedstawiciele postanowili zainteresować się klubem – no niesamowity zbieg okoliczności – akurat w nocy tuż przed kluczowym głosowaniem. Na piśmie było typowe bla-bla – włoski klub miał zadeklarować, że chce z Koroną współpracować i liczy na owocną współpracę. Radni tak zauroczyli się herbem AS Romy na przedstawionym papierku, że podczas głosowania przeciw dotacji były tylko dwa głosy (a wcześniej sceptycy stanowili mocną opozycję).
Nigdy później Roma zainteresowania Koroną już nie wyrażała.
6. PREZYDENT, KTÓRY NIE MOŻE SIĘ SPOTKAĆ
A szumnymi negocjacjami i wielkim zainteresowaniem ze strony włoskiego klubu w Kielcach chwalili się nie raz, nie dwa. AS Roma była jednak tak bardzo zdeterminowana, że aż przez pięć miesięcy nie potrafiła się z przedstawicielami Korony spotkać. Kulisy tych burzliwych rozmów opisywaliśmy swego czasu na naszych łamach. Po prostu przekleimy fragment – opowiadający banialuki prezydent Kielc został pięknie rozjechany, nic lepszego nie wymyślimy.
No i tenże Lubawski o negocjacjach z AS Romą wypowiedział się tak (za portalem cksport.pl): – Trzeba coś podpisać. Miałem kupione bilety do Włoch razem z tłumaczem na chyba 1 sierpnia. Potem jednak podróż nie doszła do skutku. Ale podobno z Włochami tak się robi interesy. Wierzymy, że to się może pomyślnie zakończyć. I dodaje: – Oni od początku mówią to samo, tylko nie mogę się z nimi spotkać.
Rozumiecie? Z Włochami tak się właśnie robi interesy! Taki to już parszywy naród, ci Włosi. Tacy to biznesmeni, że od czerwca – wtedy oficjalnie podano informację ich zainteresowaniu – nie dali rady się spotkać! I nie mówimy o piątkowej kawce połączonej z ploteczkami, ale o spotkaniu w sprawie tak strategicznej jak kupno klubu, na którą wybulić trzeba parę ładnych milionów. Czerwiec, lipiec, sierpień, wrzesień, październik. I nic, cisza! Ani oni do nas nie mogą przyjechać, ani my do nich! Tacy opieszali ci Włosi!
Wprost nie dowierzamy: jak to możliwe, że ci sami Włosi dali radę zbudować czwartą co do siły ligę w Europie?! Jak to jest, że jakoś tak udaje im się kupować piłkarzy do swoich klubów, że wyrabiają się z tym w okienku transferowym? Że są w stanie przylecieć o czasie na mecz, że nie oddają walkowerów? I że nawet kiedyś okazało się, że te niezorganizowane lebiegi są najlepszą drużyną na całym świecie? Niesłychane.
Powiemy wam jedno: uważajcie na tych Włochów. Kiedy będziecie mieli z nimi do czynienia, zapamiętajcie, że…
– jeśli będziecie kupować od nich auto, zanim je odbierzecie, zapewne zdąży już pordzewieć.
– jeśli będziecie kupować od nich zwierzęta, kiedy dostaniecie je do rąk, prawdopodobnie będą już nieżywe.
– jeśli będziecie oświadczali się jakiejś Włoszce, kiedy doprowadzicie ją do ołtarza, będzie już najpewniej kulawa i bez zębów.
– jeśli będziecie kupować od nich komputer, bardzo możliwe, że jednak nie zadziała na nim Windows 18.
– jeśli będziecie kupowali od nich wino… A, nie. Wino w sumie możecie.
Weź się, chłopie, przestań kompromitować. Sprzedajesz ten klub już parę ładnych lat i dalej sprzedać nie możesz. Prawda jest taka, że nie dałbyś rady sprzedać nawet flaszki wódki na odwyku alkoholowym, a co dopiero profesjonalny klub sportowy. Bądźmy poważni.
5. DŻINSOWA KURTKA
To chyba najbardziej absurdalna konferencja prasowa w historii polskiej piłki. W pełnym skrócie wyglądała ona tak: siemanko, nie powiemy, jak nazywa się gość w dżinsowej kurtce i nie powiemy, kogo reprezentuje. Wierzcie na słowo, że to super-hiper ważna osobistość. Na tyle ważna, że za chwilę – mocą swojego lśniącego dżinsu – dogada się z pewnym inwestorem. Jakim? Ha, już chcielibyście wiedzieć! Spoko loko, trochę wiary w przemysł tekstylny, wszystko będzie git. Sprawdzajcie, po ile stoi arabska waluta. To cześć!
Reasumując – Korona zwołała konferencję z nie wiadomo kim, nie wiadomo po co i nie powiedziała na niej zupełnie nic konkretnego. Oprócz tego, że gość, którego przyprowadziła na salę, za chwilę ściągnie tu tuzy światowego biznesu.
Gość w dżinsiku był takim anonimem, że odszukanie go zajęło internetom dobrych kilka tygodni. W końcu wyszło, że to prosty lokalny przedsiębiorca z Kielc należący do kościoła mormonów, który – jak później spekulowała prasa – miał prowadzić rozmowy z przedstawicielami holendersko-arabskiego kapitału. Oczywiście zupełnie przypadkowo w niedalekiej przyszłości miała się rozstrzygać na sesji Rada Miasta przyszłość Korony. A że było to w czasach, gdy o kolejnych inwestorach nie było jeszcze w Kielcach głośno – radni spokojnie to łyknęli.
Przecież dżinsowy jegomość nie będzie sprzedawał czwartoligowego klubu, tak?!
4. NOGI NA STOLE
To już historia najnowsza – Korona Kielce uchroniła się przed Jakubem Meresińskim w dużej mierze dlatego, że brakowało mu nie tylko wykształcenia i czystej kartoteki (o czym podpisując z nim umowę nie miała pojęcia), lecz także elementarnych zasad kultury. Mereś parafował już z prezydentem Lubawskim wstępne porozumienie sprzedaży Korony, do finalizacji pozostało tylko klepnięcie Rady Miasta. Ta jednak nie zamierzała tego robić, gdyż lokalne media zaczęły obiegać szalenie poważne zarzuty wobec nowego inwestora:
a) piłkarze anonimowo poinformowali prasę, że inwestor rozmawiając z nimi trzymał nogi na stole,
b) piłkarze anonimowo powiedzieli też, że inwestor chce rozwiązywać kontrakty z połową składu,
c) nowy inwestor chwalił się na dyskotece wszystkim dookoła tym, że kupił Koronę, o czym też poinformowały lokalne media.
Radni w świetle tych śmiertelnie poważnych zarzutów pozostali nieugięci – nawet nie chcieli się spotkać z nowym inwestorem, od razu solidarnie zagłosowali „na nie”. W ten dość niespodziewany sposób Korona uciekła spod topora.
3. 15 MILIONÓW KIBICÓW Z SENEGALU
Wojciech Lubawski na portalu cksport.pl: – Byłem świadkiem tego, jak w Senegalu padła inicjatywa, aby wszystkie mecze Korony puszczane były w senegalskiej telewizji. Canal+ jest francuski więc oni znajdą wspólny język. Można dać się ponieść wyobraźni i przypuszczać, że przybędzie nam 15 milionów widzów, bo dla nich futbol to religia.
Senegal ma 13,5 miliona mieszkańców. Da bum tss.
Skoro Wojciech Lubawski był w stanie wyobrazić sobie, że w 13,5 milionowym kraju znajdzie się 15 milionów ludzi chcących zasiąść przed telewizorami w sobotę o 15:30 i oglądać Koronę Kielce, jest tak naprawdę w stanie wyobrazić sobie wszystko. Latający spodek? Smok wychodzący z kanalizacji? Korzym w Barcelonie? Pff, zaskakujące to tak jak to, że po wtorku jest środa. Dla prezydenta było oczywiste, że gdy tylko senegalski inwestor przejmie Koronę, cały naród z automatu oglądałby jej mecze. To zupełnie tak jak z prowadzonym przez polskiego biznesmena Nantes, na które mecze w Ligue 1 zbiera się więcej ludzi niż na mecze reprezentacji Polski. W końcu w kraju, który na mundialu był tylko raz, „futbol to religia”. Podczas meczów Korony pustoszałyby ulice, zamykano by urzędy, kobiety odrywałyby się od zajęć, dzieci miałyby przerwę od nauki pszyry, a do brakujące 1,5 miliona zjeżdżałoby się z Gambii czy Sierra Leone.
15 milionów widzów. Tyle przegrać.
Przypominamy jak wyglądałaby losowa ulica Dakaru w porze meczu Korony.
2. PRZELEW IDĄCY Z SENEGALU
Inwestorzy z Senegalu byli przedstawiani przez kielecki klub jako drudzy najważniejsi ludzie w państwie tuż po prezydencie (to nie szydera). Na oficjalnej konferencji prasowej mamili dziennikarzy wizjami europejskich pucharów w Kielcach (to też nie szydera). Władze miasta zaryzykowały i zgodziły się na dość egzotyczną ofertę, obie strony dogadały się co do warunków. Wystarczyło tylko przelać pieniądze – śmieszny milion złotych na konto kieleckiego ratusza.
Miasto dało Senegalczykom dość luźny termin – na przelanie kasy mieli miesiąc. Okazało się, że to za mało…
Miasto przedłużyło więc termin o kolejny miesiąc. Ledwie 30 dni też nie wystarczyło na wykonanie przelewu…
Miasto straciło w końcu cierpliwość i zerwało rozmowy. Senegalczycy utrzymywali, że rozbiło się o „procedury” (bo przecież nie o brak kasy?!). Jesteśmy śmiertelnie ciekawi, o jakie procedury mogło chodzić. Komisyjne odnajdywanie klawisza „enter” na klawiaturze? Szalenie skomplikowana autoryzacja przelewów SMS-em? Czy może bernardyn, który niósł ze sobą potrzebne pieniądze, nie dał rady dotrzeć do Europy i poległ po drodze?
1. CALVIN KLEIN
Perełka. Hicior. Esencja i creme de la creme. Największe januszeria polskiej piłki w XXI wieku.
Nie można odmówić władzom Korony rozmachu przy poszukiwaniach inwestora. Tomasz Chojnowski o kulisach tych wizjonerskich ruchów opowiadał swego czasu na portalu sporteuro.pl. Fragment:
– Pan nie jeździł może na misje gospodarcze do Chin, ale próbował za to sprowadzić do Kielc Calvina Kleina.
– Nigdy nie wiadomo, jaka metoda będzie skuteczna. Na pierwszy rzut oka to był szalony pomysł. Przestałby jednak takim być, gdyby druga strona miała kaprys, żeby mieć klub piłkarski w Polsce. Nie można uznać za pewnik, że gdybyśmy zwrócili się np. do Davida Beckhama – który pomimo zakończenia kariery nadal jest najbogatszym piłkarzem świata – wyśmiałby naszą ofertę. Przecież ostatnio chciał kupić tereny w Miami i wybudować tam stadion.
– Calvina Kleina ostatecznie do Kielc nie udało się ściągnąć. Co stanęło na przeszkodzie?
– Na początku mojej pracy w Koronie wpadło mi do głowy proste skojarzenie. W herbie naszego miasta widnieją litery CK od Civitas Kielcensis. CK jak Calvin Klein – pomyślałem. Do siedziby firmy w Nowym Jorku wysłałem materiały informacyjne o Koronie i samych Kielcach. Chcieliśmy pokazać miasto jako miejsce, gdzie świat sportu istnieje obok świata mody. Po kilkunastu dniach zniecierpliwiony brakiem odzewu podjąłem decyzję, żeby zadzwonić do centrali firmy w Nowym Jorku. Mieliśmy szczęście. Telefon odebrała jedna z sekretarek Zarządu, która okazała się być… Polką. Sprawiła, że nasza oferta trafiła do szefa marketingu. Pomysł został oceniony bardzo wysoko, ale delikatnie dano nam do zrozumienia, że Calvin Klein i Korona to nie ten sam poziom biznesowy. Klub nieznany na arenie międzynarodowej nie był dla nich partnerem. Cała sytuacja nauczyła mnie jednak jednej rzeczy – żeby skutecznie poszukiwać inwestora trzeba mieć dojścia. Nie można bazować wyłącznie na wysyłaniu ofert na chybił-trafił.
Rozumiecie?! Były prezes Korony stwierdził, że nazywanie Kielc polską stolicą mody i obecność w herbie miasta literek „CK” to wystarczające argumenty do tego, by kupić ją zechciał Calvin Klein. I ciężko tu z Chojnowskim polemizować – nie dowiesz się, dopóki nie sprawdzisz. No i ten wysłał dokumenty, a gdy sekretarka odruchowo przerzuciła jego maila do skrzynki ze spamem, postanowił zadzwonić i się wywiedzieć. Niebywała naiwność.
Z niecierpliwością czekamy na kolejne wyznania byłego prezesa Korony. Nie zdziwmy się, jeśli się okaże, że telefonował także do Davida Beckhama, Marka Zuckerberga czy samego Billa Gatesa. A nuż któryś z nich będzie miał kaprys posiadania klubu w Polsce?!
Zresztą, swego czasu przygotowaliśmy nawet małą listę osób, do których Korona może uderzać:
Idąc tym tropem Chojnowskiego NIE WYKLUCZAMY, że zainwestowaniem w Koronę Kielce zainteresowany jest każdy człowiek na ziemi, więc żeby nie przebijać się przez kilka miliardów nazwisk, zrobiliśmy Koronie Kielce (tak na przyszłość) małą listę osób, do których ewentualnie mogłaby się zwrócić:
– Królowa Elżbieta – bo skoro królowa, to i Korona, czemu nie?
– Carlos Slim Helu – bo ma kupę kasy i pewnie nie ma co z nią robić,
– George Bush – a co tam, najwyżej odmówi,
– Garou – chuj tam, spróbujemy, mamy filharmonię, więc ukażemy Kielce jako miasto muzyki,
– George Clooney – mimo wszystko warto,
– Ussain Bolt – a dlaczego nie?
– Felipe Massa – jako wabik zaprezentujmy zdjęcia salonu Opla, nowowyremontowanej obwodnicy i dwóch torów kartingowych,
– Donald Trump – został politykiem, a z Kielc pochodzi Liroy, który też nim się stał,
– prezes Samsunga – bo siostra szwagra wujka spod Chełma ma akurat wykupiony roaming do Korei Południowej,
– Ryszard Petru – bo umie poruszać się w bagienku,
– Tom Cruise – bo Chojnowski ma inicjały TC, zupełnie jak Cruise, może aktor uzna to za znak,
– Kim Kardashian – bo Korona Kielce to KK, Kim Kardashian to KK, przypadek?!
– Emily Ratajkowski – wykorzystajmy fakt, że ma polskie korzenie,
– Micheil Saakaszwili – ma dług wobec Polski,
– Jacek Bąk – lubi wydawać forsę na pierdoły,
– Lady Gaga – po obejrzeniu wszystkich odcinków serialu o sprzedaży klubu na pewno zrobiłaby „Poker Face”.
***
Łezka kręci się w oku i pozostaje żałować, że zakończyła się tak przednia historia, jeden z lepszych (i dłuższych) tragikomicznych seriali z elementami science-fiction, jakie widziała polska piłka. Właściciel kebaba z kieleckiego centrum, Estoński dealer łańcuchów do kół i pingwiny z Madagaskaru mogą żałować, że nie zdążyli się załapać do tak kultowej produkcji.
Dla Korony lepiej, że w końcu kupił ją jednak ktoś normalny.
fot. FotoPyk
JAKUB BIAŁEK