Jesteś nastolatkiem, który na dobrą sprawę jeszcze nic nie osiągnął, a twoje nazwisko zna już cały świat. Walczą o ciebie największe kluby z całego kontynentu, możesz przebierać w ich ofertach. Media i dyżurne autorytety widzą w tobie gościa, który w perspektywie kilku lat wyprzedzi Messiego i Ronaldo w wyścigu o Złotą Piłkę. Gdy rówieśnicy kasują kieszonkowe, za które można pobalować przez jakieś trzy dni, ty możesz kąpać się w forsie z klubu i od sponsorów. Martin Ødegaard przygodę z piłką nożną na pewno zaczął i pięknie, i nietypowo, jednak sielanka nie może trwać wiecznie. W końcu trzeba zaczął potwierdzać możliwości. I tu zaczynają się schody.
Pamiętacie może, jak zimą o wypożyczenie młodego Norwega bardzo mocno zabiegał Ajax Amsterdam? Mogłoby się wydawać, że rywal Legii Warszawa z Ligi Europy to klub idealnie skrojony pod (podobno) perełkę Realu Madryt. W stolicy Holandii nikomu w metrykę się nie zagląda, a już na pewno nie istnieje stwierdzenie – za młody, by grać. Styl drużyny również pasowałoby Ødegaardowi, który uwielbia mieć piłkę przy nodze, pokazywać zaawansowanie technicznie, grać z polotem, kombinacyjnie. Poza tym walka o trofea to niezwykle cenne w tym wieku doświadczenie. Układ, który w teorii był idealny, nie doszedł jednak do skutku. To znaczy Ødegaard do Holandii trafił, ale nie do wielkiego Ajaksu, tylko zaledwie do Heerenveen.
Oficjalnie nikt tej wiadomości oczywiście nie potwierdza, ale prasa w Hiszpanii i Holandii pisze o tym, że rozbiło się o gwarancję regularnej gry. Ajax okazał się zbyt poważnym klubem, by zgodzić się na to sztuczne rozwiązanie. Heerenveen miało przystać na warunek Realu.
Więcej – nic na gębę. Według „El Confidencial” w umowie wypożyczenia Norwega została zawarta klauzula, dzięki której Real zagwarantował sobie pieniądze za każdy mecz, w którym Ødegaard nie pojawił się na boisku. Oczywiście pomijając te, w których nie mógł zagrać z powodu zawieszenia lub kontuzji. Ile? 40 tysięcy euro. Żadne kokosy, biorąc pod uwagę to, ile Real wydaje na pensje dla piłkarzy, ale dla byłego klubu Arkadiusza Radomskiego to całkiem konkretna kwota.
Jeśli powyższa informacja jest prawdziwa, to mielibyśmy sensowe wytłumaczenie dla faktu, że Ødegaard spędził na boiskach Eredivisie aż tyle minut. Nowy klub jest od dłuższego czasu rozczarowany jego postawą, a kibice już chyba pogodzili się z tym, że jeśli chcą zobaczyć fajerwerki w jego wykonaniu, to muszą odpalić stare kompilacje na YouTube. W 10 występach Norweg zaliczył ledwie dwie asysty. W lidze, w której rządzi przecież młodzież, to śmieszny wynik. Dla porównania – podobne liczby notował w niej Sebastian Steblecki.
Cierpliwość trenera skończyła się trzy kolejki temu. Jurgen Streppel w meczu z Feyenoordem posadził Ødegaarda na ławce nie po raz pierwszy, ale po raz pierwszy nie dał mu z niej nawet wstać. Tak samo było w spotkaniu z Heraclesem Almelo po przerwie na kadrę. Ze Spartą Rotterdam – progres, całe 4 minuty. Niewykluczone, że został wpuszczony tylko po to, by nie wyskakiwać z hajsu, gdy wynik był dawno rozstrzygnięty.
W sumie przykra sprawa. – Real Madryt to najlepszy klub na świecie. Ale wszyscy wiedzą, jak trudno jest wywalczyć sobie miejsce w jego składzie. Nie żałuję tego transferu. Możliwość trenowania w Realu jest bardzo przydatna dla młodego piłkarza. Nie postrzegam siebie jako wielki talent. Jestem normalnym chłopakiem i nie zwracam uwagi na to, co inni mówią o mnie – mówił 18-latek przy przeprowadzce do Holandii. Chyba zdał już sobie sprawę, że ktoś wyrządził mu krzywdę nakręcając ten hype.