Bywają w Ekstraklasie mecze, które – cytując klasyka – są jak truskawka na torcie. Bywają mecze lekko przypalone, bywają zakalce – przekrój jest pełen. Ale jednak coś tak zalatującego zeszłoroczną pasztetową na pazurach i dziobach jak Ruch – Piast nie zdarza się każdego dnia. Biegać przez dziewięćdziesiąt minut po boisku i nie oddać żadnego celnego strzału to heroiczny wysiłek.

Na początku rozstrzygnijmy wątpliwości. Niektórzy twierdzą, że w tym meczu padł jeden celny strzał. Wskazują żenującą główkę Papadopoulosa z czternastego metra. Po drodze futbolówka odbiła się od obrońcy, a zanim doleciała do Hrdlicki, ten miał tyle czasu, że mógłby zagrać sam ze sobą w Eurobiznes. Nie wpadłoby nawet, gdyby na bramce ustawić paprotkę, w dodatku uschniętą. Uderzenie z gatunku takich, przy których statystyk powinien dla przyzwoitości odwrócić wzrok. Co też czynimy.
Najbardziej zawiódł dzisiaj Niezgoda. Powiedzieć, że miewał lepsze mecze, to jak powiedzieć, że Ferrari Testarossa jest trochę szybsze od załadowanego po dach żeliwem Trabanta. Ten chłopak ze zmysłem do ustawiania się w polu karnym, z naprawdę dobrym wykończeniem, dzisiaj psuł co się dało. Podejmował złe decyzje. Podawał w bandę. Najlepszą sytuację dla Ruchu też spartaczył, choć zwyczajnie nie miał prawa: sam na sam, dziewiąty metr, miejsca tyle, że można zaparkować Żuka. Niezgoda jednak fatalnie kiksuje, a potem do końca meczu nie potrafi się już odnaleźć. Ruch może momentami potrafił przyspieszyć, ale jego akcji nie miał kto skończyć. Przyzwoicie wyglądali maksymalnie do szesnastki, potem zawsze czegoś brakowało. Taki strzał Monety, piekielnie mocna bomba prosto w słupek, bodaj najlepsza sytuacja Niebieskich w drugiej połowie. Nieźle to wyglądało, ale prawda jest taka, że uciekał doskonale Lipski i trzeba było mu w kontrze trzech na dwóch podać – Moneta zaliczył wyjątkowo efektowną, ale stratę.
W Piaście najlepiej wyglądał Sedlar, który kilka razy wyciągnął piłkę w ostatniej chwili, ratując tyłek kolegom. Kompletnie zagubiony był Badia, cień siebie z ostatnich tygodni. Vranjes grał czysty sabotaż – wszędzie go było pełno, kontaktów z piłką pewnie najwięcej, ale ile z tych zagrań przyniosło jakikolwiek skutek? Ile było efektywnych, dało drużynie korzyść? Mało które. To Vranjes zmarnował zresztą dwie dogodne okazje Piasta – spudłował sam na sam z Hrdlicką, a wkrótce z bliska przestrzelił głową. Mógł dać zwycięstwo, choć po prawdzie, to te okazje i tak były z niczego. Gdyby potraktować Piasta uczciwie, to kreatywność, jaką dzisiaj „czarowali”, nie powinna dać choćby autu na połowie rywala.
Mecz dla skrajnych masochistów. Takich, którzy potrafią rozkoszować się tylko upiornie słabymi meczami, ale jeszcze docenią, że zostały okraszone surrealistycznym komentarzem Macieja Terleckiego („Masłowski w Legii szykowany był na następcę Leszka Pisza”, monolog o wchodzeniu po schodach na czwarte piętro). Tak jak Ruch i Piast ostatnio specjalizowały się w udowadnianiu, że słaba pozycja w tabeli nie musi być odzwierciedleniem ich bieżącej formy, tak po takim remisie aż wstyd za regulamin piłki nożnej, że należy im się po punkcie.
Fot. FotoPyK
nie ma co rozmawiać o meczu, zamiast tego spojrzałem na 90minut, wziąłem kalkulator, i okazało się, że już w drugiej kolejce z rzędu padł rekord frekwencji Ekstraklasy. I trzeba przyznać że tym razem, w przeciwieństwie do poprzedniej kolejki, każdy z gospodarzy przyłożył do niego całkiem solidną cegiełkę.
To jest bardzo cenna uwaga. Mówię to bez cienia ironii.
Po piatkowym meczu Wisly z Lechem tez zaczalem wrozyc rekord frekwencji w Ekstraklasie, tylko spodziewalem sie, ze cala robote zrobia stadiony w Warszawie, Gdańsku i Białymstoku. Fajnie, ze juz teraz Ekstraklasa wykreca rekordy, bo przy takim sezonie, gdzie wszystkie druzyny posiadajace najwieksze stadiony maja realne szanse na mistrzostwo, mozna sie spodziewac rekordu w granicach 120-130 tysiecy kibicow.
byle jak przy takich frekwencjach jak najmniej meczów jak piątkowy i dzisiejszy (mówię o dzisiejszym bo przecież niespełna 8 tys. to mimo wszystko prawie pełen stadion Ruchu)… Wisła to w ogóle nie pamiętam czy potrafiła wygrać mecz przy frekwencji powyżej 20 tys. … chyba raz z Legią, Wiem że to trudne mecze, ale to mimo wszystko ważne, żeby zachęcić tych co przyszli na ligę pierwszy raz do częstszych odwiedzin.
No właśnie, jak napisałem rzetelną opinię o piątkowym meczu ze był słaby to zostałem zjechany równo z ziemią że nie potrafię docenić walki i super aspektów taktycznych (chyba takich z murator.pl). Wczorajszego meczu nie oglądałem ale domyślam się że wyglądał podobnie.
Prawda jest taka że rzadko kiedy zdarza się „ciekawe” 0-0. Np. nasze z Niemcami na euro – to 0-0 było akurat ciekawe.
Wygląda na to, że oprócz Cracovi i Górnika z Lublina, Piast i Ruch postanowiły dac sobie spokuj z pierwszą ósemką.
kuj
kuj rzelazo puki goronce
Ale pierdolicie. Ktoś wam zabił chomika? Bo lepszy mecz jest, jak obrońcy popełniają 40 błędów na minutę i wychodzi niby wynik jakiś 3-4, ale co z tego, skoro jest zero jakości gry w obronie? Na pewno było trochę ciekawych piłek prostopadłych ze strony ruchu, cudowny prawie-gol Monety (czasem trzeba podjąć nieoczywistą decyzję i strzelić w takiej sytuacji, ale wy wiecie najlepiej), no i pokaz gry obronnej, co średnio efektowne, ale trzeba docenić dobre ustawianie się zawodników. To już sprawia, że parę meczy gorszych by się znalazło, bo oczywiście też nie mówię, że była to uczta piłkarska. No ale dla was kurwa najgorszy mecz, bo nikt nie popełnił drastycznych baboli w obronie…
cudowny prawie gol, LOL
obecnie gra w piłke jest tak szybka że można rozmontować każdą obronę. Jak w meczu nie pada ani jeden celny strzał to coś jest nie tak.
Ja nie mówię, że to był dobry mecz. Ale dla mnie mecze Górnika Łęczna z początku rundy, gdzie przegrywali po 0:5 po katastrofie w obronie (nawet nie szczególnym umiejętnościom przeciwników), to jest coś gorszego, bo to jak sparingi z dziećmi, a nie mecze. Jakbym oglądał trening na pustą bramkę z tyczkami zamiast obrońców. Tutaj poziom był wyrównany, w ataku mocna lipa, ale bardzo dobra i mądra obrona w obu drużynach. To jest rywalizacja dla mnie przynajmniej,
Raczej zbyt duża asekuracja, na tym etapie rozgrywek gdy jest szansa jeszcze wskoczyc do 8 to powinno się zaryzykować. Wiadomo gdy walka jest już tylko o utrzymanie to każdy punkcik ważny i ważne że przeciwnik nie zdobywa. Najwyraźniej obie ekipy już 8. odpuściły i wolały zadowolić się 1p.
Kurwa, mecz b-ligowy, ale już noty jak z jakiegoś gorszego szlagieru. Tu nie miało być prawa nic więcej od 3.
Najgorszy mecz sezonu? Jedno z lepszych 0:0 od dawna.
Treść usunięta
Treść usunięta
@czesio711 piękny avatar
Treść usunięta
Ja bym uważał z takim pisaniem bo zaraz zleci się stado znawców i wyzwą Cię żebyś „sam wyszedł i zagrał skoro tak narzekasz!”. Niestety przepłacenie naszych grajków najlepiej widoczne jest w lipcu jak przychodzi gra z buraczankami z peryferii Europy w eliminacjach pucharowych i wielcy nasi „zawodowcy” odpadają z półamatorami traktującymi piłkę raczej hobbystycznie.
Ale dalej chwalmy mecze 0-0 w których kluby nie potrafią wymienić paru podań z pierwszej piłki i przez 90 minut oddać celnego strzału na bramkę (np. Wisła-Lech) w piątek. Tak daleko nie zajedziemy.
Sami jesteśmy sobie winni trochę. Poprzeczka dla kopaczy jest już zawieszona tak nisko że niżej być nie może. A oni mogą robić co chcą łącznie z lizaniem się nawzajem po fiutach z niektórymi znawcami z canal+ i to nawet po beznadziejnych meczach.
Podsumowując – kibicowsko znów mieliśmy rekord frekwencji, natomiast piłkarsko większość meczów to była taka kicha że zęby bolą do dzisiaj.
i co kazde 0-0 bedziecie pisali „najgorszy mecz sezonu juz znamy” ? juz kilka razy tak pisaliscie w tym sezonie
Ja bardzo przepraszam. Wszystko przeze mnie bo uznałem że może warto zainwestować w Niezgode i dałem mu szansę w Ustawlidze…
Mecz faktycznie do zapomnienia, najbardziej dziwi postawa obu ekip, jakby remis dawał im w tym meczu cokolwiek.