Lista wyjątkowych osiągnięć polskich sportowców jest długa: grali w wielkoszlemowych finałach, zdobywali nieosiągalne wcześniej szczyty Himalajów, wygrywali wyścigi Formuły 1, strzelali pięć goli w 9 minut, walczyli o mistrzostwo świata wagi ciężkiej w boksie (choć niektóre z tych walk wolelibyśmy raczej zapomnieć, sorry Endrju). Ale jeszcze nigdy żaden Polak nie grał w finale koszykarskiej ligi NCAA. Aż do dzisiejszej nocy. Co więcej, Przemek Karnowski może być w wielkim finale nie statystą, ale głównym bohaterem.
To będzie jedno z tych starć, na które czekają całe Stany Zjednoczone. Po rozegraniu ponad 5 tysięcy meczów w konferencjach i March Madness, do rozstrzygnięcia został już tylko ten ostatni. W telewizji zobaczy go około 20 milionów Amerykanów, na żywo w Phoenix prawie 80 tysięcy.
Na parkiet wybiegną koszykarze Północnej Karoliny i Gonzagi. To mniej więcej tak, jakby w finale Wimbledonu mierzyli się Roger Federer i taki na przykład Bernard Tomić. Gdyby ktoś to obstawił przed sezonem, wygrałby fortunę. A jednak: prowadzeni przez Przemka Karnowskiego koszykarze Gonzagi dziś mogą przejść do historii koszykówki. I co najważniejsze: wcale nie są skazani na porażkę, bo grają sezon życia. Sam Polak właśnie został wybrany do najlepszej drużyny sezonu wśród seniorów, czyli zawodników kończących studia. Bardzo dobrze spisał się też w meczu Final Four z Południową Karoliną, choć został brutalnie potraktowany przez jednego z rywali, który wsadził mu palec w oko.
My boiiiiii @PKarnowski !!! Poland is so proud of u!!! #mountain
— Marcin Gortat🇵🇱 (@MGortat) April 2, 2017
Północna Karolina to zespół z zupełnie innej półki. W finale walczyła choćby przed rokiem, gdy zresztą przegrała mecz w ostatniej sekundzie. Wcześniej wywalczyła pięć tytułów, między innymi w 1982 roku, gdy decydujące punkty zdobył sam Michael Jordan. Gonzaga nie tylko zagra w finale po raz pierwszy w ponad stuletniej historii, ale w sobotę debiutowała także w Final Four, a w najlepszej ósemce zameldowała się dopiero po raz trzeci.
Ten sezon jest dla koszykarzy ze stanu Waszyngton przełomowy pod wieloma względami. Przez długi czas nie byli traktowani poważnie. Do turnieju finałowego z udziałem 68 najlepszych drużyn akademickich awansowali z jednej z najsłabszych konferencji. Wielu ekspertów w duży nawias brało ich 29 wygranych meczów z rzędu i tylko jedną porażkę w sezonie zasadniczym. Patrzyli na nich trochę tak, jak na przedstawiciela polskiej ligi patrzą w Lidze Mistrzów ekipy pokroju Barcelony czy Bayernu. Tymczasem Gonzaga udowodniła swoją siłę także w March Madness: 66:46 z S. Dark St., 79:73 z Northwestern, 61:58 z Wirginią, 83:59 z Xavier i wreszcie 77:73 z Południową Karoliną w Final Four. Nic dziwnego, że wielu ekspertów w finale stawia właśnie na ekipę Przemka Karnowskiego. Jej główne atuty to znakomity trener Mark Few, potężny polski środkowy oraz silny skrzydłowy Zach Collins.
– Trener Gonzagi Mark Few wychował 13 zawodników, którzy trafili do NBA. Zach Collins, Nigel Wiliams-Goss i Przemek Karnowski mogą dołączyć do tej listy już w przyszłym sezonie – ocenia Myron Medcalf, redaktor ESPN.
Amerykańscy eksperci od akademickiej koszykówki są zgodni: postawa Polaka może być decydująca dla losów finału. I już ostrzą sobie zęby na rywalizację Karnowskiego (216 cm, 136 kg) z Kennedym Meeksem (208 cm, 118 kg). – W pewnym momencie meczu na pewno dojdzie do ich starcia. A kiedy to się zdarzy, ziemia zatrzęsie się w całej Arizonie – mówi David Gardner, felietonista Bleacher Report.
Dla polskich kibiców już sama obecność Karnowskiego w wielkim finale jest sporym trzęsieniem ziemi. Po pierwsze dlatego, że Przemek jeszcze kilkanaście miesięcy temu od nowa uczył się chodzić po poważnym urazie kręgosłupa i skomplikowanej operacji. Po drugie – bo coś takiego nie zdarzyło się nigdy wcześniej. Tak jak pisaliśmy na początku, Karnowski jest pierwszym polskim koszykarzem, który wystąpi w najważniejszym meczu sezonu akademickiego. 30 lat temu Jacek Duda wraz z drużyną Providence wystąpił w półfinale (63:77 z Syracuse) i to tyle polskich sukcesów w gigantycznym przedsięwzięciu pod nazwą NCAA. Teraz mamy Karnowskiego w finale, a możemy mieć jeszcze więcej. – Nie spoczywamy na laurach i walczymy dalej. Ja jeszcze nie skończyłem – komentował Polak po awansie do finału.
To co, kto zarywa dziś noc? Transmisja finału w Polsacie Sport o 3:00.