Trudno nie odnieść ostatnio wrażenia, że Baba Jaga, wilkołaki i potwory z szafy mogą wziąć długoterminowe wolne, bo teraz jeśli jakieś dziecko nie będzie chciało iść spać, mama postraszy je wyjazdem na mecz do Czarnogóry. Wiele osób Stadion Pod Goricom przedstawia jako któryś krąg piekła, miejsce przesiąknięte złem, gdzie diabeł mówi dobranoc. Pytanie – czy do końca słusznie?
Reprezentacja Czarnogóry po raz pierwszy w eliminacyjne szranki stanęła w 2010 roku i rzeczywiście, od tamtego czasu parokrotnie udowodniła, że u siebie potrafi zabrać punkty bardziej renomowanym i teoretycznie lepszym zespołom. Dwukrotnie przekonali się o tym Anglicy, którzy zremisowali 2:2 i 1:1, Szwajcarzy i Walijczycy, dostając po 1:0, Irlandczycy (0:0), Szwedzi (1:1) czy również Polacy (2:2), ale też pamiętajmy w jakim miejscu i momencie była wtedy nasza kadra. Wygląda nieźle, do tego trzeba doliczyć wygrane z ogórami pokroju Liechtensteinu i San Marino.
Jest jednak druga strona medalu, bo jeśli ktoś się zepnie, to też nie ma większego problemu by wywieźć stamtąd nawet komplet oczek. Włosi wygrywali 2:0, Ukraińcy 4:0, Austriacy 3:2, czy nawet Mołdawianie, którzy ograli Czarnogórców na ich obiekcie… 5:2! Z kolei Rosjanie dostali walkowera. Wydaje się, że o ile dwóch pierwszych turniejach eliminacyjnych, wyjazd do Podgoricy był dla poszczególnych zespołów czymś nowym, to z biegiem lat kadry zaczynają się uczyć, jak do takich spotkań podchodzić.
– w eliminacjach do mundialu w 2010 roku i Euro 2012 Czarnogóra w sumie poniosła u siebie jedną porażkę plus jedną w barażach
– w eliminacjach do mundialu w 2014 roku i Euro 2016 Czarnogóra w sumie przegrała u siebie trzykrotnie plus walkower z Rosją, płacąc tym samym cenę za atmosferę, jaka panuje na stadionie.
Co więcej, nie jest prawdą, że ten zespół zawsze punktuje lepiej na własnym boisku niż w delegacjach, bo gdy trwała walka o wyjazd do Brazylii, to Czarnogórcy w Podgoricy zebrali pięć punktów, a na innych boiskach aż 10. I między innymi dlatego nie znaleźli się ponownie w barażach, kosztem Ukrainy.
Podsumowując tę część – Czarnogórców za grę u siebie trzeba oczywiście docenić, ale też nie demonizować, nie zbudowali tam żadnej twierdzy tylko przyzwoity fort, który przy odrobinie sprawności można spokojnie zdobyć.
Innym często powtarzanym prawidłem jest to, że w Czarnogórze sędziom kartki sypią się jak z rękawa, a dostawać mają je szczególnie reprezentacje gości, które nie wytrzymują presji trybun i prowokujących gospodarzy. Policzyliśmy więc, jaka jest średnia kartek w meczach eliminacyjnych Czarnogóry i Polski u siebie oraz jaką średnią kartkową wykręcają drużyny przyjezdne:
eliminacje Euro 2016, Czarnogóra – 3,8 kartki na mecz dla obu drużyn w sumie/1,6 kartki na mecz dla drużyny gości
eliminacje Euro 2016, Polska – 3/1,6
eliminacje mundialu 2014, Czarnogóra – 7/2,8
eliminacje mundialu 2014, Polska – 4/2,2
eliminacje mundialu 2010, Czarnogóra – 6/2,8
eliminacje mundialu 2010, Polska – 2,6/1,8
Tutaj nie ma co dyskutować, to jest fakt – w porównaniu do meczów w Polsce, Czarnogóra to zupełnie inna poziom temperatury i nie chodzi tylko o pogodę, a również wydarzenia na boisku. Kartki się sypią, choć też trzeba przyznać, że w dużej mierze dbają o nie sami gospodarze – w ostatnich dwóch turniejach eliminacyjnych, goście kartkowali się tam w podobnej skali tyle u nas, co u nich.
Trzecia sprawa to kibice, którzy nie zawsze potrafią zachować się jak ludzie cywilizowani. Przekonał się o tym w 2015 roku Igor Akinfiejew:
Czy Przemysław Tytoń:
Wiadomo, że nie jest przyjemnie grać w takich warunkach – też trybuny są tam tak ustawione, że piłkarz ma wrażenie, jakby kibic był na wyciągnięcie ręki. Z drugiej strony, nie ma co demonizować. Jeśli fani przesadzą, to arbiter przerwie mecz i zarządzi walkower, tak jak było to w przypadku Rosjan – po sytuacji z Akinfiejewem obie drużyny jeszcze pograły, ale w 66. minucie mecz znów przerwano, tym razem na zawsze.
– Walki wręcz nie mamy w planach. Wygrywa się głową i umiejętnościami – mówi Lewandowski i z takim nastawieniem trzeba do tego spotkania podejść. Podgorica to trudny teren, ale znów bez przesady – jeśli nie damy się rozproszyć i nie pozwolimy, by przenieść to spotkanie na inny grunt niż piłkarski, to najzwyczajniej w świecie wygramy.