Mecz fundamentalny. Tak mówił o nim na konferencji prasowej Edgardo Bauza, selekcjoner Argentyńczyków. I jego Albicelestes, i rywale – najlepsza drużyna ostatnich dwóch Copa America – podchodziły do dzisiejszej rywalizacji z nożem przystawionym niebezpiecznie blisko gardła. Obie drużyny poza miejscami 1-4, gwarantującymi bezpośredni awans na mistrzostwa w Rosji, obie grające w kwalifikacjach kilka poziomów poniżej potencjału.
Nim jednak o fundamentalnym meczu, trzeba jednak zadać gorzkie, acz równie, jeśli nie bardziej fundamentalne pytanie: jakim cudem tak ważne starcie można rozgrywać na TAKIEJ murawie?!
Greenkeeper postanowił, że El Monumental uczyni przytułkiem dla zbłąkanych kretów? Uznał, że warto dzień wcześniej urządzić na niej wyścigi konne? Wybaczcie, ale nakazanie dwóm finalistom ostatniego Copa America, zespołom mającym w składzie zawodników wybitnie technicznych, gry na tak uwłaczającej nawierzchni powinno być zbrodnią ściganą z urzędu.
Zresztą – nie tylko murawa była nie do końca w porządku. Bo niestety, ale zamiast opisywać starcie Argentyny z Chile przymiotnikami takimi jak: wyborny, niezapomniany czy genialny, trzeba zamiast nich użyć innego, o zdecydowanie pejoratywnym wydźwięku. Wątpliwy. To właśnie słowo, dudoso, zaczęło zalewać relacje live i wpisy na Twitterze w momencie, w którym Argentyna dostała od brazylijskiego sędziego gwiazdkę z nieba. Karnego, którego słuszności realizatorzy spotkania – nie odbiegający specjalnie poziomem od wspomnianego greenkeepera z Buenos – nie pozwolili nam ocenić w żadnej z czterech zaserwowanych powtórek, w których widać było już tylko moment wywrotki Angela Di Marii po kontakcie z Fuenzalidą. Ale karnego, którego w wątpliwość stawiali zgodnie nawet argentyńscy dziennikarze obecni na stadionie.
Jedenastka ta w kontekście całych eliminacji może mieć doprawdy kolosalne znaczenie. Wobec porażki Ekwadorczyków z Paragwajem, winduje ona bowiem skutecznego wykonawcę Leo Messiego (rozgrywającego jednak gość przeciętne spotkanie) i jego kolegów na trzecie miejsce w południowoamerykańskich kwalifikacjach mundialu.
Ale trzeba też powiedzieć, że tak jak jedenastka mogła być podyktowana bez większych podstaw, tak Chile powinno w drugiej połowie wyrównać, jeśli nie spróbować nawet zgarnąć pełną pulę. Bo choć w pierwszej Argentyńczycy mieli jeszcze oprócz karnego kilka szans – jak tę Otamendiego, który nie trafił z trzech metrów w światło bramki – to w drugiej goście mieli ze dwie garści szans na zmianę losów spotkania. I tylko sobie winni są porażki 0:1, jak i tego, że teraz mogą jedynie gdybać:
A gdyby tak Alexis uderzył z wolnego minimalnie niżej i nie trafił w poprzeczkę…
A gdyby tak sytuacyjny strzał Castillo nieco dalej od siebie zbił do boku Romero…
A gdyby tak ten sam Castillo spojrzał, gdzie jest bramka, gdy wyprzedził Otamendiego i był sam kilka metrów od bramki, by kropnąć z całej siły w bandy zamiast do celu…
Gdyby tak było, Chile byłoby wciąż w „strefie awansu”. A tak – ląduje poza nią na ledwie pięć kolejek przed końcem eliminacji. Albicelestes z kolei śrubują pewną piekielnie wymowną statystykę:
– Argentyna w tych eliminacjach z Messim: 5 wygranych, 0 remisów, 1 porażka (średnia 2,50 pkt na mecz)
– Argentyna bez Messiego: 1 wygrana, 4 remisy, 2 porażki (średnia 1,00 pkt na mecz)
Doprawdy trudno o lepszą definicję przymiotnika niezbędny.