Nie ma się co czarować – lepszą wiadomością od tej, że absolutnie najważniejszy element w układance trenera Ljubisy Tombakovicia Stefan Jovetić nie będzie mógł zagrać w meczu z Polską byłaby tylko ta, że mecz z Czarnogórą byłby rozegrany gdzieś z dala od słynącej z gorącej atmosfery Podgoricy, a rywale rozpoczynaliby go ze związanymi nogami. Mimo to trudno się spodziewać, by gospodarze nie spróbowali co najmniej kilka razy przypuścić zdecydowanego szturmu na bramkę kadry Nawałki. Kto – skoro wiadomo, że nie Jovetić – może więc być dla nas największym zagrożeniem?
Fatos Beciraj
Zaczynał na szpicy każde dotychczasowe spotkanie Czarnogórców, więc siłą rzeczy trzeba o nim wspomnieć. Był czas, gdy Chińczycy płacili za niego Dinamu Zagrzeb milion euro (sam zresztą mówi, że raz jeszcze chętnie spróbowałby sił w Państwie Środka). Był czas, gdy w barwach tegoż Dinama strzelał w Lidze Mistrzów Realowi Madryt.
Patrząc z kolei na historię znacznie świeższą – to on dał wygraną z Danią, pokonując Kaspera Schmeichela, co wcale łatwą sztuką nie jest, a o czym ostatnio zdążyli się przekonać choćby piłkarze West Hamu. Mimo że jego kariera często toczyła się dziwnym torem – jak wtedy, gdy zamiast gry w Bundeslidze wybrał transfer do Dynama Mińsk – na pewno nie można gościa zostawić w polu karnym samego.
Mirko Vucinić
Bardziej straszak niż realne zagrożenie. Nawet najstarsi górale mają problem z przypomnieniem sobie, kiedy ostatnio widziano Vucinicia na boisku. Spieszymy więc z pomocą – było to w listopadzie 2015 roku, w meczu Asian Gulf Cup z Fujairah. Od tamtej pory ani razu nie miał okazji zaprezentować kibicom swojej ulubionej cieszynki, polegającej na… zdejmowaniu spodenek i zakładaniu ich sobie na głowę.
Mimo to w wywiadzie dla Sport.pl Mladen Kascelan mówi o swoim rodaku: – Wierzę, że na mecz z Polską wyjdzie w pierwszym składzie. To nasz lider, najlepszy piłkarz. Supergwiazda na miarę Roberta Lewandowskiego.
Oby tylko jego odważne słowa nie znalazły w niedzielę potwierdzenia na boisku.
Damir Kojasević
Teoretycznie skrzydłowego, który nie przebił się w Górniku Łęczna i który notował niezłe, choć też nie jakieś wybitne (maksimum 12 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej) liczby w ligach delikatnie mówiąc prowincjonalnych (bośniacka, kazachska, czarnogórska i obecnie macedońska), obawiać się nie powinniśmy. Z Kojasevicia żaden wirtuoz dryblingu, żaden mistrz gry kombinacyjnej. Ale jednego nie można mu odmówić – młotka w nodze. Udowadniał to nie raz i nie dwa:
Dlatego tak jak nasi boczni obrońcy nie powinni czuć przed nim respektu, tak warto by było nie pozwolić mu nawet przez moment pomyśleć, że w zasadzie czemu by nie uderzyć na bramkę. Nie dać mu okazji, by znów świętować zdjęcie pajęczyny w wielkim stylu.
Nikola Vukcević
Nie można dać się zwieść klasyfikowaniu Vukcevicia jako defensywnego pomocnika, bowiem w reprezentacji dzięki obecności u jego boku typowego przecinaka Scekicia, piłkarz Bragi może w znacznie większej mierze odpowiadać za kreowanie sytuacji partnerom. I trzeba powiedzieć, że wychodzi mu to naprawdę nieźle. W tych eliminacjach zaliczył już również premierowego gola, strzelonego głową przeciwko Kazachstanowi. I nie ma w tym przypadku, bo mimo że żaden z niego wieżowiec (184 cm wzrostu), timing w powietrzu ma naprawdę porządny. Dość powiedzieć, że z siedmiu goli, jakie strzelił w karierze klubowej, trzy padły po uderzeniach głową. Coś o tym zresztą mogą powiedzieć we Wrocławiu, bo to właśnie przeciwko Śląskowi, jeszcze jako piłkarz Buducnostu Podgorica, Vukcević zdobywał swojego premierowego seniorskiego gola.
fot. główne FotoPyK