Przez długie lata był piłkarzem, który swoją fantazją, techniką i pomysłowością mógłby obdzielić ze trzy tuziny kolegów po fachu. Na boisko wychodził, by się bawić. Nie wyglądał na stremowanego gościa, któremu strach i presja plątają nogi. Podchodził do futbolu na takim luzie, jak gdyby stadion był jedną wielką Copacabaną, a okrzyki z trybun skoczną, latynoską muzyką w rytm której należało grać. Kiwał, przerzucał, ośmieszał, strzelał i asystował. A to wszystko z uśmiechem tak szczerym, że owację i aplauz serwowali mu nawet kibice drużyn przez niego pogrążanych. Ronaldinho do dziś jest bowiem dla wielu najlepszym dryblerem, jakiego kiedykolwiek wydał futbol. A dlaczego przypominamy sobie o nim właśnie dziś? Bo „El Maestro” obchodzi 37. urodziny.
Piłka nożna XXI. wieku to nie jest raczej frywolny futbol, jakiego nauczyły nas podwórka. Są taktyczne ramy i fascynaci ich tworzenia, wyrzeźbieni gladiatorzy i demony fizycznej gry, piłkarze budujący swoją renomę zawziętością i determinacją, ale też dokładne analizy, liczby, i schematy. Generalnie zasada jest taka, że spod tych wszystkich zawiłości uciec mogą tylko nieliczni. By dostać na boisku wolną rękę trzeba mieć wachlarz umiejętności absolutnie wyjątkowy. Dysponować tym pierwiastkiem geniuszu, który sprawia, że kibice właśnie dla ciebie przychodzą na stadion. Dziś mamy więc takich artystów jak Messi, Ronaldo, czy Neymar, a jeszcze przed kilkoma laty oglądać mogliśmy kto wie czy nie największego specjalisty w tej dziedzinie.
Z okazji jego urodzin postanowiliśmy więc przypomnieć kilka, nazwijmy to, pięknych momentów z jego kariery. Tak po prawdzie, to by zrozumieć fenomen Ronaldinho najprościej byłoby taśmowo oglądać mecze z jego udziałem, ale i niech taka skromna próbka jego możliwości nam wystarczy.
1. W 2002 roku był piłkarzem PSG i choć w Ligue 1 prezentował już znakomity poziom, to świat usłyszał o nim przede wszystkim w trakcie mundialu rozgrywanego w Korei i Japonii. Jest słoneczne czerwcowe popołudnie, Brazylia mierzy się w 1/4 finału z Anglią. Do przerwy utrzymuje się bramkowy remis, ale tuż po zmianie stron staje się coś absolutnie nieprzewidywalnego. Rzut wolny z odległości tak ogromnej, że tylko szaleniec mógłby wpaść na pomysł bezpośredniego uderzenia. Ronaldinho podchodzi jednak do piłki i wspaniałym lobem pakuje ją za kołnierz Seaman’owi.
2. El Clasico. Dodatkowo – rozgrywane na Santiago Bernabeu. Nie wiemy ilu zawodnikom w historii tych prestiżowych spotkań kibice Realu Madryt bili na stojąco brawo, ale wiemy, że wtedy takiego właśnie zaszczytu dostąpił Ronaldinho. To był koncert Brazylijczyka, jego dwa rajdy lewym skrzydłem zakończone golami z miejsca przeszły do historii. Powiedzieć, że rywali mijał wówczas jak tyczki, to nic nie powiedzieć. Nieważne czy był to Helguera, czy rozkładający się wślizgami Ramos – nikt nie był tamtego wieczora w stanie go zatrzymać.
3. Naukowcy do dziś głowią się nad tym, w jaki sposób Ronaldinho złożył się do tego uderzenia. Jasne, widzieliśmy już wiele goli, kiedy piłkarz przyjmuje piłkę na klatkę i uderza ją przewrotką. Gdy jednak Brazylijczyk opanowywał w tej akcji zagranie ze skrzydła, chyba nikt nie był w stanie przewidzieć tego, że zdąży jeszcze zdobyć tak efektownego gola. Na przestrzeni, cholera wie, może sekundy, „Ronnie” skleił futbolówkę na klatę, obrócił się o 180 stopni, odbił od murawy i uderzył od poprzeczki. Magia.
4. Gdyby chcieć wymieniać zalety Brazylijczyka, to na pewno wśród cech dla niego charakterystycznych mówilibyśmy o sprycie i szybkości. W niesamowicie sprawny sposób podejmował decyzje, których przewidzieć było nie sposób. Tak jak podczas dwumeczu z Chelsea. Ten gol był brutalną karą za to, że żaden z obrońców nie zdecydował się wybić mu piłki. Zostawić Ronaldinho z futbolówką na skraju szesnastki to jak popełnić piłkarskie samobójstwo.
5. „Ronnie” szybko stał się twarzą Nike’a i uosobieniem dewizy „Joga Bonito”. Grał pięknie, grał z sercem i meczami na najwyższym, europejskim poziomie cieszył się jak dziecko biegające po podwórku pomiędzy bramkami ułożonymi z plecaków. Przy okazji jego udziału w kampanii reklamowej udało się zresztą odkopać wideo młodego piłkarza, który już za małolata mieszał na turniejach halowych.
6. Wspominaliśmy o tym, że to gość, który przez całe życie idzie z uśmiechem na ustach? To dobrze, bo legendarny skrzydłowy śmiał się nawet wtedy, gdy otrzymywał czerwoną kartkę. Oczywiście w tym przypadku przez pomyłkę, ale to właśnie cały Ronaldinho – mamy wrażenie, że rozkręciłby nawet najbardziej ponure towarzystwo, a ze stypy zrobiły balet stulecia.
7. Dzień jak co dzień. Efektowny rajd przez pół boiska, ośmieszeni rywale i bomba od poprzeczki.
8. Oczywiście zanim Barcelona, potem Milan i regularne występy w reprezentacji, to były też pierwsze sezony w Europie, w koszulce PSG. Co tu dużo gadać – zobaczcie sami. Od początku widać było, że to piłkarz z zupełnie innej planety. Legenda głosi, że w tamtym okresie wśród dorosłych mężczyzn mieszkających we Francji znacząco wzrosła liczba wizyt u lekarza spowodowanych zawrotami głowi i ponadrywanymi pachwinami.
Można by tak pisać i pisać, wklejać bramkę za bramką, ale nie odda to w stu procentach radości, jaką z gry czerpał i jaką zarażał kibiców Ronaldinho. Niezależnie czy oglądało się go na stadionie, czy przed telewizorem – klimat samby i brazylijskich plaż czuć było od niego tak intensywnie, że miało się wrażenie iż ten mecz to wcale nie jest mecz o stawkę, a tylko jakaś krótka inscenizacja w samym centrum karnawału w Rio. Bo i karnawał towarzyszył mu na każdym kroku – tak w lekkości i luzie na boisku, jak i poza nim, kiedy weekendami ruszał na miasto. Ot, po prostu Ronaldinho. Synonim radości czerpanej z życia.