Reklama

Młody Polak w czołówce strzelców pierwszej ligi. „Zdążyłem już spaść na ziemię”

redakcja

Autor:redakcja

21 marca 2017, 16:56 • 8 min czytania 4 komentarze

Czołowi napastnicy w pierwszej lidze? Zazwyczaj trafiają nam się reprezentanci z trzech grup – albo ktoś jest bliższy końca niż początku i bazuje na doświadczeniu, albo ktoś już na dobre zapuścił korzenie w pierwszej lidze, albo zdążył się odbić od Ekstraklasy. Młody polski snajper to jednak rzadkość i towar wybrakowany. Karol Angielski, który wczoraj obchodził 21. urodziny, strzelił już w tym sezonie dziesięć goli i powalczy o koronę króla strzelców. W rozmowie z Weszło opowiada, jak w tak krótkim czasie zdążył rozegrać 20 meczów w Ekstraklasie, zaliczyć tam trzy różne kluby, rozstać się w nerwowej atmosferze z Koroną, dostać po dupie w Piaście i przeżyć ciężkie chwile w Zawiszy.

Młody Polak w czołówce strzelców pierwszej ligi. „Zdążyłem już spaść na ziemię”

Przeczytałem ostatnio na Twitterze: Angielski wreszcie zaczyna grać na miarę swojego talentu.

Nie wiem nawet, jak się odnieść. Ale może wracają czasy z juniorów? Zdobywałem wtedy sporo bramek, było w Koronie o mnie głośno. Kiedy byłem mały, to właściwie każdy turniej kończyłem ze statuetką króla strzelców albo najlepszego piłkarza. No i dopiero teraz w profesjonalnej piłce zaczynam pokazywać, co potrafię.

Gdzie się podziewał ten mały chłopiec strzelający gola za golem?

W Olimpii dostałem możliwość regularnej gry i poczułem się pewniej. Złapałem dobry kontakt z kolegami z boiska, zacząłem lepiej poruszać się po boisku. Widzę, że tu we mnie uwierzyli. A kiedy miałem 17 lat, to tego brakowało i byłem bardziej zagubiony. Teraz wychodzę na boisko z nastawieniem, by sprzedać to, co mam najlepsze, i słyszeć potem opinie, takie jak ta przytoczona.

Reklama

Trzy wcześniejsze starcia z Ekstraklasą były dla ciebie bolesne?

Z każdego zespołu wyciągnąłem sporo doświadczenia, trenowałem i grałem z zawodnikami wysokiej klasy i to zaczyna teraz procentować. Nie powiem, że to była strata czasu czy bolesne uderzenie. Kiedy żegnałem się z Koroną – nie chcieli, bym odchodził. W Śląsku też czynili działania, bym został. Innymi słowy: nikt mnie z klubów nie wyrzucał. Dopiero w Piaście sam poprosiłem o wypożyczenie, bo miałem 19 lat i chciałem grać. W Gliwicach nie było na to szans, drużyna grała o mistrzostwo, a ja nie godziłem się na rolę rezerwowego.

Rok temu można było tamto wypożyczenie zrozumieć, bo Piast walczył o najwyższe cele. Ale ostatnio miał słabe wyniki, potrzebował dwóch napastników i mógł ściągnąć ciebie z wypożyczenia do Olimpii, a jesienią zdobyłeś osiem bramek.

Był taki zapis w umowie, ale klub nie chciał z niego skorzystać. Trener Latal wolał napastników bardzo doświadczonych i ogranych – przyszli Papadopoulos z Barisiciem. Zresztą, trener Latal nie lubił stawiać na zawodników młodych, w moim wieku.

Już chwilę wcześniej znajdowałeś się w specyficznym miejscu: miałeś dziewiętnaście lat, szesnaście meczów w Ekstraklasie, zero bramek i… przechodziłeś do trzeciego klubu na tym szczeblu.

Po tym, jak ze Śląskiem wywalczyliśmy czwarte miejsce i szykowaliśmy się do europejskich pucharów – miał przyjść do ataku Piątkowski, niejasna byłą sytuacja braci Paixao. Tak się jednak złożyło, że jak ja odszedłem, to i odeszło wielu innych piłkarzy. A w ataku został Jacek Kiełb, który typowym napastnikiem nie jest. Na tamten czas Piast był średnią drużyną, aż nagle zabawił się w Leicester. Idąc do Gliwic, spodziewałem się większej szansy na grę, klub chciał też wtedy odmłodzić skład, wymienił kilkunastu zawodników. Tylko że trener Latal postawił na swoich – tych, których znał – a po wynikach ciężko było mu coś zarzucić. Wobec mnie był też dość surowy. Jak wchodziłem z ławki to niby wszystko było okej, a kiedy przyszła poważniejsza szansa… No nie, w ogóle nie przyszła. Zagrałem jeden mecz od pierwszej minuty, w Pucharze Polski, ale to był słabszy skład i porażka. Trener pochował wtedy paru zawodników do szafy, w tym również mnie.

Reklama

W jakim sensie Latal był dla ciebie bardziej surowy? Zwracał uwagę na mankamenty w twojej grze, punktował?

Właśnie nie zwracał zbytniej uwagi na mnie. Czułem, że nie poświęca mi tyle czasu, ile innym zawodnikom. Po Śląsku, gdzie graliśmy ofensywniej, byłem przyzwyczajony do nieco innej gry i musiałem się przełączyć na inny system. Robiłem, co w mojej mocy, ale trenera do siebie nie przekonałem.

Poczułeś na własnej skórze, że w polskim klubie najgorzej traktuje się wychowanków?

Wracasz do czasów Korony… Kiedy odchodziłem z Kielc, to byłem młodym zawodnikiem, a wiem też z relacji znajomych, że wychowankowie rzeczywiście mają najciężej. Przechodząc na wypożyczenie do pierwszej ligi, traktują cię prawie jak króla i wygląda to zupełnie inaczej. A co może wychowanek w Ekstraklasie? Poza Lechem, gdzie na młodzież się stawia i ją szanuje, to niewiele. W Legii młody chłopak też nie gra. W Piaście nie bali się postawić tylko na Murawskiego – rocznik 94, wychowanek, kapitan i poprowadził zespół do wicemistrzostwa.

Korona nie potrafiła dotrzymać terminu, by podpisać z tobą nowy kontrakt, próbowała różnych sztuczek, podsuwając oświadczenia z datami wstecznymi, panowało duże zamieszanie. Co wtedy sobie myślał młody chłopak?

Dużo pomogli mi wtedy adwokaci, menedżer i rodzice. A sytuacja nie była prosta. Byłem z kilku stron atakowany, wypytywano mnie, jak to możliwe, że klub nie przedstawił mi oferty kontraktu, no i data na dokumencie nie zgadzała się z rzeczywistością. Korona zachowała się niefajnie, ale nie chcę tego roztrząsać. Kibicuję temu klubowi i wiem, że sporo się w nim zmieniło, również jego władze. Pożegnanie było na pewno nieprzyjemnie i trochę mi tego żal – pochodzę z Kielc, wychowałem się w Koronie, a tak nie tak się powinno traktować zawodników stamtąd.

Na mecze Korony chodziłeś?

Jasne. Dziś gram w Olimpii z Marcinem Kaczmarkiem, a w Koronie wyprowadzałem go na boisko jako mały chłopiec.

Z Korony trafiłeś do Śląska, gdzie znów miały miejsce zawirowania kontraktowe.

W Śląsku trochę pograłem, ale złamałem rękę i nie było szans, bym uzbierał liczbę minut wystarczającą do automatycznego przedłużenia umowy. Zabrakło sporo. Kiedy odezwali się z Wrocławia, by usiąść do dalszych rozmów – ja znałem już wizję i możliwości Piasta. Poza tym, Śląsk był wtedy naprawdę mocny, z trudną rywalizacją, w której 19-latek miał niewielkie szanse na zwycięstwo.

A mimo to, do Piasta chciałeś wejść z buta – wziąłeś „dychę” po Kamilu Wilczku.

Heh, no tak. Kiedy odszedł Wilczek, to kierownik zapytał mnie, czy przejmuję po nim pozycję. Odpowiadam twierdząco. No i wręczył mi też taki numer. Chyba myślałem, że trochę mi też to podświadomie pomoże. Może nie wskoczę od razu do składu, ale sobie poradzę. Rywalizacja była jednak tak silna, a wyniki Piasta tak dobre, że poprosiłem o wypożyczenie.

Które z tych trzech ekstraklasowych doświadczeń dało ci największą lekcję?

Jak przechodziłem do Piasta, to – że powiem brzydko – życie dało mi po dupie. Odchodziłem z wielkiego Śląska, który grał o puchary, do średniaka, w którym miałem mieć większe szanse na grę. Może to mnie właśnie zgubiło? Zdążyłem już spaść na ziemię i ochłodzić głowę. Teraz wierzę, że wypożyczenie do Olimpii pozwoli mi iść do przodu.

Idąc do Piasta, czułeś się mocny?

Czułem, że chętniej będą na mnie stawiali. Większe możliwości, bliżej domu – dla mnie super. Wyszedł strzał w kolano. Potem trzeba było odwrócić się na pięcie i zejść ligę niżej.

Ty od siebie chyba wymagasz całkiem sporo. Kiedyś powiedziałeś, że nie jesteś zadowolony z żadnego występu w Ekstraklasie, a jakiś czas temu po meczu z GKS-em Katowice stwierdziłeś wprost: „Porażka to moja wina”.

Wydaje mi się, że debiutując w Ekstraklasie, nie patrzyłem na to, że mecze rozgrywane na tym poziomie w tym wieku są bardzo ważne. Dziś mam 20 występów w lidze i zero goli. Jestem napastnikiem, a nie mam się czym pochwalić. Ktoś pomyśli, że jestem bezużyteczny, chociaż… wolałbym, by jednak nikt tak nie mówił. No więc decyzja była prosta: schodzę ligę niżej, dobrze że się udaje.

Słyszałeś w którymś momencie głosy, że to twój kolejny klub i kolejne zero w statystykach?

Oficjalnie nie. Być może młodemu chłopakowi aż tak mocno w liczby nie patrzyli? Ale nie da się ukryć, że nie wygląda to dobrze. Marna jak na napastnika wizytówka.

Progres zacząłeś robić poprzednią wiosną na wypożyczeniu do Zawiszy.

W Zawiszy wszystko wyglądało fajnie do meczu z Sandecją – przegraliśmy 0:4, do klubu wszedł prezes Osuch, bardzo negatywnie odezwał się do nas, zawodników, i wszystko upadło. Graliśmy dalsze mecze, byle już dokończyć rundę, bez walkowerów. Zawisza potem upadł, wiemy, gdzie dziś jest. A ja też nie byłem do końca zadowolony z tamtych występów – z Bytovią dostałem czerwoną kartkę po godzinie gry, potem usiadłem na ławce.

I dopiero z tego, co pokazałeś jesienią, masz prawo być naprawdę zadowolony.

To była najlepsza runda w moim wykonaniu. Możliwe też, że z powodu występów na “dziewiątce” i “dziesiątce”, bez żadnej gry na boku. Myślę, że mam zadatki, by właśnie grać w polu karnym lub jego obrębie. Drużyna miała też pecha, bo rękę złamał Nildo, który swoimi golami utrzymał Olimpię w pierwszej lidze. Myślę jednak, że dobrze go zastąpiłem.

Młodzieżowiec Roku w Przeglądzie Sportowym, nominacja do Pierwszoligowca Roku w Piłce Nożnej. Coś się ruszyło.

Dziś jestem zawodnikiem pewniejszym siebie, ale wzrosła też świadomość oczekiwań wobec mnie. Nie mogę już sobie pozwolić na trzy słabsze I dwa dobre mecze. Mam grać na swoim poziomie i regularnie pokazywać, co umiem. Nieważne, czy gramy z Chojniczanką czy z Legią. Tutaj, tak jak w Ekstraklasie, każdy może wygrać z każdym. Ostatnio ze Stalą Mielec, jak mówił nam trener, przegraliśmy tylko w głowach.

Spoglądasz w klasyfikację strzelców pierwszej ligi?

Znam liczby pierwszych trzech strzelców. Czasem w szatni żartujemy, że Forsell strzela głównie z karnych. Spoglądam w klasyfikację, sprawdzam, czy strzelają moi konkurenci, ale dziś nie myślę, czy korona króla strzelców może być blisko. Jeśli zacznę się nad tym zastanawiać, źle to na mnie wpłynie.

Przebywasz obecnie na zgrupowaniu kadry do lat 20, a kilku twoich kolegów – choćby Jan Bednarek – wskoczyło do zespołu do lat 21. Dla ciebie Młodzieżowe Mistrzostwa Europy wydają się poza zasięgiem.

Szczerze? Nawet mi to nie przeszło przez głowę. Widzę, jak moi rówieśnicy, napastnicy u trenera Dorny, prezentują się w ostatnim czasie, ile goli strzelają Kownacki, Niezgoda czy Piątek. A przecież jest jeszcze Stępiński. Takiej rywalizacji to w tej reprezentacji nie było dawno!

Rozmawiał PT

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...