Reklama

Doczekaliście niezwykłej chwili: piszemy o curlingu

Kamil Gapiński

Autor:Kamil Gapiński

21 marca 2017, 19:00 • 7 min czytania 15 komentarzy

Curling w wersji amatorskiej to sport dla każdego. Dosłownie. Nieistotne czy dobiegasz wieku emerytalnego, a na WF nie byłeś w stanie zrobić poprawnie przewrotu do przodu. Luz, jeśli masz tipsy na łapach czy doczepiane blond kudły. Wystarczy, że minusowe temperatury nie są ci straszne i masz dość cierpliwości, bo każdy z meczów trwa około trzech godzin. Chyba, że marzą ci się sukcesy na skalę światową i zamierzasz być w tym świetny. Wtedy ta piątka z WF-u mogłaby stać się twoim atutem, ale to i tak może nie wystarczyć. Bo curling to – wbrew pozorom – nie jest rywalizacja dla starszych panów, którym nudzi się wieczorami w domu.

Doczekaliście niezwykłej chwili: piszemy o curlingu

– Staram się trenować w sezonie trzy-cztery razy w tygodniu. Niestety, z powodu oszczędności nasze lodowisko jest otwarte stosunkowo krótko, ponieważ tylko od listopada do początku kwietnia. Mimo to i tak jestem bardzo wdzięczna za bezpłatny dostęp do niego, gdyż niewiele drużyn może tyle razy ćwiczyć. Stąd tak dobre wyniki naszego klubu na arenie krajowej. Poza okresem treningów na lodzie ćwiczę również na siłowni – opowiada Weszło Martyna Wilczak. Reprezentantka Polski na ostatnich mistrzostwach świata w curlingu dodaje:

– Choć ta dyscyplina wygląda szalenie niewinnie, jest jednym z najbardziej wytrzymałościowych sportów olimpijskich. Wszyscy myślą, że do puszczenia 20 kilogramów kamienia potrzebna jest siła. Błąd. To najmniej męczące zajęcie. Najbardziej wykańczające jest szczotkowanie. Do tego dochodzi wysiłek interwałowy i to długotrwały, ponieważ mecz curlingowy może trwać do trzech godzin.

By zagrać w curling, potrzeba ci ładnie wypolerowanych kamieni z granitu, szczotki, lodowiska oraz zespołu składającego się z czterech osób (drogi czytelniku, jeśli kiedykolwiek uda ci się skompletować ekipę, zyskasz nasz dożywotni szacunek). Spotykacie się na taflach lodu o kształcie prostokąta. Tam też namalowane są koła, nazywane domem. Dwie ekipy mają jeden konkretny cel: muszą jak najbliżej domu ułożyć po osiem granitowych kamieni, ważących 19,1 kilograma każdy. To zdecydowanie rodzinna dyscyplina sportowa. Nie dość, że walicie do “domu”, to robicie to czajnikami. Tak w branży nazywa się te kamienie. Każdy z zawodników dwa razy zarzuca nimi w kierunku celu. Na profesjonalnych zawodach odbywa się to zamiennie –  raz jedna ekipa ślizga, raz druga.  To w gestii waszych umiejętności zależy z jaką siłą i rotacją to zrobicie.

Czas na najbardziej dziwacznie prezentujący się moment rywalizacji: w ślad za uderzeniem pociskają kumple z zespołu. Za pomocą swoich szczotek rozgrzewają lód, przyspieszając ruch czajnika lub zmieniając jego tor. Tutaj najważniejszą kwestią jest to, z jaką prędkością będą zasuwać szczotkami. To ma spory wpływ na efekt końcowy, bo jeśli zawodnik rzucający czajnikiem zrobi to za delikatnie, to reszta ekipy będzie musiała włożyć więcej sił w to słynne zamiatanie lodu (którego widok doprowadził do rechotania już niejednego fana sportu). W momencie kiedy wszystkie osiem czajników zostanie już wypchniętych w bój rywalizacji, obliczana jest liczba punktów zdobyta przez każdą z drużyn. W endzie zdobywa oczka wyłącznie jedna ekipa. Wynik zawsze mieści się pomiędzy 1 a 8 (liczba kamieni) do zera dla przeciwników. W meczu ma miejsce sześć endów w zawodach amatorskich i dziesięć podczas imprez mistrzowskich.

Reklama

W przypadku remisu rozgrywane są kolejne rundy – aż wyłoniony zostanie zwycięzca. Im więcej kamieni ustawionych masz bliżej środka domu, w porównaniu do przeciwnika, tym więcej punktów uzyskujesz. W grze bardzo istotna jest strategia i szybkie reagowanie na dokonania przeciwnika. W pełni dozwolone jest wybijanie kamieni rywali, tak by oddalić je od środka domu, jednocześnie samemu zajmując to miejsce. Należy jednak pamiętać, że pierwszych dwóch kamieni, będących w strefie strażników, nie wolno wybić. Zatem nie bez powodu curling nazywa się szachami na lodzie.

Cztery osoby w ekipie to: pierwszy (lead), drugi, trzeci (wiceskip), czwarty (skip). Ten ostatni decyduje o taktyce drużyny. Jako jedyny może przebywać w obrębie domu, a także szczotkować kamienie przeciwnika. W czasie gdy wykonuje swoje podania, jego obowiązki przejmuje wiceskip, którym zazwyczaj jest trzeci. Odpowiedni sprzęt to dość spory wydatek. Dobre kamienie kosztują… 40 – 50 tysięcy złotych za komplet. Szczotka – 400-800 złotych (nie dość, że nie jest tania, to jeszcze nie pozamiatacie nią mieszkania). Buty są w podobnej cenie. Zazwyczaj na początku kariery klub udostępnia sprzęt.

– Kamienie są tak drogie, ponieważ robione są tylko w dwóch miejscach na świecie. Nie, nie jest to granit nagrobkowy. Ma kompletnie inną strukturę i wytrzymałość na uderzenia – opowiada Martyna.

A jak to jest w Polsce?

Curling w Polsce to wciąż raczkująca dyscyplina sportowa. Pierwsze kluby powstały dopiero w 2002 roku, choć już dwa lata później zadebiutowaliśmy na mistrzostwach Europy. Bez sukcesów (co za niespodzianka!). Na arenie ogólnoświatowej niezmiennie radzimy sobie dotychczas przeciętnie. Występujemy w grupie B. Raz przez problemy organizacyjne spadliśmy do grupy C, z której to błyskawicznie wróciliśmy. W najlepszej grupie nigdy jeszcze nie rywalizowaliśmy.

– Ponieważ nie mamy w kraju miejsca do trenowania i borykamy się z ograniczeniami finansowymi, to nie możemy, niestety, konkurować z najlepszymi. Choć jak widać po naszym występie w Rosji, nie sprzedajemy łatwo skóry. Problemem curlingu w Polsce są nie tylko finanse, ale i PZC, który funkcjonuje dalece nieprawidłowo. Co do innych krajów: jest kilka wielkich ośrodków curlingowych na świecie. Mekką curlerów jest oczywiście Kanada, gdzie ten sport zajmuje miejsce zaraz po hokeju. W Europie prym wiodą Skandynawowie oraz Czesi, którzy mają w pełni profesjonalne ligi – wyjaśnia reprezentantka Polski.

Reklama

Na mistrzostwach świata Mixtów w Kazaniu Polacy odpadli w 1/8 finałów, przegrywając z Koreą Południową 4-7. To nasz największy sukces w dotychczasowej historii curlingu.

Konserwator powierzchni płaskich

Polska jest jednym z nielicznych krajów europejskich bez lodowiska curlingowego, mimo że to dyscyplina olimpijska. Szczerze to ten fakt nie spędza nam snu z powiek, ale Martynę Wilczak oczywiście oburza:

– Większość ludzi myśli, że możemy grać na lodowiskach hokejowych lub łyżwiarskich. Tu wychodzi totalny brak wiedzy o tym sporcie – lodowisko przystosowane do curlingu diametralnie różni się od tafli hokejowych czy łyżwiarskich. Po pierwsze jest wypoziomowane oraz heblowane, czyli nanoszone są specjalne krople wody, po których sunie kamień. W Gdańsku powstał pierwszy pojedynczy tor curlingowy w ubiegłym roku, ale jeszcze nie możemy powiedzieć jak się sprawdza jako obiekt całoroczny.

Pojedyncze tory stricte z przeznaczeniem na tę grę znajdują się jeszcze w Bełchatowie, Pawłowicach i Warszawie. Są sezonowe, funkcjonujące obok standardowych lodowisk. Dyscyplina jednak się rozwija i entuzjaści tego sportu opanowują jeszcze kilka lodowisk łyżwiarskich na terenie całego kraju. Martyna:

– Ja trenuję pod skrzydłami KŚ AZS PolŚL. To klub umożliwia nam bezpłatny dostęp do lodowiska. Choć nie jest ono rzeczywiście dostosowane do curlingu, jednak mogę podstawowe techniki trenować bezpłatnie.  W 2017 – 2018 roku planowane jest powstanie profesjonalnego lodowiska w Łodzi.

Za pierwszy zarejestrowany klub uznaje się Polskie Stowarzyszenie Curlingu. Zadebiutowali w Savona Cup w Pradzie, gdzie zajęli 19 miejsce. W tym też roku dołączyły do rywalizacji dwie kolejne drużyny – Karkonoski Klub Curlingowy w Piechowicach oraz City Curling Club w Warszawie. Ten pierwszy miał blisko do lodu curlingowego w Czechach, co umożliwiało stałe treningi. W efekcie przez lata był najlepszy w naszym kraju. Miał też w końcu z kim toczyć batalie, ponieważ po pojawieniu się pierwszych klubów szybko zaczęły rejestrować się kolejne.

Jednocześnie ten sport dławiło wiele problemów organizacyjnych. W 2010 roku związek nie dokonał w regulaminowym czasie wpłaty składki członkowskiej dla Europejskiej Federacji Curlingu, przez co został zawieszony w prawach członka. PZC wniósł na ECF skargę na bezprawne przedłużenie terminu wpłat, w efekcie został odwieszony, ale polskie reprezentacje musiały rywalizować na mistrzostwach świata w najniższej grupie. Skutkiem problemów była też kontrola związku, którą przeprowadziło Ministerstwo Sportu. Ocena była negatywna i bardzo kłopotliwa dla całego curlingu w Polsce. Związek miał zwrócić 93 tysiące złotych, otrzymane wcześniej od MS.  Kontrola odbyła się także 2012 roku. Z podobnych skutkiem – tym razem jednak do zwrotu było 67 tysiące złotych. Sezon 2014 / 2015 to teoretycznie lepsze czasy dla curlingu w Polsce. Polska Federacja Klubów Curlingowych zorganizowała ogólnopolską ligę curlingową. Aktualnie mamy w kraju ledwie kilkanaście oficjalnie zarejestrowanych klubów.

–  Jak do prawie każdego hobby musimy dopłacać. Finansujemy swoje treningi, wyjazdy i sprzęt. Na szczęście nie jest to droga dyscyplina, dlatego mogę ją bez problemów uprawiać. Często nawet za wyjazdy reprezentacyjne musimy płacić z własnej kieszeni. Tak, curling to sport dla pasjonatów. Bez ludzi pełnych pozytywnego nastawienia nie miałby szansę u nas istnieć – opowiada Wilczak.

W ubiegłorocznych mistrzostwach Polski wystąpiło 12 ekip męskich i 5 kobiecych. Panującym mistrzem wśród panów jest Sopot Curling Team. AZS Gliwice Rozbitki rządzi kobiecym curlingiem. Reprezentację kraju wyłaniają właśnie MP.

– Dziwi mnie fakt że większość curlerów w Polsce to mężczyźni, ponieważ – jak wszyscy żartują – podczas uprawiania tego sportu można szczotkować i krzyczeć bezkarnie wniebogłosy. Większość moich znajomych wróży mi karierę w “konserwacji powierzchni płaskich” i trudno się z tym nie zgodzić – śmieje się Martyna.

PAWEŁ DRĄG

Kibic Realu Madryt od 1996 roku. Najbardziej lubił drużynę z Raulem i Mijatoviciem w składzie. Niedoszły piłkarz Petrochemii, pamiętający Szymona Marciniaka z czasów, gdy jeszcze miał włosy i grał w płockim klubie dwa roczniki wyżej. Piłkę nożną kocha na równi z ręczną, choć sam preferuje sporty indywidualne, dlatego siedem razy ukończył maraton. Kiedy nie pracuje i nie trenuje, sporo czyta. Preferuje literaturę współczesną, choć jego ulubioną książką jest Hrabia Monte Christo. Jest dumny, że w całym tym opisie ani razu nie padło słowo triathlon.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...