Reklama

Kadra ogląda wszystkie mecze. Myślisz, że odpuściłaby lepszego ode mnie?

redakcja

Autor:redakcja

01 marca 2017, 08:52 • 12 min czytania 15 komentarzy

Życie nauczyło nas, że kwestionowanie powołań Nawałki nie ma najmniejszego sensu, więc po zaproszeniu do szerokiej kadry na Euro i kolejne zgrupowanie Pawła Dawidowicza – mimo że nie był to oczywisty ruch – nie zamierzaliśmy protestować. Mimo to młody zawodnik miał okazję przeczytać o sobie w sieci mnóstwo negatywnych komentarzy. Jak sobie z nimi radził? Co zmienił w swoim podejściu, by wyeliminować urazy? Kiedy wreszcie wystrzeli i przestanie być wiecznym talentem? Przy okazji małego tripu po Zagłębiu Ruhry zawitaliśmy do Pawła Dawidowicza i sprawdziliśmy, co u niego słychać. 

Kadra ogląda wszystkie mecze. Myślisz, że odpuściłaby lepszego ode mnie?

Paweł, zapytam jak większość internautów: co ty w ogóle robisz w tej kadrze?

Staram się pracować tak, by odpowiedzieć na to pytanie grą. Najpierw muszę pokazać w klubie, że to miejsce mi się należy. Liczę, że pytanie samo się odpowie za jakiś czas.

Słyszałem, że lubisz sobie poczytać te wszystkie komentarze.

Kiedyś bardziej to lubiłem. Teraz mam mniej czasu, jakoś nie czuje potrzeby, by to sprawdzać. Luźno do tego podchodzę, ale tak, ciekawość była czasami silniejsza ode mnie. Pisali coś o mnie – wypadało przeczytać, odruchowo schodziłem na dół strony do komentarzy. Niczego do siebie nie brałem, czy pisali dobrze czy źle było to dla mnie bez różnicy.

Reklama

Trener Nawałka przygotowywał cię jakoś na ten szum? Musiał wiedzieć, że powołując do szerokiej kadry na Euro zawodnika z rezerw Benfiki wywoła burzę.

To jest normalne. Gdy dostałem powołanie, liczyłem się z tym, że tak będzie. Nic nie zmieniło się we mnie, w treningach, podejściu, pewności siebie. Cieszyłem się, że tam jestem.

Sam po sobie czułeś, że sportowo zasłużyłeś na powołania? Przed Euro na wyjazd zasługiwało pewnie bardziej paru innych obrońców.

Tak? To ich wymień.

Łukasz Szukała czy – no nie wiem – nawet Maciej Dąbrowski, wówczas chyba najlepszy obrońca w lidze.

I w czym oni byli lepsi? Oglądałeś mecze portugalskiej ligi?

Reklama

Nie.

Skoro nie oglądałeś, to jak możesz powiedzieć, że oni byli w czymś lepsi? Skoro kadra oglądała wszystkie mecze, myślisz, że by odpuścili kogoś lepszego?

Nie wiem, pytam ciebie.

Też nie wiem. Ale mówiłeś, że ktoś był lepszy.

Maciej Dąbrowski był jednym z najlepszych obrońców w poważniejszej lidze niż druga liga portugalska.

OK, możesz tak myśleć. Byłeś kiedyś na meczu drugiej ligi portugalskiej?

Widzę, jacy piłkarze tam grają, po tym już można ocenić.

To spójrz na to, gdzie oni poszli dalej. Bernardo Silva poszedł do Monaco z Benfiki B. Nigdy nie grał w pierwszym zespole. OK, Renato Sanches może grał w pierwszej drużynie, ale większość czasu spędził w rezerwach. Zobacz sobie kadrę angielskiego Wolverhampton i zwróć uwagę na to, ilu gości grało tam w Benfice B. Spójrz potem na Porto B, Sporting B. Ja tego nie oceniam, ale gdy popatrzysz, jacy zawodnicy odchodzą z drugiej ligi portugalskiej i gdzie, to nie wiem, czy się wybronisz.

Przecież z polskiej ligi piłkarze też odchodzą do poważnych klubów. Linetty czy Bereszyński – najświeższe przykłady.

OK, zgadzam się, ale nie możesz powiedzieć, że to słabsza czy lepsza liga. Ja też nie porównuję. Mnie to zawsze śmieszyło, gdy ktoś patrzył na to w ten sposób.

Czyli uważasz, że sportowo zasługiwałeś?

Nie wiem. Czy zasługiwałem czy nie – robiłem wszystko, co w mojej mocy i myślę, że było OK.

Do Arłamowa jechałeś z nastawieniem, że i tak jesteś tam raczej na chwilę czy obiecywałeś sobie coś więcej?

Wierzyłem, że faktycznie mogę pojechać na Euro. Pierwszy trening był może nerwowy, ale później było już dobrze. Byłem przygotowany psychicznie, by pojechać.

Jak zareagowali u ciebie w klubie? Z  jednej strony mieli gościa, któremu nie dawali nawet szansy w pierwszym zespole, z drugiej strony prawie pojechał na Euro z Lewandowskim i Milikiem.

Przyjęli to bardzo dobrze, z uśmiechem na ustach. Stamtąd ludzie często jeżdżą na kadry, to dla nich normalne. Pogratulowali, pożyczyli powodzenia i tyle.

WARSZAWA 10.10.2016 TRENING REPREZENTACJI POLSKI --- POLISH FOOTBALL NATIONAL TEAM TRAINING SESSION IN WARSAW PAWEL DAWIDOWICZ FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Stajesz się powoli wiecznym talentem? Trochę czasu już minęło od kiedy wyjechałeś na zachód, a w dalszym ciągu jeszcze nie odpaliłeś.

Nie lubię sformułowania talent, bo wiem, że bez pracy nic nie można osiągnąć. Obojętnie gdzie nie jestem, muszę często pracować. Jeszcze nie odpaliłem, bo spowalniały mnie częste kontuzje. To było bardzo męczące. Wracasz do zdrowia, czujesz się super, grasz parę dobrych meczów i znowu uraz, znowu coś. Nie ma stabilizacji. Trener niby widzi, że jest fajnie, ale zdrowie szwankuje. Zmieniłem bardzo dużo w jedzeniu, treningach, podchodzę teraz do zawodu tak profesjonalnie, jak jeszcze nigdy nie podchodziłem.

Co konkretnie zmieniłeś? Domyślam się, że często poszukiwałeś odpowiedzi na pytanie, skąd te urazy.

Zrobiłem parę testów, które dały mi odpowiedzi, co powinienem jeść, jakie ćwiczenia muszę robić. Dużo pomogli mi trenerzy z kadry, którzy sami zaproponowali mi osoby, które mogą mnie wesprzeć. Widzieli, że mam problemy i też chcieli wiedzieć, z czego one wynikają. Zawsze jadłem dobrze – czyli bez żadnych fast foodów – ale dobrze to nie zawsze znaczy odpowiednio. Organizm potrzebował innych rzeczy. Muszę jeść dużo ryb i wątróbkę, której bardzo nie lubię. Żeby zabić smak dodaję ogromne ilości pieprzu, soli i sosy (śmiech). Makarony i ryż tylko brązowe, mało ziemniaków, słodycze odstawiłem już dawno. Jedzenie mniej smakuje, ale nie o to chodzi. Ważne, by pomagało.

A ćwiczenia?

Przychodzę wcześniej, idę na siłownię, robię stabilizację, aktywuję biodra. Po treningu zawsze przychodzę, roluję się i rozciągam. Łukasz Piszczek doradził mi na przykład, by rozciągać się też przed snem i staram się to praktykować. Spędzam generalnie dużo czasu w klubie. Po to chodzisz do klubu, by być lepszym. Czy ktoś do mnie przyjedzie czy nie – dla mnie to bez różnicy, swoje muszę odrobić. Mamy gdzieś jechać? To pojedziemy, ale gdy już będę wolny. Nigdy nie mam tak, że sobie poluzuję, bo ktoś na mnie czeka. Wiem, że następnego dnia jest trening, to już sobie planuję, że o tej godzinie zrobię to, o tej pójdę spać, o tej zjem itd. Dziewczyna ma ze mną problem, bo musi się do mnie dostosować. Jak idziemy wcześniej spać, to ona też musi. Jak muszę jeść dane produkty, to ona musi to dla mnie zrobić albo musimy zjeść to razem. Robię to by być lepszym zawodnikiem. Gdy tylko coś mi koliduje z piłką, to z tego rezygnuję. Jeśli chcesz być najlepszym, musisz pracować jak najlepsi.

Cierpliwie podchodzisz do swojej kariery czy narzucasz sobie, że musisz już odpalić?

Narzucałem na siebie presję, gdy byłem w Benfice, gdzie od razu złapałem kontuzję i wypadłem na pół roku. Wiesz, jak to jest – na początku zawsze jest boom, wszyscy patrzą na ciebie, a po takiej przerwie tak naprawdę musisz od początku budować swoją wartość, przestają cię kojarzyć. Bardzo mi się spieszyło. Mięsień nie zdążył się jeszcze zregenerować, a już chciałem pokazać, że mogę grać i należy mi się miejsce. Wchodzisz do gry za wcześnie, a potem znowu coś boli, kolejne problemy. Trochę tego przeszedłem, więc dziś podchodzę do tego o wiele spokojniej. Ale tak, chcę jak najszybciej grać na najwyższym poziomie i mieć z tego frajdę.

Nikt cię nie stopował, gdy chciałeś przedwcześnie wrócić?

Stopowali, stopowali, ale wiesz jak to jest – gdy zawodnik mówi codziennie, że czuje się już dobrze, ufają mu. Przez to moja przerwa była o wiele dłuższa. Przyplątało się potem jeszcze dużo innych mniejszych urazów. W samym Bochum miałem już trzy.

Myślałeś o tym pewnie nie raz, nie dwa i nie dziesięć, więc zapytam wprost – dlaczego nie przebiłeś się w Benfice? Można mówić, że hamowały cię kontuzje, ale jednak rozegrałeś tam zero minut. 

Przed wypożyczeniem do Bochum miałem obóz przygotowawczy z Benficą. Czułem się dobrze, treningi mi szły. Myślałem, że to będzie już ten moment. I znowu przytrafiła się kontuzja. Znowu nie grałem, w końcu znalazłem się poza kadrą na sezon. Musiałem pójść gdzieś grać, bo już nie chciałem znowu spędzić sezonu w rezerwach. Nie chciałem zostawać w Portugalii, ludzie, którym ufam, dawali mi inne propozycje. Razem uznaliśmy, że w Niemczech będzie najlepiej.

Zainteresowana była tobą podobno nawet pierwsza Bundesliga. Bałeś się, że powtórzy się Benfica?

Bardzo chciałbym iść do pierwszej Bundesligi, taki jestem z charakteru, że bardzo lubię wyzwania. Ciężko mi powiedzieć, co by było. Fakt faktem, że na wypożyczeniu najważniejsze jest to, by grać. Uzgodniliśmy, że tak będzie lepiej.

GDANSK 01.06.2016 MIEDZYNARODOWY MECZ TOWARZYSKI: POLSKA - HOLANDIA --- INTERNATIONAL FRIENDLY FOOTBALL MATCH: POLAND - NETHERLANDS PAWEL WSZOLEK PAWEL DAWIDOWICZ FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Poszedłbyś drugi raz do Benfiki, wiedząc, że się nie przebijesz?

Poszedłbym.

Mimo tego, że nie zagrałeś ani minuty?

Patrząc na swój postęp, technikę, taktykę, na to ile rzeczy zobaczyłem włącznie z tym jak funkcjonuje poważna piłka – oczywiście, że poszedłbym jeszcze raz.

Ale jednak nie grałeś.

Różnie mogło być, gdybym poszedł gdzie indziej lub poczekał. Rynek wygląda tak, że gdy o piłkarzu jest głośno i zgłaszają się po niego kluby, idzie tam, gdzie dadzą za niego najwięcej. Możesz powiedzieć sobie, że wolisz iść do średniego klubu, ale tak się nie da. Twój klub powie ci:

– Co ty? Inny klub wykłada więcej, nie ma szans, byś tam poszedł. Albo idziesz tam, gdzie oferta jest najlepsza, albo nie idziesz nigdzie.

Tak wygląda piłka. Każdy wie, że w średnim klubie masz większe szanse, ale średni klub nie wyłoży za ciebie takich pieniędzy.

Często podobne rzeczy mówi się o Kapustce. Fajnie iść do belgijskiego średniaka, ale on nigdy nie wyłoży za piłkarza tyle co Leicester.

Takie komentarze piszą ludzie, którzy nie mają pojęcia, na czym polega rynek transferowy. Czytają to inni ludzie bez pojęcia i mówią “faktycznie, powinien pójść do jakiegoś średniaka, tam by chociaż grał”. Tak to niestety nie funkcjonuje. Wielkie kluby mają szerokie kadry, ściągają dobrych zawodników i potem wypożyczają ich do średnich klubów. Poza tym cały czas graliśmy w rezerwach w drugiej lidze, gdzie też mieliśmy ciężkie mecze, też się przygotowywaliśmy, to normalne rozgrywki. Schodzili do nas zawodnicy z pierwszego zespołu i to nie byle jakie nazwiska. Grali zupełnie jak my. To pozwalało mi uniknąć doła, bo zawsze miałem gdzie grać i nie traciłem czasu.

Jedno z ciekawszych nazwisk to Renato Sanches. Widać było po nim przepaść?

No właśnie… nie. Był normalnym zawodnikiem, jak każdy. Porównywalny. Czasami zagrał coś fajnego, czasami zrobił głupi błąd.

Gdybyś miał wskazać, kto z twojej ekipy zrobi największą karierę, nie byłby to on?

Raczej bym wskazał na Guedesa, który poszedł teraz do PSG. On naprawdę się wyróżniał. Boczny, szybki, strzelał bramki. Renato miał po prostu fajny moment, wszedł i od razu błysnął. Fajnie, że mu poszło, bo pokazał, że można.

Patrzyliście mu w akt urodzenia?

No właśnie nikt do końca nie wie, jak to z nim jest! W szatni też były z tego podśmiechujki. Chłop miał szesnaście lat a był już tak nabity i silny jak normalny gracz. Szatnia podłapała to zanim w mediach był szum, ale wystarczyło na niego tylko spojrzeć i skojarzenia nasuwały się same.

A propos – podobno ty spędzałeś w Portugalii sporo czasu na siłowni, przybyło ci 10 kilogramów masy mięśniowej.

Wyjeżdżając z Polski nie byłem jeszcze fizycznie gotowy, by wejść na najwyższy poziom. Pracowałem szybko, by to nadgonić. W Bochum też ciągle pracuję, mamy sporo siłowni. Patrząc na środkowych obrońców czy szóstki z Ligi Mistrzów, wszyscy z nich są silni, to minimum.

Tego ci najbardziej brakowało?

Na początku tak. Klub poświęcił na to dużo uwagi. Napastnik nie może cię przepychać.

Spodziewałeś się, że mówiąc w rozmowie z Łączy nas Piłka “albo dostanę w szansę w pierwszym zespole, albo odchodzę”, wywołasz w Portugalii prawdziwą burzę i trafisz na okładki dzienników? I to, by było śmieszniej, w momencie, gdy reprezentacja miała zgrupowanie, więc było o czym pisać.

Powiedziałem coś w tym kontekście, ale konkretnie nie to. Benfica jest od kilku lat klubem, którym każdy w Portugalii się interesuje i to normalne, że gdy ktoś od nas coś powie czy zrobi, to od razu trafia na okładki. W portugalskich mediach – obojętnie, co mówię – często moje wypowiedzi są ucięte przez klub. Czy się spodziewałem burzy? Powiedziałem to powiedziałem.

W klubie było ostro?

Miałem rozmowę. Bardziej może monolog niż rozmowę (śmiech). Rozmawialiśmy o czymś innym i przy okazji zostało to poruszone. Ale było raczej dość spokojnie.

Koniec końców wyszło ci to chyba na dobre, bo z Benfiki odszedłeś.

Myślę, że to nie miało wpływu. Po zakończeniu sezonu wiedziałem na 99%, że będę na okresie przygotowawczym z pierwszym zespołem. Wszyscy mówili mi, że to jest już ten czas, taki mieli plan.

Tobie w ogóle to przeszkadza, że jedni uważają cię za stopera, inni za defensywnego pomocnika?

Nie, bo to podobne pozycje. Na szóstce po prostu masz częściej piłkę pod nogą i bardziej musisz się rozglądać. Na stoperze jesteś bliżej rywala, pilnujesz. Nie, nie przeszkadza mi to.

Czujesz się lepszy na którejś z nich?

Bez różnicy.

Uśmiech był wymowny, więc zakładam, że na którejś jednak lepiej, ale nie chcesz sobie zamykać furtki.

Powiem tak: najważniejsze, by grać.

WROCLAW 17.11.2015 MIEDZYNARODOWY MECZ TOWARZYSKI: POLSKA - CZECHY 3:1 --- INTERNATIONAL FRIENDLY FOOTBALL MATCH: POLAND - CZECH REPUBLIC 3:1 BARTOSZ FRANKOWSKI PAWEL DAWIDOWICZ MICHAL PAZDAN FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Odczułeś dużą różnicę w mentalności między Portugalią a Niemcami?

I tu i tu żyją piłką. Byłem ostatnio na basenie, a tam dwóch starszych panów cały czas gadało o piłce. W Portugalii do samo. Wchodzisz do knajpy – na telewizorze piłka, wszyscy o niej rozmawiają. Mnie się to bardzo podoba. Różnice? W Portugalii więcej było w tym wszystkim zabawy. Jakiś dziadeczek, jakieś sztuczki… Gdy ktoś dostał dziurę, cała drużyna się z tego śmiała. W Bochum jest raczej podejście na zasadzie “zrobić pracę i iść do domu”. Jeżeli zrobisz sztuczkę i jest ona dobra – OK, fajnie. Ale jak ci nie wyjdzie, to dużo jest zastrzeżeń, że to niepotrzebne.

Piotr Ćwielong wspominał, że u Gertjana Verbeeka praktycznie nie ma gwizdków na treningach. Dostajesz po kostkach – jedziesz do końca.

Mnie się to podoba. Gdy wchodzisz później na mecz, to nie ma symulowania, bo nie jesteś do tego przyzwyczajony. Gdyby gwizdali ci wszystko na treningach, grałbyś potem tak w meczach i denerwował się, że sędzia ci czegoś nie gwiżdże. Na treningach jest ostro, to fakt. Ktoś cię sfauluje, to zapamiętujesz kto i próbujesz mu oddać. Normalne. Dzięki temu trening jest fajny, szybszy, agresywniejszy. Wiadomo, że po treningu wszyscy kumple, zbijamy piątki i śmiejemy się w szatni. Ale gdy mnie ktoś kopnie, to dłużny nie zostaje. Poza tym w Niemczech wszystko jest uporządkowane. Wiem, o której co się zaczyna, o której kończy, o której jest wideo, o której mamy wolne. Jak gierka trwa sześć minut, to trwa sześć minut, ani sekundy dłużej.

Rozważałeś w ogóle powrót do Polski po Benfice czy uznałeś to za krok w tył? Miałeś możliwość pójścia do Legii.

Nie chciałem z jednego powodu – gdybym wrócił do Polski, i tak po pół roku chciałbym wyjechać. To po co wracać, skoro i tak znam siebie i wiem, że i tak bym gdzieś pojechał, gdybym miał szansę?

Do Polski pograć w piłkę przyjedziesz jednak na MME. Analizujesz już powoli grę Sterlinga czy Rashforda?

Nie nastawiam się jeszcze na te mecze. Przyjdzie grać, to wtedy się będę przygotowywał. Daleko w przyszłość nie patrzę. Cieszę się, że będzie mocna grupa. Najlepiej by było, by przyjechali wszyscy ci, co mogą przyjechać. Po to się gra takie turnieje, by mierzyć się z najtrudniejszymi rywalami.

Zdajesz sobie sprawę, że ciężko wyobrazić sobie lepsze okno wystawowe?

Spokojnie, do rozegrania mam jeszcze sporo meczów w Bochum. Chciałbym otworzyć letnie okno już tutaj i pojechać na turniej z czystą głową.

Rozmawiał JAKUB BIAŁEK

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

15 komentarzy

Loading...